Recenzje

Kos czyli filmowa opowieść o Tadeuszu Kościuszce w wersji westernowej. Grochowska i Więckiewicz dali popis

Kos czyli filmowa opowieść o Tadeuszu Kościuszce w wersji westernowej. Grochowska i Więckiewicz dali popis
Agnieszka Grochowska i Jacek Braciak w filmie Kos
Fot. mat. pras.

Obsypany nagrodami na festiwalu filmowym w Gdyni "Kos" wchodzi do kin. To odważna interpretacja losów Tadeusza Kościuszki, opowiedziana językiem Tarantino. Wyraźnie pokazuje, że nawet największy bohater potrzebuje świadomego narodu, który za nim staje. Tu zaś gnuśność i egocentryzm rodzimej szlachty przeraża i tłumaczy dalsze losy kraju. 

"Kos" opowiada o czasie tuż przed Insurekcją, kiedy Kościuszko (Jacek Braciak) wraca z Ameryki, gdzie walczył o niepodległość jako generał brygady. Ziemie polskie (już częściowo pod zaborami) przemierza ze swoim czarnoskórym ordynans (to historia prawdziwa) i stara się przeszczepiać amerykańskie idee na lokalne warunki. I tak, jak w Ameryce, swoje wojskowe pobory przeznaczył na wykup niewolników, tak tym w Polsce próbuje ograniczać pańszczyznę. Z jakim odbiorem szlachty się spotyka łatwo sobie wyobrazić.

Film Pawła Maślony pokazuje gnuśność polskiej szlachty bez przymrużenia oka i dowcipu, jaki oglądamy w serialu "1760". Tu obraz ludzi, którzy pomiatają swoimi poddanymi naprawdę boli. To plan ogólny. W zbliżeniu mamy konkretny przykład i oglądamy losy młodego bękarta (Bartosz Bielenia), rozpaczliwie walczącego o swoją godność i prawo do ziemi. Kiedy wszyscy bohaterowie - Kościuszko i jego ordynans, poszukujący go rotmistrz Dunin (wspaniała rola Roberta Więckiewicza), szlachecki bękart i jego zawistny brat (Piotr Pacek) spotkają się w dworku owdowiałej pułkownikowej, a dawnej miłości Kościuszki (Agnieszka Grochowska) zaczyna się prawdziwa kinowa zabawa. 

 

Tu właśnie pojawiają się podobieństwa do "Bękartów wojny" Quentina Tarantino i tu zaczyna się naprawdę wartka akcja. Doskonałe dialogi podlane smakowitością sytuacji, że rotmistrz nie ma pojęcia, że siedzi przy stole z samym Kościuszką. Porównania pańszczyzny z niewolnictwem, żarty z nadęcia i głupoty możnowładców, mrugnięcie okiem w stronę buńczuczności Rosjan. Co ciekawe, to właśnie rotmistrz Dunin wygłasza zdania na temat Polski, które idealnie opisują mentalność narodu. 

To najlepsza część filmu, który na początku rozkręca się powoli a pierwsze żarty oparte kontrastach kulturowych między czarnoskórym ordynansem a zaskoczonymi Polakami szaleńczo nie śmieszą. Kiedy jednak bohaterowie zaczynają grać w grę niedopowiedzeń i metafor we wspomnianym dworku, robi się naprawdę smakowicie i... autentycznie wystrzałowo.  

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również