Na festiwalu w Opolu śpiewała Bo jeśli miłość ma kres z pewnością siebie kobiety dojrzałej i werwą dwudziestolatki. Zgarnęła nagrodę publiczności. Los nie zawsze był dla Katarzyny Żak tak dobry jak opolscy widzowie. Nauczył ją, że nie warto na szczęście czekać, lepiej je sobie zrobić. I kochać życie jak w przebojowym refrenie: „I wzdłuż, i wszerz. Pomimo albo gdyż”.
Spis treści
Twój STYL: „Nie bierzcie życia zbyt poważnie. I tak nie wyjdziecie z niego żywi”, ostrzegał Woody Allen. Co czujesz, wiedząc, że jesteśmy tu tylko na chwilę?
Katarzyna Żak: Ta myśl powoduje, że daję sobie przyzwolenie na oddech. Na błąd, na śmiech w złym momencie, na nieidealność. I nie tłumaczę się z tego. Kiedyś chciałam wszystko robić dobrze, tak jak wypada, z uśmiechem. Dziś wiem, że życie nie jest projektem do wykonania, tylko czasoprzestrzenią, w której odkrywasz siebie i uczysz się być prawdziwa. Nie chodzi o perfekcję, lecz o wyrozumiałość wobec własnych potknięć. Oraz siłę i odwagę, by po każdym pójść dalej. To nie egzamin, raczej doświadczenie.
Udaje się lepiej, gdy nie boisz się pomyłek?
Długo żyłam w lęku przed błędem, nawet w drobnych sprawach. Spojrzałam na piękne buty w sklepowej witrynie, a jakiś głos mówił: „Może za drogie? Nie kupuj, znajdziesz tańsze”. Tak wybierałam – bezpiecznie, rozsądnie, ale nie to, czego pragnęłam. Zadowalałam się skromniejszą wersją marzeń, byle nie ryzykować. A dobre życie wymaga odwagi. Każda decyzja to skok na główkę, nie wiesz, jak się skończy, ale jeśli zostaniesz na brzegu, nie zobaczysz, co jest pod wodą. Lęk przed błędami nie wziął się znikąd, wyrosłam w domu, gdzie zdanie „W życiu nic nie przychodzi łatwo” słyszałam tyle razy, że stało się częścią mnie. Gdy wchodzisz w dorosłość, mając takie motto, grasz ostrożnie. Długo żyłam w oczekiwaniu na porażkę.
Może to sprawia, że gdy przyszły, bolały mniej?
Jednak bolały, ale dzisiaj wiem, że są częścią naszej drogi. Trzeba się przewrócić, by zrozumieć, jak bardzo chcesz wstać. Zauważyłam, że wdzięczność często przychodzi dopiero po potknięciach, gdy przestajesz wyłącznie wymagać od losu, a zaczynasz go doceniać za to, co ci dał. Znam ludzi, którym życie płynie lekko, prosto, gładko. U mnie było inaczej, ale dlatego wiem, że szczęście nie spada z nieba. Należy je sobie zbudować cegła po cegle.
Kiedy poczułaś, że musisz o nie zadbać sama, bo inaczej go nie będzie?
Gdy przeprowadziliśmy się z mężem (aktor, Cezary Żak) z Wrocławia do Warszawy. Myślałam, że robię krok w przód, a wpadłam w czarną dziurę. Zostawiłam za sobą dom, przyjaciół, przyjazny świat. W nowym miejscu nie miałam nikogo, nie było pracy, pieniędzy ani planu. Czułam się, jakbym zniknęła z mapy świata. Pamiętam, jak Cezary powiedział: „Poczekajmy pół roku. Jeśli nic się nie zmieni, wrócimy”. Zaufałam, choć byłam przerażona i bezsilna. Chwytaliśmy się każdej pracy, on sprzedawał polisy na życie, grał w reklamach. Ja prowadziłam zajęcia teatralne, byle się utrzymać. Aż przyszły propozycje aktorskie. Spłaciliśmy długi. Wzięliśmy oddech. Zrozumiałam, że dobre życie nie wydarza się samo. Budujemy je codziennie, również wtedy, gdy trzeba zacisnąć zęby, żeby wstać z łóżka i działać. Dziś, gdy budzik dzwoni o piątej rano, nie narzekam. Myślę: „Super, mam pracę, idę na plan, będę grać w filmie”. Wiem, że to nie jest dane raz na zawsze, i czuję wdzięczność, że mnie chcą. Dlatego gdy pytasz o dobre życie, myślę: to takie, w którym jesteś potrzebna choć jednej osobie.
Doszłaś do tej refleksji dzięki pracy nad sobą?
Długo byłam wobec siebie bezlitosna, uważałam, że nie jestem dość szczupła, ładna, mądra. Patrzyłam na koleżanki, zawsze o krok przede mną, i chciałam udowodnić, że potrafię być jak one, że zasługuję, że się nadaję. Wciąż miałam wrażenie, że coś mnie omija, kolejna rola, reklama, okładka w dobrym piśmie. Już wiem, że do mnie szczęście nie przychodzi z zewnątrz. Nie dają go premiery, nagrody, wywiady, ale prawdziwe życie. Bez reflektorów, bez oklasków. Ja mam do kogo wracać, kogo kochać i z kim się sprzeczać. Wystarczy usiąść na kanapie, zadzwonić do córek i pogadać o niczym, by poczuć, że właśnie o to chodziło. Spełniło się marzenie o domu, w którym jest ciepło, humor i miłość. W małżeństwie z Cezarym bywało różnie – momenty euforii, zmęczenia, ciszy. Popularność, praca, problemy – to wszystko mogło nas rozdzielić, a jednak tak się nie stało, bo wiedzieliśmy, co jest najważniejsze. Rodzina. Ona trzyma nas w pionie, nawet gdy wszystko inne się chwieje. A takie chwile nadal się zdarzają.
Hannah Arendt napisała, że „nie ma nic trudniejszego niż mówienie prawdy z miłością”. Myślisz, że człowiek dojrzewa do tego stopniowo?
Tak, bo prawda bez miłości jest przemocą, a miłość bez prawdy – ucieczką. Kiedyś nasze poważne rozmowy z Cezarym zaczynały się od krzyku, dziś często od śmiechu. Poczucie humoru rozładowuje napięcie. Nie likwiduje bólu czy poczucia krzywdy, ale sprawia, że stają się do zniesienia. Tak przejawia się dojrzała miłość: nie w spektakularnych gestach, ale w prostych zdaniach, które oszczędzają drugiego człowieka. Dawniej musiałam w sporze mieć ostatnie słowo, dziś wystarczy mi świadomość, że nie zniszczyliśmy tego, co między nami ważne.
Co teraz jest ważne w życiu?
Często rzeczy małe. Nie czekam niecierpliwie na nagrody, na wielkie momenty. Zachwycam się liściem, który zmienia kolor, fontannami nad Wisłą, które świecą w nocy, jakby ktoś podłączył do nich gwiazdy. Mój zachwyt to nie ekstaza, tylko uważność. Umiejętność powiedzenia: zatrzymam się na chwilę, bo to jest piękne.
Coś byś zmieniła, zaczynając życie od nowa?
Nic. Nawet wiedząc, ile było w nim bólu, błędów i zmęczenia. O tym opowiada spektakl Jak zawsze, który gramy od stycznia w Teatrze Komedia. Historia pary, która po 50 wspólnych latach idzie do łóżka. On milczy, a ona mówi: „Zamknij się, bo zburzysz to szczęście, na które patrzę”. W tym zdaniu jest zachwyt, że mimo upływu czasu wciąż można być z kimś, kto widzi w tobie światło. Chcę mieć tak samo. Spędziłam 40 lat z tym samym człowiekiem, w jednym zawodzie, z wątpliwościami, które wciąż uczą pokory. I… nie zamieniłabym tego na nic innego. Dobre życie to nie to, w którym nic się nie psuje, tylko to, w którym potrafisz przyjąć swoje błędy bez żalu. Ono nie musi być łatwe, ale cenne i ważne dla ciebie.
Cały wywiad w najnowszym numerze Twojego Stylu.
