Relacje

"Ładni mają łatwiej? Można się na to obrażać... Ja wolałam zmienić się z szarej myszy w boginię"

"Ładni mają łatwiej? Można się na to obrażać... Ja wolałam zmienić się z szarej myszy w boginię"
Fot. 123rf

Uroda pomaga w życiu, mówią jedni. Ale przecież, nie ma ludzi brzydkich, są tylko... zaniedbani - dodają drudzy. 

Dlaczego wciąż nie dostałam awansu?

Wiedziałam, że jestem świetna w tym, co robię. Mój dział bił na głowę konkurencję w regionie, ba, w całej Polsce. I nie musiałam w tym celu posuwać się do zastraszania pracowników czy stosowania nieczystych zagrywek, co nie było rzadkie w naszej branży, choć ze wszech miar karygodne.

Nie nazwałbym samej siebie pracoholiczką, ale bez wątpienia jestem ambitna i pracowita. Umiem stanąć na wysokości zadania i gdy trzeba, pracuję po godzinach. Lubię wyzwania, lubię być najlepsza. Rzadko kiedy coś mi nie wychodzi, nic więc dziwnego, że pochwały, premie i nagrody mnie nie omijają, podobnie jak moich podwładnych. Szkoda tylko…

– Pani Joanno, awans na dyrektora jest już tylko formalnością.

To zapewnienie słyszałam regularnie od trzech lat. Może dłużej. Systematycznie podnosiłam wyniki, przewyższając oczekiwania zachwyconego zarządu, a jednak awansu nie było.

Długo zbierałam się w sobie, by wprost zapytać, dlaczego ta najważniejsza nagroda za ciężką pracę wciąż wymyka mi się z rąk. Gdy w końcu umówiłam się z prezesem na zasadniczą rozmowę o mojej przyszłości, tuż przed wejściem do gabinetu niechcący usłyszałam coś, co wbiło mnie w podłogę.

– Joanna jest świetna w tym, co robi, tylko… no, wie pani, jest… jakby to powiedzieć – prezes westchnął – mało reprezentacyjna.

– Taka mądra i zdolna, a w tym jednym aspekcie… porażka – sekretarka potakiwała prezesowi. – Zasłużyła na awans, ale dyrektorskie stanowisko wiąże się z częstymi wyjazdami. Gdyby Asia bardziej o siebie zadbała, podkreśliła swoje atuty… Przecież to niebrzydka kobieta, a zupełnie tego nie pokazuje. – Pani Maria aż cmoknęła z niezadowoleniem.

Uciekłam spod gabinetu... 

Zgłosiłam, że źle się czuję i po raz pierwszy od ośmiu lat poprosiłam o zwolnienie lekarskie. Nie byłam w stanie funkcjonować. Głowa mi pękała, żołądek pulsował, jakbym się czymś struła, a oczy piekły od powstrzymywanego płaczu.

Jak to możliwe, by w XXI wieku, w czasach tępienia body shaming, bardziej liczy się wygląd niż kompetencje? Ładniejszym wszystko samo wpada w ręce, a szare myszki i kopciuszki, bez względu na swoje osiągnięcia, ciągle muszą udowadniać swoją wartość? To nie w porządku! I to tu tutaj, w firmie, której poświęciłam tyle lat, ofiarowując swoje umiejętności, czas, pasję, zaangażowanie. Poczułam się potraktowana tak niesprawiedliwie, że miałam ochotę rzucić to wszystko. Na zawsze.

Mogę się obrazić lub...

– Od kilku dni nie odpisujesz, nie oddzwaniasz. Co się dzieje? – Na progu mojego domu stanęła zmartwiona przyjaciółka i wymusiła ode mnie zeznania.

Byłam zawstydzona, ale opowiedziałam jej o tym, jak mnie potraktowano. Musiałam wyrzucić z siebie frustrację.

– I co, zamierzasz odejść z pracy? Z powodu kilku podsłuchanych słów? I od nowa budować pozycję w innym miejscu? Odbywać całą drogę na szczyt jeszcze raz?

– To co powinnam zrobić? Udać, że nic nie słyszałam? Upokorzyli mnie. Okazali się powierzchowni, małostkowi i… i… – zapowietrzyłam się.

– I szczerzy. Jako dyrektorka będziesz wizytówką firmy. Lepsza luksusowa karta niż byle jaki kawałek papieru.

– Co?!

Wzięła się pod boki.

– No co się tak dziwisz? Mało razy ci mówiłam, żebyś o siebie zadbała? Ale tobie szkoda czasu na strojenie się, malowanie, na porządnego fryzjera, o regularnych wizytach u kosmetyczki nie wspomnę. Ludzie patrzą oczami i polegają na pierwszym wrażeniu. Tak było, jest i będzie. Chcesz walczyć z wiatrakami?

Gapiłam się na przyjaciółkę z niedowierzaniem.

– I ty, Brutusie…

– Nawet się cieszę, że te słowa padły. Może wreszcie się przejmiesz. Te maskujące kolory i fasony, włosy w kok i szczątkowy makijaż nie dodają ci blasku. Za to lat, owszem. Jesteś ładna, ale gdybyś poświęciła trochę uwagi swojemu ciału i twarzy, byłabyś oszałamiająca. Zaskocz ich i zmuś, by dali ci ten awans. Nie uciekaj jak mysz, skoro masz duszę orlicy.

– Zaraz… orlicy. Myślisz, że…

– Nie myślę. Wiem. Zbieraj się, idziemy na zakupy. Potrzebujesz czegoś, co podkreśli tę obłędną figurę, której zawsze ci zazdrościłam. 

Następne pięć dni Wanda była moją przewodniczką po butikach i salonach kosmetycznych. Szybko przestałam się opierać, gdy odkryłam, że to wszystko jest tak przyjemne i relaksujące. To była świetna zabawa, a efekt najbardziej zdumiał mnie samą…

 

Mój powrót do biura można porównać do wizyty znanej aktorki. Wszyscy się za mną oglądali albo podchodzili bliżej, bo nie dowierzali, że ja to ja. Wywarłam piorunujące wrażenie na współpracownikach. Rozjaśnione pasemkami i modnie ścięte włosy zmieniły szaraczka w kobietą światową. Makijaż, którego uczyłam się kilka godzin, podkreślał atuty mojej twarzy, przede wszystkim, jak powiedziała wizażystka, duże oczy, wydatne kości policzkowe i piękny kształt ust.

– Sądziłam, że jestem już zbyt dojrzała na błyszczyki… – mruknęłam do pochylonej nade mną kosmetyczki.

– A ile pani ma lat? Proszę wrócić z tym pytaniem, jak skończy pani sto!

Nowa sukienka uwydatniała długie nogi i wąską talię. Wystarczyło dobrać odpowiednie ubrania, by męski wzrok nie omijał mnie jak kamienia. Lustro pokazywało mi więcej niż atrakcyjną kobietę, ale i tak byłam zdumiona zachowaniem ludzi wokół. Nagle mnóstwo osób chciało ze mną wypić kawę w kuchni. Do mojego biurka co rusz ktoś podchodził, by zagadać, niekoniecznie w sprawach związanych z pracą. Nawet trzymający się na uboczu Kamil, którego ceniłam zawodowo, a podobał mi się czysto prywatnie, ośmielił się, by zaproponować mi wspólny lunch. Jakbym wraz z nowym wyglądem stała się bardziej przystępna.

 W końcu wieści dotarły do szefostwa.

– Pani Joanno, prezes prosi. – Sekretarka uśmiechała się do mnie z taką miną, jakby czuła się współautorką mojego towarzyskiego sukcesu.

Pani Joanno, prezes prosi 

Dostałam awans. Raptem kilka tygodni po tym, jak odmieniłam swój wygląd. Dziwnie się czułam. Zasłużyłam na tę promocję, była ukoronowaniem lat wytężonej pracy, miałam prawo być dumna, ale zarazem nie opuszczało mnie wrażenie absurdu. Czy awans dostałam ja, czy moje nowe opakowanie?

W środku byłam tą samą Aśką, co parę miesięcy temu. Tak samo inteligentną, doświadczoną i zaangażowaną. Zmienił się jedynie futerał dla tych cech. Ale to wystarczyło, bym została dyrektorką, by ludzie chcieli ze mną rozmawiać, nie tylko o pracy, i spędzać ze mną swój wolny czas. Kopciuszek stał się królową balu.

Przez krótką chwilę chciałam odrzucić awans i dumnie odejść z firmy, ale Wanda miała rację. Zaprzepaściłabym własne wysiłki i musiałabym zaczynać od początku. Nie uśmiechało mi się czekać na awans kolejną dekadę. Chciałam tego, co mi się należało. Nawet jeśli oznaczało to godziny spędzone w przymierzalniach i gabinetach kosmetycznych. Czasem trzeba się ugiąć i dostosować, by zyskać coś więcej.

Trzymanie poziomu firmowej piękności zmusza mnie do wstawania trzy kwadranse wcześniej. Cóż, nie ma nic za darmo. Zresztą nowy image mnie samej też sprawia przyjemność. Lubię patrzeć w lustro i widzieć, że wyglądam dobrze, świeżo, zgrabnie i bardziej nowocześnie. Co nie zmienia faktu, że awans nie powinien zależeć od fryzury czy ubioru. Można wtedy zbłądzić i zaufać komuś tylko dlatego, że jest przystojny i elegancki.

Z drugiej strony, gdyby przyjaciółka nie namówiła mnie do stylistycznej metamorfozy, pewnie dalej byłabym starą Joanną. Bez awansu, bez nowych znajomości, bez szansy na obiecujący związek. Dlatego nie opuszcza mnie dziwne poczucie wygranej i przegranej zarazem…

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również