Historie osobiste

"Romans męża mnie zaskoczył. Owszem, nie łączyła nas namiętność, ale tworzyliśmy zgrany układ"

"Romans męża mnie zaskoczył. Owszem, nie łączyła nas namiętność, ale tworzyliśmy zgrany układ"
Traktowałam związek jak kontrakt. Dziś jestem sama i marzę o prawdziwym uczuciu
Fot. Agencja 123rf

Romans męża mnie zaskoczył. Zupełnie się go nie spodziewałam. Może dlatego, że nie bardzo interesowałam się tym, co Mateusz robi poza domem. Wiodłam życie, o jakim większość moich koleżanek mogła tylko pomarzyć. Dobrobyt i poczucie bezpieczeństwa – to mi wystarczało. Jednak straciłam czujność i nie zauważyłam, kiedy mąż się oddalił, a potem odszedł do innej. Gdy minął pierwszy szok, pojawiły się łzy, żal. Byłam zawiedziona, ale nie zrozpaczona. Mąż nie złamał mi serca, bo… nigdy go nie kochałam. Wyszłam za Mateusza dla pieniędzy.

Mąż też zyskał na naszym małżeństwie. Spędziłam u jego boku piętnaście lat, perfekcyjnie odgrywając rolę dobrej żony. Stałam się kapłanką ogniska domowego, o co wcześniej – biorąc pod uwagę, w jak problematycznej rodzinie się wychowywałam – nawet bym siebie nie podejrzewała. Organizowałam świąteczne obiady i przyjęcia towarzyskie. Bliscy Mateusza nie mogli się mnie nachwalić. Bardzo szybko stałam się też ulubienicą teściowej. Woziłam ją do lekarza, zabierałam na zakupy i do teatru. Oddałam całą siebie Mateuszowi i jego rodzinie.

– Mój syn ma szczęście, że trafił na taką kobietę jak ty – powtarzała teściowa.

I miała rację.

Całkowicie poświęciłam się prowadzeniu domu, żeby mój mąż mógł rozwijać swoją karierę. Byliśmy w podobnym wieku, więc nikt nie podejrzewał mnie o interesowność. Na takie zarzuty są zazwyczaj narażone dużo młodsze partnerki, więc to moja następczyni będzie musiała się z tym mierzyć.

 

Karma wróciła 

Jedyne, czym się martwię, to moja relacja z pasierbicą. Obawiam się, że rozwód z jej ojcem nadszarpnie naszą wyjątkową więź. Nadal będziemy mogły się widywać, ale to już nie będzie to samo. Zwłaszcza że pojawiła się „ta trzecia”, która będzie chciała wkupić się w jej łaski, a przecież to ja przed laty zastąpiłam malutkiej Amelii mamę. Akurat ją pokochałam całym sercem. Jasnowłosa dziewuszka o uroczym uśmiechu była dla mnie darem z niebios. Już jako nastolatka usłyszałam, że mogę mieć problem z zajściem w ciążę. I faktycznie nigdy nie urodziłam własnego dziecka, ale nie martwiłam się tym za bardzo. Miałam wszystko inne, a mój instynkt macierzyński zaspakajała właśnie Amelka.

– Nie wierzę, że ojciec zrobił ci takie świństwo – lamentowała, kiedy dowiedziała się o naszym rozwodzie. – Nigdy jej nie zaakceptuję!

– Będziesz musiała – westchnęłam. – Nikogo nie można zatrzymać przy sobie na siłę.

– Ale przecież miał ciebie, a ty jesteś idealna!

– Och… – Zarumieniałam się zawstydzona. – Nikt nie jest idealny. Musimy się z tym pogodzić i już.

 

Plan na resztę życia

Grałam świętą, ale tak naprawdę układałam już w głowie nowy plan na życie. Moja sytuacja wcale nie była zła. W końcu Mateusz nie był przeciętnym facetem. Jego biznes przynosił ogromne pieniądze, którymi musiał się ze mną podzielić po rozwodzie.

– Nie odczujesz za bardzo zmiany – obiecał. – Doceniam to, co dla mnie zrobiłaś przez te wszystkie lata, ale…

– Wystarczy – przerwałam mu. – Nic więcej nie musisz mówić.

– Nie chcę żadnych awantur ani prania brudów w sądzie – podjął, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Chyba się nie spodziewał aż takiej ugodowości z mojej strony. Cóż, jestem realistką. Wiedziałam, że go nie zatrzymam, więc po co miałam walczyć? W rywalizacji z młodszą, i zakładam, zakochaną kobietą byłam z góry skazana na porażkę. Zresztą cały czas, gdzieś z tyłu głowy, miałam taki scenariusz. Majętni mężczyźni przyciągają kobiety jak magnes. Korzystałam więc, dopóki mogłam. Moje życie u boku Mateusza było dostatnie i spokojne.

Nie mam więc czego żałować, a wpadać w depresję nie zamierzam. Oboje wycisnęliśmy z tego związku tyle, ile się dało. Nie zostało już nic więcej.

– Nie będę cię zatrzymywać. – Pogłaskałam go przyjacielsko po ramieniu. – Życzę ci wszystkiego dobrego.

– Dostaniesz tyle, ile będziesz chciała. – Uśmiechnął się krzywo i wyszedł.

– Zawsze dostawałam… – szepnęłam do siebie.

 

Transakcja wiązana

Tak czy owak ten rozwód będzie go słono kosztował, więc nie chciałam dokładać mu wrażeń. Musi się ze mną dogadać polubownie, bo inaczej mogłabym wnieść o rozwód z orzekaniem o winie, a ta bezwzględnie leżała po jego stronie. Zabezpieczenie finansowe otworzy mi furtkę do nowego życia. Z perspektywy czasu cieszę się, że nie urodziłam Mateuszowi dzieci. To by nas tylko do siebie uwiązało i rozstanie nie byłoby takie łatwe. Bez żadnych zobowiązań będę mogła zacząć wszystko na nowo.

Z moim wykształceniem powinnam bez problemu znaleźć pracę, a jak nie, nie muszę się spieszyć. Wynajmę stylowe mieszkanie w centrum miasta. Może przygarnę psa albo kota. Patrzę w przyszłość z dużą dozą ekscytacji i pozytywnego nastawienia. Mając bogatego i hojnego męża, dbałam o siebie i z rozwagą korzystałam z zabiegów medycyny estetycznej. W efekcie mimo upływu lat, wciąż dobrze wyglądam. Mogłabym się spodobać niejednemu mężczyźnie, a może nawet po raz pierwszy w życiu w kimś się zakochać…

Moje małżeństwo to była transakcja wiązana. No, nie do końca, bo Mateusz mnie kochał, a przynajmniej zawsze tak twierdził. Dopóki na horyzoncie nie pojawiła się nowa kobieta. Zastanawiam się, czy ja będę umiała wykrzesać z siebie gorętsze uczucia. Nie spotkałam dotąd mężczyzny, na którego widok ugięłyby mi się kolana. O którym nie mogłabym przestać myśleć. Nie czułam nigdy tych legendarnych motyli w brzuchu. Mam wrażenie, że jedyne, co potrafię, to być wdzięczną i oddaną, w zamian za ofiarowane korzyści. Niekoniecznie finansowe.

 

Nauka kochania

Jestem w stanie wyobrazić sobie każdy związek jako świetnie funkcjonujący układ, rodzaj symbiozy, w której obie strony zyskują. Dopiero stojąc nad zgliszczami własnego małżeństwa, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie mam pojęcia, na czym polega prawdziwa miłość. Nie jestem pewna, czy coś takiego w ogóle istnieje, ale nigdy nie zaszkodzi spróbować. Życie w samotności mnie nie pociąga.

Choć Mateusz zawsze dużo pracował, to ciągle byłam otoczona ludźmi. Spędzałam sporo czasu z teściową, pasierbicą i innymi członkami rodziny. Pewnie nadal będę się z nimi spotykać, jeśli wyrażą na to ochotę. Nie mam zamiaru zamykać się w domu i płakać nad swoim losem. Chcę wreszcie oddychać pełną piersią, żyjąc dla siebie. I chcę znaleźć kogoś, kto będzie mi w tym życiu towarzyszył, a nie tylko je finansował. Kogoś, kto nauczy mnie kochać. Czy się uda, to już inna sprawa…

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również