Historie osobiste

"Szukanie pracy tuż przed okresem ochronnym? Proszę bardzo, zamiast straszyć, niech mnie zwalniają"

"Szukanie pracy tuż przed okresem ochronnym? Proszę bardzo, zamiast straszyć, niech mnie zwalniają"
Czułam się niedoceniana w pracy. Postanowiłam o siebie zawalczyć, mocno ryzykując
Fot. Agencja 123rf

Po latach pracy w tej samej firmie nie przypominałam już tamtej energicznej dziewczyny, która aplikowała na wymarzone stanowisko. Zawsze byłam ambitna i wydawało mi się, że nic mnie nie zatrzyma w dążeniu do celu. Kolejne szkolenia, nowe projekty, coraz więcej obowiązków czyniły ze mnie pracownicę niemal idealną. Niestety kosztem samej siebie. 

Straciłam balans między życiem zawodowym a prywatnym. I nic w zamian nie zyskałam. Nie mam pojęcia, dlaczego tak kurczowo trzymałam się tej firmy. Teraz jestem po pięćdziesiątce i nie mam wyboru, muszę dotrwać do emerytury, choć kompletnie brak mi motywacji do pracy. Otaczają mnie dużo młodsi pracownicy, roszczeniowi i wygodni, którzy ochoczo robią tylko jedno: przerzucają obowiązki na innych. A wynagrodzenie dostają takie samo jak kilkoro niedobitków ze starej kadry, którzy uczciwie starają się sprostać wyśrubowanym wymaganiom szefostwa.

Kiedyś było inaczej...

– Wyobrażasz sobie takie podejście za naszych czasów? – wzdychałam. – Nie do pomyślenia.

– Racja – przytakiwał mi kolega zza swojego biurka. Byliśmy w podobnym wieku i nasze poglądy w tym temacie również były zbieżne. Bardzo ceniłam Wojtka za odpowiedzialność i obowiązkowość. – Ten nowy chłopak wyszedł na papierosa już trzeci raz. Czy jemu się wydaje, że raporty same się napiszą?

– No co ty! – parsknęłam śmiechem. – On ma pewność, że w razie czego my je napiszemy, żeby nie świecić oczami przed szefem.

– Dlaczego to zawsze nam dają nowych do przyuczenia? – Wojtek nerwowo klikał w klawiaturę. – Jakbyśmy mieli mało roboty. Tylko czekać aż dorzuci coś więcej.

Wykrakał…

 

Zaczęło się od niesprawiedliwości

Szef uznał, że kilka dodatkowych obowiązków nam nie zaszkodzi. Zlikwidował jeden z działów, który wydawał mu się nierentowny, a obowiązki zwolnionych pracowników scedował na naszą dwójkę. Rano wstawałam przemęczona i szłam do pracy z jeszcze większą niechęcią. Przybyło nam pracy, a pensja nie wzrosła nawet o złotówkę.

– Wrócimy do tematu za pół roku – obiecywał dyrektor. – Po podsumowaniu rocznym sytuacja będzie jasna, zabezpieczę środki na podwyżkę i zrobimy aneks do umowy.

– Pożyjemy, zobaczymy – mruknęłam, wychodząc z jego gabinetu.

Szczerze mówiąc, byłam zdziwiona, że Wojtek nie reaguje na tę jawną niesprawiedliwość. Zwykle jak lew walczył o premie i dodatki świąteczne. Wiele z tych benefitów zawdzięczaliśmy właśnie jemu, bo miał dużą siłę przebicia. Czyżby i jego dopadło wypalenie zawodowe? Atmosfera w biurze stała się tak gęsta, że można ją było kroić nożem.

Przez te wszystkie lata naprawdę wiele zrobiłam dla firmy. I po co? Czułam się niedoceniana, a widok piętrzących się na biurkach segregatorów tylko bardziej mnie demotywował. Gdybym wzorem młodszej kadry prześlizgiwała się od weekendu do weekendu, zdecydowanie lepiej bym na tym wyszła.

– Ledwo mamy czas zjeść śniadanie, a konto w banku nie zachwyca – narzekałam.

Wojtek spojrzał na mnie zza grubych szkieł okularów i pogładził wąsy. Wyglądał na zamyślonego.

– Likwidacja całego działu to był błąd – skwitował.

I tyle.

 

Frustracja narasta

Łudziłam się, że powalczy o podwyżkę dla nas obojga. Jednak gdy zaczynałam o tym mówić, zmieniał temat, jakby się pogodził z sytuacją. Długo biłam się z myślami, co powinnam zrobić? Przejąć rolę Wojtka i stanowczo upomnieć się o podwyżkę w swoim i jego imieniu? Przecież to skandaliczne, jak się nas w tej firmie traktuje. Musiało minął kilka tygodni, żebym zrozumiała, że wcale nie tworzymy jednomyślnego zespołu…

– Jutro mnie nie ma – uprzedził Wojtek, kiedy oboje zbieraliśmy się do wyjścia. – Jadę na kilka dni w Tatry. Muszę odpocząć.

– No, proszę, proszę. Gratuluję i zazdroszczę. Nic nie wspominałeś. Skąd taki pomysł?

– Trzeba jakoś uczcić podwyżkę – odparł i dopiero po chwili dotarło do niego, że powiedział o słowo za dużo.

 

Ogromne rozczarowanie

Jeszcze nigdy tak szybko się pakował. Wcisnął notatnik do neseseru i niezdarnie zasunął krzesło. Spod gęstego, szpakowatego zarostu przebijały purpurowe rumieńce. Stałam oszołomiona, nie spuszczając z niego wzroku. Wyszedł na korytarz, potykając się w progu. Czułam się jak ogłuszona. Osunęłam się na krzesło i ukryłam twarz dłoniach.

– Wychodzi pani? – zagadnął ochroniarz, gdy najwyraźniej wszyscy inni już wyszli.

Nie miałam komu się zwierzyć, wyżalić. Dotąd Wojtek był w firmie osobą, której w pełni ufałam. Jak mógł mi to zrobić? Pracowałam równie ciężko, a może nawet ciężej niż on. Słowem się nie zająknął, że dostał podwyżkę. A sądząc po jego reakcji, nie wstawił się też za mną u szefa. Tymczasem ja od tygodni chodziłam jak struta i zbierałam się na odwagę, by zawalczyć o nas oboje.

Cóż, większość ludzi to egoiści. Może więc nie powinnam obwiniać kolegi, tylko samą siebie? Jeśli ja siebie nie cenię i pozwalam się wykorzystywać, to czemu inni mają być lepsi? Umówiłam się z szefem na rozmowę. Tym razem nie dam się zbyć.

– Pan Wojciech ma dłuższy staż – argumentował, nawet na mnie nie patrząc i notując coś na karteczce samoprzylepnej.

– Dwa lata. Raptem dwa lata dłużej, co jest żadną różnicą. A to, co z pan robi, to jawna dyskryminacja. Mężczyzna na podobnym stanowisku i z podobnym stażem pracy zarabia więcej niż kobieta? Świetny temat dla lokalnej prasy.

– To groźba? – parsknął. – Niech pani nie będzie śmieszna!

– A widzi pan, żebym się śmiała? Podwyżka od dawna mi się należy – wycedziłam.

– Zawsze uważałem panią za rozsądną kobietę. – Szef rozparł się na krześle i obrzucił mnie protekcjonalnym spojrzeniem.

 

Zaskakujący finał

W tamtym momencie było mi już wszystko jedno. Niech mnie zwolni, proszę bardzo. A potem niech szuka kogoś na moje miejsce, powodzenia. Przestałam się obawiać wizji poszukiwania pracy tuż przed emeryturą. Lepsze to niż tkwienie w środowisku, w którym czułam się niedoceniana, a bliski kolega zgarnął profity za swój i mój wysiłek.

– Kiepsko na wyszłam na tym rozsądku. Widać nie opłaca się być dobrym i uczciwym pracownikiem – odparłam, wprawiając mężczyznę w zakłopotanie.

Dobrze wiedział, że jestem jedną z jego najlepszych pracownic. Zawsze pokorna, zawsze dostępna, zawsze niezawodna. Najwyższy czas pomyśleć o sobie. Nie miałam pojęcia, jaką decyzję podejmie, ale przed wyjściem z gabinetu postawiłam mu ultimatum: albo da mi podwyżkę, albo sama złożę wypowiedzenie.

Następnego dnia zastałam na biurku aneks do umowy. Dostałam więcej, niż mogłam się spodziewać. Wystarczyło tylko być stanowczą i pewną siebie. Szkoda, że zrozumiałam to tak późno. Tymczasem Wojtek poprosił szefa o udostępnienie mu stanowiska pracy w innym biurze. Od tamtego niezręcznego momentu ani razu nie spojrzał mi w oczy.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również