Partnerzy

Michał Lew-Starowicz o żonie: "Patrycja jest typową włoską żoną, lepiej nie zadzierać"

Michał Lew-Starowicz o żonie: "Patrycja jest typową włoską żoną, lepiej nie zadzierać"
Patrycja i Michał Lew-Starowicz
Fot. Filip Zwierzchowski/Das Agency

Magnetyczny uśmiech i nieśmiałość. To zrobiło na niej wrażenie. On zakochał się w jej szczerości i poczuciu humoru. Patrycja i Michał Lew-Starowiczowie. Taka miłość się nie zdarza...zbyt często.

Kim jest Patrycja Lew-Starowicz?

Patrycja Lew-Starowicz – jest absolwentką Szkoły Głównej Handlowej oraz Akademii Wychowania Fizycznego. Przez 15 lat pracowała na stanowiskach menedżerskich w korporacjach finansowych należących do grupy Credit Suisse. Na co dzień prowadzi przychodnię zdrowia psychicznego i seksualnego Centrum Terapii Lew-Starowicz w Warszawie, którą stworzyła od podstaw. Uwielbia podróże, sport i taniec. Mama Lenki i Janka. 

Kim jest Michał Lew-Starowicz?

Michał Lew-Starowicz – znany psychiatra, seksuolog i terapeuta. Jest jednym z najbardziej znanych i cenionych ekspertów w dziedzinie seksuologii w Polsce. Specjalizuje się w leczeniu zaburzeń seksualnych, prowadzi terapie małżeńskie oraz terapie uzależnień. Jest autorem licznych książek, artykułów naukowych i popularnonaukowych z zakresu seksuologii i psychoterapii. Właśnie ukazała się kolejna „SpełniONA. Czego pragną kobiety”. Triatlonista. 

PATRYCJA LEW-STAROWICZ O MĘŻU MICHALE LEW-STAROWICZU

Spodobał mi się od razu, kiedy zobaczyłam jego piękny, duży nos. Lubię mężczyzn o nieoczywistej urodzie. Michał jest do tego dobrze zbudowany, wysoki, wysportowany, od razu był w moim typie… No i jest mistrzem salsy! Przekonałam się o tym już na pierwszej randce. Obydwoje kochamy tańczyć, więc gdy poszliśmy do warszawskiego klubu Melodia przy placu Trzech Krzyży, całkowicie zanurzyłam się w tańcu i już wiedziałam, że przetańczymy nie tylko ten jeden wieczór. Nie było wątpliwości, podchodów, przyglądania się - wszystko od początku było oczywiste i naturalne.

PATRYCJA LEW-STAROWICZ O OJCOSTWIE I WSPÓLNYM ŻYCIU Z MICHAŁEM

Arystoteles w swoich rozważaniach o etyce podkreślał, że w związku ważna jest przyjaźń. I my na pewno jesteśmy przyjaciółmi. Co nie wyklucza dni, kiedy mówię do Michała: „Kocham cię, ale dzisiaj cię nie lubię”. Dlaczego? Czasami wkurzam się na niego, że wszystko jest na mojej głowie. Michał nie udziela się w sprawach domu i nawet się z tym nie kryje. Od 15 lat jestem przyzwyczajona do tego, że to ja organizuję codzienne życie zarówno w domu, jak też w przychodni.

Michał to naukowiec, profesor z głową w chmurach, często oderwany od rzeczywistości. Kiedyś wrócił ze spaceru z dziećmi, patrzę, a Lena i Jasiek mają na rękach… skarpetki. „Nie mogłem znaleźć rękawiczek”, powiedział z rozbrajającym uśmiechem. Innym razem miał ubrać rano Lenę do przedszkola. Przychodzę po córkę i widzę, że ma na sobie: dres, spódnicę, bluzkę, kapelusik, kamizelkę, jedno nie pasuje do drugiego…. „Tatuś pozwolił mi ubrać się tak, jak chcę, to włożyłam wszystkie swoje ulubione rzeczy”. Ale tak naprawdę Michał jest świetnym ojcem. I choć mało czasu spędza w domu, to do niego dzieci przychodzą z sukcesami. Z tatusiem świetnie się bawią. Jest bardziej pobłażliwy i stara się dobrze spędzić z nimi czas. Od problemów i trosk jestem ja: posprzątaj biurko, zanieś rzeczy do swego pokoju.

Odkąd znam Michała, zawsze w poniedziałki, wtorki i środy pracuje do 21, o 22 jest w domu. Kolacje często jemy o 23, zdarza się, że o północy. Ale te kolacje są dla nas bardzo ważne, bo to wspólnie spędzony czas i celebrujemy go, nawet jeśli trwa tylko 20 minut. Zawsze wzrusza mnie, gdy mąż przygotowuje kolację. Wracam do domu, marzę o tym, żeby usiąść, odpocząć, jestem głodna, a tu czeka na mnie pięknie zastawiony stół. W takich chwilach myślę: „Jestem szczęściarą!”.

PATRYCJA LEW-STAROWICZ O PASJACH MĘŻA

Michał potrzebuje codziennie przewietrzyć głowę, zdystansować się do problemów ludzi, które dźwiga jako lekarz i psychoterapeuta. Jego pasją jest triatlon, do którego systematycznie i konsekwentnie się przygotowuje. A ja… jestem jednym z dwóch najważniejszych, obok mojego taty, członków jego pit stopu. Nie jest to proste zadanie, w lipcu na zawodach we Frankfurcie o 5 rano biegłam 3 km przez las, żeby dostarczyć mu na czas pompkę do roweru! Podczas każdych zawodów odgrażam się, że tym razem rzucam tę robotę. (śmiech) Ale w kolejnym sezonie jestem znowu na posterunku i w pełnej gotowości. Kiedyś mądra kobieta powiedziała mi, że mężczyzna musi mieć poczucie humoru i nie może być skąpy. Trafiłam idealnie. Michał humorem potrafi rozbroić najtrudniejszą sytuację, a z każdej podróży przywozi mi jakiś drobiazg. Ostatnio był na sympozjum w Kalifornii i przywiózł mi piękną czapkę z daszkiem w pepitkę. To sygnał, że myśli o mnie, nawet będąc na drugim końcu świata!

PATRYCJA LEW-STAROWICZ O MICHALE: "JEST BARDZO DOBRYM CZŁOWIEKIEM"

Michał jest świetnym organizatorem wyjazdów wakacyjnych. Wszystko jest wtedy na jego głowie, a ja idę za nim niczym turysta za przewodnikiem. Małą niedogodnością jest tylko to, że on ma na wszystko czas, a potem biegniemy z piórem na sztorc i z wysokim poziomem kortyzolu, próbując złapać taksówkę, żeby zdążyć na samolot albo do muzeum przed zamknięciem.(śmiech) Pamiętam, jak kiedyś wybraliśmy się kamperem na wakacje. Nagle w łazience przestała płynąć woda! Trzy tygodnie bez wody? Wpadłam w panikę, bo bez wody standard wakacji w domku na kółkach z małymi dziećmi mocno by się obniżył. Tymczasem mój mąż, niczym Bob budowniczy, oglądając filmik na YouTubie i konferując przez telefon z kumplem, dokonał wymiany zużytej pompki wodnej na nową. I kto by pomyślał, że profesorek podoła kamperowej awarii. (śmiech)

Ale bywa i tak: kiedyś wybraliśmy się na letni obóz rodzinny. Byliśmy podekscytowani do czasu, kiedy przyjechaliśmy na miejsce i okazało się, że… jesteśmy o jeden dzień za wcześnie. Obyło się bez awantury, choć jestem bardzo impulsywna – u mnie nic nie zalega nigdy. Ale jak mówi Michał: „Przynajmniej wiesz, na czym stoisz”. On zwykle jest oazą spokoju. Podziwiam w nim nieustająco opanowanie i zdolność do radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Jest bardzo dobrym człowiekiem, rodzinnym, ciepłym i... nieśmiałym. Ta nieśmiałość może być interpretowana jako wyniosłość, ale dla mnie jest intrygująca i zawsze zapraszająca do poznania zakamarków jego duszy.

 

 

MICHAŁ LEW-STAROWICZ O ŻONIE PATRYCJI

Na początku widzisz piękną kobietę, potem jej szczery uśmiech, przekonujesz się szybko, że ma fantastyczne poczucie humoru, dalej widzisz, że świetnie tańczy i że ma podobne podejście do życia, uroczy sposób bycia i niespożytą energię. Uważam też, że łączy nas podobna potrzeba bliskości i akceptowanie wzajemnej odrębności, dawanie sobie prawa do niezależności. Ta zgodność jest bardzo istotna dla stabilności długotrwałych relacji, to zresztą częsty obszar do pracy w terapii par, w których potrzeby partnerów się rozmijają i niezbędne są negocjacje. My negocjujemy ze sobą inne, bardziej przyziemne sprawy – ja zakręcam grzejnik w domu i otwieram okno, a Patrycja zamyka i podkręca temperaturę, ja oferuję sweter albo ciepłe uczucia... Cóż, inna termoregulacja. To chyba nasza największa rozbieżność. No, może jeszcze inne tempo, w jakim się złościmy, ale to bardzo przydatna różnica, bo zanim drugie się zdenerwuje, to pierwszemu już zwykle przechodzi…

Patrycja jest typową włoską żoną, lepiej nie zadzierać, dotyczy to w szczególności intruzów z zewnątrz. Bardzo podobna była moja mama, czyli gratka dla psychoanalityka. Ja też czasem wybucham. I choć większość ludzi zna mnie jako bardzo spokojnego, to żona jest jedną z niewielu osób, która poznała moją ciemniejszą stronę. Bo faktycznie, trzeba się troszeczkę natrudzić, żeby mnie wyprowadzić z równowagi. Wiadomo, że najlepiej robią to najbliżsi. I jeżeli reakcje Patrycji można porównać do burzy i ciskania gromami, które potrafią zacząć się szybciej i trwać stosunkowo dłużej, to moja reakcja jest bardziej porównywalna do długo wyczekiwanego huraganu. Ale cóż, po kłótni i tak dostanę kanapkę na drugie śniadanie, a ja nakryję do kolacji dla dwojga…

MICHAŁ LEW-STAROWICZ: "NIE CZUJĘ PRESJI BYCIA DOSKONAŁYM"

Od Patrycji uczę się dystansu do siebie. Bo w pracy, na co dzień, zdecydowanie rzadziej ktoś kwestionuje to, co mówię. A w domu mogę się dowiedzieć, czego nie potrafię. Jest szereg „domowych” rzeczy, których faktycznie nie robię najlepiej i w strategicznych momentach bywa mi to przypominane. Udało mi się kiedyś na przykład ubrać dziecko w za małą kurtkę, bo należała do drugiego. Albo ulokować w lodówce zakupy spożywcze razem z myszką do komputera. Mimo że bywa mi to wypominane, nie czuję presji bycia doskonałym i pomocnym we wszystkim. Pewnie radziłbym sobie lepiej, gdybym nie odpływał tak często myślami do nauki i kliniki. Co więcej, jeżeli zaczynam się zanadto wychylać w domu, jest mi to skutecznie odbierane. „Doceniam dobre chęci, ale zajmij się lepiej nauką, ja już to zrobię”, mówi Patrycja. Co nie znaczy, że jestem w domu zupełnie bezużyteczny, czasem coś przykręcę, ugotuję… W każdy weekend (o ile nie wyjadę na konferencję) przygotowuję śniadanie dla całej rodziny. Czasem siadamy do stołu dopiero koło południa, bo wcześniej mam trening, ale reszta przynajmniej może się wyspać. Obiadu albo kolacji też się podejmę, poza tym lubię gotować dla gości.

Nie znoszę sztuczności, jestem wyczulony na wystudiowane pozy, nadmiernie kontrolujące się gesty i grę pozorów. A Patrycja jest prawdziwa. Co w głowie, to na języku. Jak krzyczy, to krzyczy głośno; jak się śmieje, to do rozpuku. Potrafimy zarówno popłakać się ze śmiechu, jak i zapienić ze złości. W takich warunkach trudno o dłuższy kryzys. Wkurzamy się na siebie i godzimy na bieżąco. Patrycja czasem wyraża nasyconą emocjonalnie dezaprobatę, gdy postawię w pokoju swój trenażer. Zwykle staram się, by mój sprzęt sportowy nikomu nie przeszkadzał, więc na uboczu, ale przecież muszę podłączyć go do komputera, bo robi pomiar mocy, liczbę przejechanych kilometrów i tak dalej. Ja zupełnie nie rozumiem, dlaczego wykorzystuje mój rower jako suszarkę do prania, to przecież profanacja, ale znoszę to z godnością, jako element milczącego kompromisu.

 

 

MICHAŁ LEW-STAROWICZ O GODZENIU PRACY Z RODZINĄ

Chciałbym mieć więcej czasu w domu. I być bardziej cierpliwy. Mógłbym mieć większą gotowość do robienia różnych powtarzalnych czynności domowych, co do których trudno mi jest się zmusić. Podam przykład: trudno jest mi odrabiać lekcje z dziećmi, wolę pokazywać im świat. Lubię się z nimi bawić i wygłupiać, ale nudzi mnie granie po raz kolejny w chińczyka, bo ile można ganiać pionkiem po okrągłych polach. Lubię za to organizować nam czas w podróży. Sporo też podróżuję służbowo i lubię, kiedy Patrycja wyjeżdża ze mną. Zawsze, kiedy mam konferencję na drugim końcu świata, pytam z nadzieją: „Pojedziesz ze mną?”. Czasem udaje się zabrać w taką podróż dzieci, dołączam do rodziny po zakończeniu konferencji i zaczynamy wycieczkę. Nauczyliśmy się dobrze wykorzystywać ten czas, który mamy.

Zawodowo uzupełniamy się. Patrycja świetnie organizuje i nadzoruje pracę przychodni, organizuje szkolenia. Mnie pozostaje przeprowadzenie wykładu, praca z pacjentami, superwizje. Patrycja jest perfekcjonistką, świetnie zarządza sprawami formalnymi, tworzy świetną atmosferę i relacje, rozwiązuje problemy bez wyjścia. Dzięki niej śpię spokojnie, mogę wracać do swojej nauki…

 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 02/2024
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również