Szokowała bukietami z liści jarmużu, rabarbaru i chwastów. Kiedy otworzyła w Londynie awangardową kwiaciarnię, miała przeciw sobie całe środowisko florystów. Constance Spry zrewolucjonizowała sztukę układania kwiatów i wykorzystania roślin w kuchni. Do historii przeszły zarówno jej dekoracje na koronację Elżbiety II, jak i książki kucharskie. Życie florystki było barwne jak letni bukiet, choć nie zawsze usłane różami.
Rankiem 15 listopada 1929 roku na Old Bond Street wezwano policję: tłum przed perfumerią Atkinson’s zatamował ruch. Powodem zbiegowiska było okno wystawowe sklepu. Pośród kaskad kryształowych łańcuchów i luster stanęła kompozycja z pnączy chmielu, porostów, jesiennych liści, dzikich owoców i zielonych orchidei. Czegoś takiego w Londynie nie widziano. Autorką dzieła była debiutująca w roli florystki Constance Spry, dyrektorka szkoły zawodowej na East Endzie. W jaki sposób nauczycielka młodzieży ze slumsów dostała taką szansę? Spry dała się poznać jako postępowy pedagog z zamiłowaniem do natury, która przerobiła ponury budynek szkoły w Hackney na oazę piękna i koloru. Kazała pomalować klasy w żywe barwy, zabierała uczniów do muzeów i ogrodów, wspólnie z nimi dekorowała wnętrza szkoły kwiatami z własnych grządek. Florystyczna pasja zjednała jej przyjaciół w świecie sztuki i teatru. Zobaczyli w Constance Spry talent artystyczny. Współpracę przy dekoracji okna wystawowego perfumerii zaproponował jej scenograf Norman Wilkinson.
Ta wystawa zmieniła życie 43-latki. W Atkinson’s zaoferowali jej kontrakt, do współpracy namawiali menedżerowie salonu Elizabeth Arden. Stanęła przed dylematem: być nadal szanowanym pedagogiem czy zacząć od nowa w zdominowanej przez mężczyzn branży florystycznej. Wybrała drugie wyjście, ojciec pedagog nie mógł jej wybaczyć. Mąż wpadł w popłoch: rok krachu na giełdzie był złym momentem na zakładanie biznesu.Constance otworzyła kwiaciarnię Flower Decorations w dzielnicy Pimlico. Nikt nie traktował jej poważnie. „Daję jej dwa tygodnie”, powiedział jeden z menedżerów giełdy kwiatowej w Covent Garden, kiedy pojechała tam po towar. Mimo to Connie wydeptała na giełdzie własne ścieżki.
Miała rewolucyjną wizję florystyki. Uważała popularne wówczas bukiety z ciasno upakowanych goździków czy chryzantem za nudne i pretensjonalne. Więcej uroku miał dla niej pęk polnych chabrów. Układała kompozycje z roślin, na które profesjonalni kwiaciarze nie spoglądali. U niej orchidee sąsiadowały z pospolitymi chwastami, gałązkami drzew, liśćmi jarmużu czy rabarbaru, a szklarniowe róże z gałązkami jeżyn. Inspirowały ją obrazy malarzy holenderskich. W Galerii Narodowej podziwiała martwe natury Cornelisa de Heema i powtarzała, że florysta powinien używać kwiatów tak jak malarz palety.
Wierzyła, że przy odrobinie pomysłowości można wyczarować piękno „za pensa”. Jej ulubionym źródłem naczyń były pchle targi, a za najlepsze wazony uważała zwykłe słoiki. Ponieważ stosowała rośliny nietrwałe, wymyśliła sposoby na przedłużenie ich życia. Ogrodowy niekropień (rodzaj paproci) przed ułożeniem w kompozycji wkładała na noc do wiadra z zimną wodą, gałązki drzew owocowych i bzu miażdżyła drewnianym wałkiem, by lepiej wchłaniały wodę, zaś łodygi dalii i malw parzyła wrzątkiem.
Nowoczesne podejście do kwiatów przyciągało do niej angielską socjetę. Stała się ulubioną florystką ślubną. Do historii przeszła jej aranżacja na ślub lady Violet Bonham Carter i Jo Grimonda w 1938 roku. Postanowiła wówczas udekorować nawy kościoła Świętej Małgorzaty wazami wypełnionymi trybulą, przydrożnym chwastem. Efekt był zjawiskowy, ale wielu osobom jej pomysły wydawały się zbyt ekscentryczne. Znalazła się na czarnej liście kilku świątyń oraz luksusowego hotelu Claridge’s. Gazety nie szczędziły jej złośliwości. „Nie dziwcie się, jeśli na przyjęciu ślubnym z wazonu spośród róż wyjrzy rzepa”, dworował sobie dziennikarz popołudniówki Evening Standard w artykule zatytułowanym Bukiet z kapusty.Nie wpływało to jednak na popularność Constance Spry.
Po siedmiu latach od debiutu jej kwiaciarnia zatrudniała 70 osób i dostarczała kwiaty dla członków rodziny królewskiej. Bukiety Connie zamawiano do rezydencji Jerzego, księcia Kentu, oraz do księcia Walii, czyli przyszłego króla Edwarda VIII. Tu nie obyło się jednak bez zgrzytu: kiedy książę Walii zdecydował się poślubić Wallis Simpson, Amerykankę i dwukrotną rozwódkę, a arystokraci odwrócili się od tej pary, Constance jako jedyna florystka zgodziła się zrobić dla nich kwiatowe aranżacje.
Ryzykowała ostracyzm, ale wyżej ceniła sobie kobiecą solidarność: czuła, że nie powinna zawieść stałej klientki w tak ważnym momencie jak ślub. Gest ten kosztował ją… kilka lat bez królewskich zamówień. Być może empatia dla Wallis Simpson i porywów serca Edwarda VIII wynikała z tego, że jej własne życie uczuciowe było skomplikowane. Do Londynu przyjechała z Irlandii jako Constance Marr, rozwódka z dzieckiem. Partnerem jej życia został tu Henry Ernest Spry, urzędnik służby cywilnej. Dał Constance nazwisko, choć formalnie nigdy nie rozwiódł się z pierwszą żoną.
Ciąg dalszy tekstu w lipcowym Twoim STYLu.