Ambicja – wszyscy ją mamy. Zostaliśmy jako ludzie skonstruowani w taki sposób, że wciąż chcemy mieć coraz więcej, niekoniecznie w sensie materialnym. Więcej umieć czy więcej wiedzieć, stawać się lepszym człowiekiem to też "mieć" – mieć lepsze, bogatsze życie. Do zdobywania wciąż nowych celów popycha nas ambicja, która rozwija się w nas od wczesnego dzieciństwa. Kłopot z nią polega na tym, że może pójść w dwóch różnych kierunkach, i albo bardzo nam pomóc, albo bardzo zaszkodzić.
Spis treści
Ambicja to poczucie własnej godności opierające się na stawianiu sobie coraz to nowych, często trudnych celów i dążenie do ich zrealizowania. Przez jednych psychologów określana jest jako dążenie (Austriak Alfred Adler, twórca psychologii indywidualnej), przez innych jako potrzeba (Amerykanin rosyjskiego pochodzenia Abraham Maslow, twórca psychologii humanistycznej i teorii hierarchii ludzkich potrzeb, słynnej piramidy Maslowa), a jeszcze przez innych jako wręcz instynkt (Władysław Witwicki, filozof i psycholog, jeden z ojców polskiej psychologii). Bez względu na to, czym jest, trudno sobie wyobrazić, że bez tej potężnej siły udałoby się nam cokolwiek osiągnąć.
Człowiek ambitny zna swoją wartość i wierzy we własne siły. Pilniej pracuje, jest lepiej zorganizowany i zmotywowany, ponieważ doskonale zna sens swoich działań. Zawsze wie, co chce osiągnąć, i ma jasno sprecyzowane cele. Dzięki temu nie działa po omacku, miotając się od jednego pomysłu do drugiego.
Nawet jeśli dąży do czegoś, co w chwili obecnej jest poza jego zasięgiem, ambicja sprawia, że potrafi wytrwale doskonalić się, osiągając kolejne progi, z których każdy przybliża go do celu. Jako pracownik jest niezwykle cenny, ponieważ ma wewnętrzną motywację do pracy i dzięki temu jest kreatywny, efektywny i skuteczny. Chętnie współpracuje z innymi, bo wie, że dzięki wspólnym sukcesom realizuje też własny plan.
Dzięki ambicji, stawia sobie wciąż nowe wyzwania, dzięki czemu ciągle uczy się czegoś nowego, poznaje nowe rzeczy i nie nudzi się. Raczej nie grozi mu wypalenie zawodowe czy apatia lub zniechęcenie w życiu prywatnym, ponieważ w jego życiu ciągle dzieje się coś nowego i nie ma mowy o rutynie czy nużącej powtarzalności i stagnacji. Krótko mówiąc: ambicja jako siła napędzająca nas do dążenia, żebyśmy stawali się lepszymi ludźmi, a nasze życie było pełniejsze, bogatsze i podnosiła się jego jakość, to jedna z najlepszych motywacji do działania.
Nadmierna ambicja przeszkadza żyć, i to dosłownie. Sprawia, że nawet jeśli człowiek osiągnie wszystko, co sobie założył (a nawet więcej), i tak nie będzie zadowolony. Przerost ambicji sprawi, że będzie uważać, że można było zrobić więcej i lepiej. Żadne sukcesy nie przyniosą mu satysfakcji, bo będzie myśleć, że to wciąż za mało, że nie jest wystarczająco dobry i wartościowy.
Człowiek z chorą ambicją nie potrafi współpracować z innymi, ponieważ nie interesuje go wspólny cel grupy. Jest skoncentrowany tylko na własnych aspiracjach i to do ich zrealizowania będzie dążyć, nie patrząc na to, że być może nie działa w interesie całego zespołu i robi innym krzywdę. Nie potrafi też przyjąć pomocy, bo uważa, że sam wszystko zrobi i dopilnuje najlepiej.
Wszystko to sprawia, że nawet jeśli człowiek z chorobliwą ambicją zostanie prezesem firmy i będzie mieszkać w pałacu ze złotymi klamkami, i tak nie będzie umiał się tym cieszyć ani tego docenić. Wciąż będzie niezadowolony, nieszczęśliwy i sfrustrowany, a to prosta droga do depresji i poważnych problemów ze zdrowiem. Nie mówiąc już o radości życia – przerost ambicji sprawi, że to uczucie pozostanie poza jego zasięgiem.
Przyczyny nadmiernej ambicji psychologowie widzą w dwóch zjawiskach. Po pierwsze, promowany przez media, popkulturę i tak zwaną kulturę korporacyjną konsumpcyjny, nastawiony na sukces styl życia, w którym wartość ma wyłącznie zdobycie pierwszego miejsca, a drugie miejsce to już porażka.
Po drugie, rodzice, którzy w dzieciństwie, kiedy kształtuje się ambicja, popełniają dwa najczęstsze i zupełnie przeciwstawne błędy. Albo mają wyśrubowane wymagania i piątka z minusem to dla nich za słaba ocena, więc dziecko nabiera przekonania, że jest niewystarczająco dobre. Albo – w ramach motywowania i dowartościowywania – wmawiają dziecku, że "chcieć to móc" i że może osiągnąć wszystko, co tylko zechce, więc w efekcie kształtują się w nim nierealistyczne oczekiwania co do własnego życia.
W pierwszym wypadku źródłem nadmiernej ambicji są kompleksy i niedowartościowanie, co prowadzi do tego, że człowiek podlega przymusowi nieustannego udowadniania, że nie jest nieudacznikiem – przeciwnie, jest najlepszy we wszystkim, za co tylko się weźmie. Od akceptacji innych i ich podziwu zależy jego samoocena i poczucie własnej wartości, a w efekcie jakość jego życia.
W drugim wypadku nie rozumie, że coś może być dla niego nieosiągalne i stawia sobie nierealistyczne cele, ponieważ nie jest w stanie rozpoznać swoich rzeczywistych zdolności czy predyspozycji – przecież może wszystko. Zakłada zespół rockowy, choć nie ma talentu do śpiewania i muzyki, albo postanawia zostać fizykiem teoretycznym, choć talent ma akurat do malowania. Dążąc do celu, którego nie da się zrealizować, będzie się zapracowywać ponad siły, jednocześnie pogrążając się w niezadowoleniu i frustracji.
Prawda jest taka, że nie musimy wypełniać żadnych schematów, uzależniać jakości życia od cudzych opinii ani postępować tak, żeby zadowolić innych. Nie musimy też żyć tak, jak inni, żeby osiągnąć sukces. Nawet nie musimy za sukces uważać tego samego, co inni ludzie. Dla kogoś sukcesem może być wyłącznie pierwsza nagroda w Konkursie Chopinowskim, a dla kogoś innego – ciche, spokojne, pełne miłości życie z rodziną. I każda z tych sytuacji jest tak samo dobra, o ile daje nam zadowolenie i szczęście. Powinniśmy żyć we własnym rytmie i iść własną drogą.
Przeciwwagą dla ambicji jest wdzięczność za to, co mamy. (...) Lekcja dla nadmiernie ambitnych: zatrzymaj się na moment, podsumuj to, co udało ci się osiągnąć i ciesz się z tego – radzi Timothy A. Judge z Uniwersytetu Notre Dame w Indianie (USA), specjalista od zarządzania i naukowiec zajmujący się psychologią przemysłową, pracy i organizacji (industrial-organizational psychology).
Temat ambicji jest na tyle uniwersalny i wielowymiarowy, że nieustannie inspiruje filmowych twórców. Jednym z bardziej cenionych filmów eksplorujących zagadnienie chorobliwej ambicji jest "Utalentowany Pan Ripley" Anthony’ego Minghelli z 1990 roku. Tytułowy bohater, niezamożny, ale niezwykle zdolny Tom Ripley, otrzymuje pewnego dnia propozycję, która odmienia jego życie. Na zlecenie bogatego biznesmena chłopak wyjeżdża do Włoch, skąd ma sprowadzić prowadzącego tam hulaszczy tryb życia syna swego pracodawcy. Ale zamiast wypełnić zadanie, Ripley rozsmakowuje się w beztroskim dolce far niente i zmienia plany: zafascynowany luksusowym stylem i uwiedziony niespełnioną ambicją postanawia osiedlić się w nowoodkrytym raju i zająć jego miejsce. Opętany szalonym pragnieniem życia w sposób, o którym nawet nie śnił, choć podskórnie czuł, że mu się należy, a do tego chęcią zaspokojenia ambicji bycia "kimś", rozpoczyna podstępną grę oszustw i kłamstw, nie cofając się nawet przed morderstwem.
Innym dobrze znanym tytułem, którego twórca, Martin Scorsese, za temat przewodni obrał zagadnienie ambicji jest "Wilk z Wall Street". Jordan Belfort, główny bohater inspirowany postacią autentyczną, o niezwykłej żyłce do interesów i jeszcze większych ambicjach, odnosi błyskawiczny sukces w świecie nowojorskiej finansjery. Szyba gratyfikacja finansowa sprawia, że nabiera ochoty na więcej. I kiedy najdroższe jachty, wyszukane narkotyki i kolacje opiewające na rachunki przekraczające kilkadziesiąt tysięcy dolarów zaczynają mu powszednieć, a poziom adrenaliny niebezpiecznie opada, Belfort podnosi sobie poprzeczkę i schlebiając swej nieposkromionej ambicji zaczyna ryzykowną grę: spirala oszustw podatkowych, korupcja i naginanie prawa prowadzą go wprost za kratki, a dalej do miejsca, którego lepiej nie wymyśliłby dla niego żaden filmowy twórca.
Trudno powiedzieć, czyja ambicja jest tu bardziej destrukcyjna: młodego, szalenie zdolnego perkusisty Andrew Neimanna, studiującego w konserwatorium muzycznym na Manhattanie, z apetytami na dołączenie do czołówki jazzowych artystów, czy jego nauczyciela, Terence’a Fletchera – charyzmatycznego despoty, który w myśl swego motto dosłownie łamie swoich uczniów. "Zmuszam ludzi do przekraczania granic, to absolutnie konieczne", mawia bez cienia żenady upokarzając ich, terroryzując i zmuszając do nadludzkiego wysiłku. Trudna walka z chorobliwą ambicją odbywa się w takt tytułowego utworu "Whiplash" Hanka Levy’egoz 1974 roku – uczniowie Fletchera mocują się z nim tak długo, opanują go do perfekcji.
Z kolei "Frances Ha" w reżyserii Noah Baumbacha jest uroczą, nieco nostalgiczną komedią nawiązującą do filmów Nowej Fali, poruszającą temat ambicji z nieco bardziej optymistycznej strony. Tytułowa bohaterka, dwudziestosiedmioletnia nowojorczanka zagubiona w rzeczywistości (w rolę Frances Ha wciela się genialna Greta Gerwig), ma kłopoty z ustatkowaniem się: nieustannie zmienia miejsce zamieszkania, chwyta się co rusz nowej pracy i ledwo wiąże koniec z końcem – nie ma ochoty dorosnąć. Pójście na kompromis z własnymi ambicjami i wyobrażeniem o życiu idealnym nieoczekiwanie okazuje się źródłem spełnienia: pozorna klęska w istocie okazuje się być oznaką dojrzałości.