Partnerzy

Teresa i Andrzej Starmachowie: "Gdy zostaliśmy parą, nikt nie wróżył temu związkowi przyszłości"

Teresa i Andrzej Starmachowie: "Gdy zostaliśmy parą, nikt nie wróżył temu związkowi przyszłości"
Teresa i Andrzej Starmachowie
Fot. Adam Pluciński/MOVE

Kiedy zostali parą, nikt nie wróżył im wspólnej przyszłości. Ale im się udało. Przeciwności się przyciągają. W ich życiu najważniejsze są rodzina i sztuka. Albo sztuka i rodzina. Teresa i Andrzej Starmachowie to jeden organizm.

TERESA STARMACH O POCZĄTKU ZWIĄZKU Z ANDRZEJEM

Gdy zostaliśmy parą, nikt nie wróżył temu związkowi przyszłości, bo choć mieliśmy podobne zainteresowania, byliśmy różni. Fizycznie i charakterologicznie. Koledzy żartowali, że jeśli przytyję, będę ważyła połowę tego, co Andrzej. Andrzej był postacią barwną, nietuzinkową, duszą towarzystwa. Ja nie lubiłam być w centrum uwagi. Przeciwności się przyciągają. Miejscem, gdzie bardzo często przebywaliśmy, była Piwnica pod Baranami. Poznaliśmy Piotra Skrzyneckiego i wszystkich artystów. To były cudowne wieczory zakrapiane alkoholem, pełne rozmów o sztuce, filozofii, poezji. Wtedy obowiązkiem było czytać Dostojewskiego, chodzić do Starego na sztuki Swinarskiego. To nas zbliżyło. Byliśmy nierozłączni: rano Rio, potem Instytut, wieczorem Piwnica.

W wakacje 80 r. byliśmy razem w Szwecji i Andrzej został aresztowany za nielegalną pracę. Gdy go wypuścili, w drodze do naszego mieszkania kupił... dwa bilety do Paryża. Zeszliśmy Paryż wzdłuż i wszerz na piechotę. Miałam 24 lata, Andrzej 27. To był najpiękniejszy miesiąc naszej młodości. Kochałam w nim to szaleństwo. Tym mnie zafascynował, ale też swoją osobowością. To jest mężczyzna bardzo ciepły, wrażliwy, o wielkiej empatii w stosunku do ludzi. Lubi pomagać. Roztacza parasol ochronny nad tymi, których kocha, nad przyjaciółmi.

 

 

TERESA STARMACH O PASJI MĘŻA

Ślub wzięliśmy w kwietniu. W kawalerce na ul. Kolberga urodziła się Kasia. Andrzej pracował w Desie, ja opiekowałam się córką i kończyłam studia. Zanim się pobraliśmy, Andrzej miał już różne obrazy, głównie Nowosielskiego i Brzozowskiego. Na ścianach szybko zabrakło miejsca. Przyszedł kiedyś ksiądz po kolędzie. Usiadł i zaczął się rozglądać: tu obrazy, tam obrazy, wszędzie obrazy. Westchnął i zapytał: „To pani mąż maluje?”. Westchnęłam: „Tak”. Pokiwał głową: „No to musi pani wieszać”. Rodzice też nie rozumieli naszej pasji. Z Andrzeja wszyscy się śmieli, gdy mówił, że będzie miał prywatną galerię. Przyznam, że na początku też mu nie wierzyłam.

Kiedy Ania miała dwa lata, otworzyliśmy galerię na Rynku. Dużo podróżujemy po świecie w związku z wystawami. W Stanach zobaczyliśmy piękne sale wystawowe w postindustrialnych przestrzeniach. Zamarzyliśmy o czymś takim. Pamiętam, jak podjechaliśmy na Węgierską i Andrzej mówi: „To ruina, nawet nie wysiadam”. Ja na to: „Ale ta fasada jest wspaniała, zerknij chociaż”. Weszliśmy z dziećmi. Andrzej zaczął się rozglądać, po chwili słyszę: „Tu będzie sala wystawowa, tam będzie mój gabinet, a z tyłu biura”. Żeby kupić tę „ruinę”, trzeba było sprzedać dużo obrazów. Obrazy to nasz majątek. Galerię przenieśliśmy w 1997 r. Nasza najmłodsza córka Agatka miała wtedy 4 lata.

Andrzej ma wiedzę marszanda absolutnie wyjątkową. Oboje znaliśmy artystów, ich rodziny, z wieloma byliśmy zaprzyjaźnieni, ale Andrzej spędził godziny w ich pracowniach. Wypytywał o każdy szczegół: jak jest naciągnięte płótno na blejtram, z której strony autor zostawia podpis i dlaczego. W małym palcu miał tajniki warsztatu wielu artystów. Ciekawość to w życiu cecha fundamentalna. On był ciekawy wszystkiego. Kolekcjoner nie kupuje obrazów do dekoracji, tylko z miłości. Często kupowaliśmy rzeczy, na które nie było nas stać. Andrzej przychodził i mówił: „Strasznie chciałabym kupić ten obraz”. I dyskutowaliśmy. Czasami przynosił obraz, ja pytałam: „Ile za to zapłaciłeś?”, a on: „Nie powiem ci”. Często nie mówił. Pamiętam pracę Wróblewskiego „Kitek”, wspaniała, kochałam ją bardzo, ale nadszarpnęła nasz budżet. Ale pamiętam też cudownego Nowosielskiego, zakurzonego, wyciągniętego zza pieca, którego kupił za 20 dolarów, bo właściciel go nie chciał. Kiedyś Andrzej powiedział w wywiadzie, że na pewno przyjdą czasy, gdy przeciętny Nowosielski będzie kosztował dużo więcej niż luksusowy samochód. Wszyscy się śmiali. Brzmi to trochę jak american dream: od kilku obrazów w kawalerce doszliśmy do wielkiej kolekcji.

Z okazji 20-lecia Galerii Starmach w Muzeum Narodowym w Krakowie pokazaliśmy część naszych zbiorów. Chodziliśmy z Andrzejem po tych salach i nie wierzyliśmy, że tego jest tak dużo. W dużej mierze dzięki Andrzejowi, jego wiedzy, pasji, empatii i niezwykłej umiejętności nawiązywania więzi z ludźmi. Jest liderem. Udała nam się jeszcze jedna niezwykła rzecz - stworzyliśmy kochającą się, ciepłą rodzinę, w której wszyscy dobrze się czują. Nasze córki wyrosły wśród sztuki, ale dostały od nas wolność wyboru. Każda poszła swoją drogą, ale często i z radością wracają do domu. z wnukami. To jest wielkie szczęście.

 

 

ANDRZEJ STARMACH O ŻONIE: "UOSABIA NAJWAŻNIEJSZE CECHY, JAKIE SOBIE WYMARZYŁEM"

Studiowaliśmy historię sztuki na UJ. Tesia na pierwszym roku, ja na trzecim. Widywaliśmy się w Instytucie, ale poznaliśmy się w kultowym barze kawowym Rio na ul. św. Jana. Przychodzili tam artyści, profesorowie, studenci. Tesia miała na sobie płaszcz tweedowy, szkocki szalik i kaszkiet. Uosabiała najważniejsze cechy, jakie sobie wymarzyłem: urodę, ciepło, poczucie humoru, te same zainteresowania i… wzrost. Mierzyła 158. W Rio nić sympatii została zadzierzgnięta. Potem poszło płynnie. W Nałęczowie odbyła się ogólnopolska sesja naukowa kół studentów historii sztuki. Kończyłem wtedy 25 lat. Żartowałem, że bal w pałacu wydano na moją cześć. Tam pocałowaliśmy się pierwszy raz.

ANDRZEJ STARMACH O SWOJEJ PASJI

Historia sztuki była moją pasją. Zaczytywałem się w biografiach artystów: Renoir, Monet, van Gogh, Modigliani, Picasso... Po pierwszym roku ruszyłem na Zachód do pracy. Zaczynałem w Finlandii jako ceniony rolnik, a skończyłem jako szef kuchni w bardzo złej restauracji w Sztokholmie. W 1976 roku zacząłem zbierać obrazy na małą skalę. Kupiłem pierwszy obraz Jerzego Nowosielskiego. Postawiłem na polską sztukę współczesną, którą wtedy prawie nikt się nie interesował. Mówiłem, że kiedyś otworzę własną galerię. To była moja idée fix.

Ściany naszej kawalerki na Kolberga szybko zapełniły się obrazami. Każdy z nich ma swoją historię. Tadeusz Brzozowski słynął z tego, że wolno malował, a ja bardzo chciałem kupić jego obraz. Pewnego dnia mnie zapytał: „A ile masz lat? – 28. – To możesz jeszcze poczekać. Są tacy, co mają 70, i czekają”. Czekałem. W końcu sprzedał mi obraz „Dekapitacja” i znajomy przywiózł mi go z Zakopanego do Krakowa. Miał 140 na 140, wielki niczym żagiel. Nieśliśmy go z żoną przez pół miasta. Wisi u nas do dzisiaj.

 

 

ANDRZEJ STARMACH O OTWARCIU WSPÓLNEJ GALERII

Galeria i kolekcja to nasze wspólne dzieło. Kiedy poczuliśmy, że zbliża się koniec komuny, w Kamienicy pod Orłem na Rynku należącej do rodziny żony wyremontowaliśmy piwnice. 14 ciężarówek gruzu i miału! 3 października 1989 roku otworzyliśmy galerię. Równo z nową Polską. Często się spieraliśmy, które dzieło dołączyć do kolekcji. Przed zakupem słynnego cyklu Tadeusza Kantora „Wszystko wisi na włosku” - którą notabene przekazujemy do Bunkra Sztuki – mieliśmy wątpliwości. Uśmiechamy się na to wspomnienie. Teresa była motorem naszego udziału w targach sztuki w Bazylei – jednym z najważniejszych wydarzeń w świecie sztuki współczesnej. Dzięki jej determinacji braliśmy w tym udział 18 lat.

ANDRZEJ STARMACH: "NASZE CÓRKI WYCHOWAŁY SIĘ W ŚWIECIE SZTUKI"

Z wieloma artystami byliśmy zaprzyjaźnieni. Nasze córki wychowały się w świecie sztuki. Z Nowosielskim Ania wymieniała się nawet na obrazki. Przynosiła swoje rysunki do galerii. Były wyceniane na dwie albo trzy gałki lodów i różni wybitni artyści czy zaprzyjaźnieni profesorowe kupowali. Kasia, wracając ze szkoły, często zahaczała o galerię, gdzie zawsze gościł jakiś artysta. Któregoś dnia był u nas Janek Nowicki. Zapytał: „Dziewczynko, kim chciałabyś zostać? – Chciałabym być aktorką”, usłyszał. Janek złapał ją za rękę i powiedział: „Piękny zawód, tylko pamiętaj, musisz być wielką aktorką, bo inaczej będziesz nieszczęśliwa”. Agatka urodziła się w '93 r. Do nowej galerii na ulicy Węgierskiej przychodziła na wszystkie wernisaże. Kiedyś dostała na urodziny jamnika. Jamnik był większą sensacją niż wystawa.

Najlepsze kolekcje nie powstają z chęci zysku, tylko z miłości do sztuki. Przez prawie 50 lat udało nam się zgromadzić szereg dzieł wybitnych, fundamentalnych dla polskiej sztuki XX wieku, w których odbijają się najważniejsze prądy intelektualne tego okresu. Jako historycy sztuki zdajemy sobie sprawę z tego, że wiele z tych dzieł jest nie do zdobycia. Z zamiarem darowizny nosiliśmy się od paru lat. W muzeach na świecie połowa eksponatów pochodzi od prywatnych kolekcjonerów. W Polsce dzieła takiej rangi podarował „Manggha” Jasieński, a było to... 120 lat temu. Trochę smutne.

Postanowiliśmy - za zgodą córek - oddać część kolekcji miastu Kraków. Wiele z tych prac wisiało czy stało u nas w domu i były nam szczególnie bliskie: rzeźby Marka Chlandy, Władysława Hasiora, Tomasza Ciecierskiego, Jerzego Nowosielskiego. Czy bolało serce? Nie. Być może kiedy zobaczymy te dzieła w Bunkrze Sztuki, poczujemy ukłucie, ale raczej dumy - przepraszam za górnolotność – że zdobyliśmy je z żoną dla kultury polskiej. 

Kim są Teresa i Andrzej Starmachowie?

Teresa i Andrzej Starmachowie – Oboje ukończyli historię sztuki na UJ w Krakowie. Kolekcjonerzy sztuki, marszandzi. W październiku 1989 r. w Kamienicy pod Orłem na krakowskim Rynku otworzyli prywatną Starmach Gallery, która szybko stała się jedną z najważniejszych galerii sztuki współczesnej w Polsce. Swoją monumentalną kolekcję budowali prawie 50 lat. Pierwszy obraz Jerzego Nowosielskiego Andrzej Starmach kupił w 1976 r. Miał wtedy 23 lata! Dziś w swoich zbiorach mają dzieła najważniejszych artystów XX w. o fundamentalnym znaczeniu dla kultury polskiej. Oboje zdecydowali podarować część swojej kolekcji miastu Kraków: Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK i Muzeum Fotografii. Dar szacowany jest na 50 mln zł i obejmuje dzieła m.in. Magdaleny Abakanowicz, Mirosława Bałki, Marka Chlandy, Marty Deskur, Władysława Hasiora, Juliana Jończyka, Tadeusza Kantora, Jerzego Nowosielskiego. Po raz pierwszy przekazane prace będzie można zobaczyć na wystawie z okazji otwarcia po remoncie Galerii Bunkier Sztuki w Krakowie 29 lutego br.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również