Kultura

Joanna Okuniewska: Ja i moje przyjaciółki idiotki, czyli jak współcześnie opowiadać o szukaniu miłości

Joanna Okuniewska: Ja i moje przyjaciółki idiotki, czyli jak współcześnie opowiadać o szukaniu miłości
Fot. istock

Typ wychowany przez wilki, wirek świrek, toksyna. Kto to taki? Słuchaczkom podcastu “Ja i moje przyjaciółki idiotki” wymyślonego i nagrywanego przez Joannę Okuniewską nie trzeba tłumaczyć. Wiedzą też, co znaczy “dawać się robić”, do czego służą “przeleciele” i “odwieszanie na wieszaczek”. Wybaczcie, ja wam tego nie opowiem, bo nie chcę psuć przyjemności słuchania opowieści Joanny. W swoich podcastach robi to najlepiej. Przed świętami wydała książkę, która sprzedała się w kilka dni, a miała nakład, jakiego pisarze mogą pozazdrościć. Nie zdążyłyście kupić? Spokojnie, kolejna partia się drukuje!

“Najpierw wyjechałam na Islandię, a potem miałam depresję. A może było na odwrót?”

Opowiada Joasia. Z depresją walczy od lat. Nie wstydzi się tego, nie ukrywa. Bierze leki, chodzi na terapię. Dzisiaj już wie, skąd biorą się jej złe nastroje. “Z przebodźcowania, zestresowania, niedospania. Wtedy zaczynam się irytować, a potem wpadam w czarną dziurę.” Z Łodzi, gdzie studiowała mikrobiologię, uciekła do Warszawy. Zatrudniła się w agencji reklamowej. Jednak wyścig szczurów okazał się nie dla niej. Pomyślała o emigracji. Dlaczego Islandia? “Bo blisko, piękna dzika natura i marzyłam o tym, żeby zobaczyć zorzę polarną. I jeszcze obyczajowo nam ten kraj odpowiadał. To był dobry wybór - świetnie nam się tutaj mieszka. Zawsze było mi łatwiej zacząć od początku, niż odbudowywać to, co mi się po drodze rozsypało”. 

 Dzisiaj jest królową polskich podcastów, a jeszcze nie tak dawno obierała, kroiła i smażyła warzywa w meksykańskiej knajpie. A po godzinach przygotowywała podcasty. “Pierwsza była “Tu Okuniewska”. O mnie, o emigracji, o terapii. O dojrzewaniu, oglądaniu świata. Kupiłam w sklepie najtańszy mikrofon i zaczęłam nagrywać. Z myślą o znajomych, żeby opowiedzieć, co u mnie słychać, jak tu jest. Miałam pisać blog, ale dla mnie okazał się bardziej wymagający niż gadanie do mikrofonu raz w tygodniu”. 

Czy wam też nagrywanie podcastu kojarzy się z czymś trudnym? Z masą sprzętu, montażem, obróbką dźwięku, podkładaniem muzyki? Pewnie można i tak, ale Joanna twierdzi, że nie montuje i nie obrabia. “Skończyłabym, zanim bym zaczęła. Po prostu włączam play, gadam, a potem naciskam stop. Ale nie myśl, że opowiadam bez przygotowania. Może Tomek Raczek by umiał, ja nie. Piszę to, co chcę powiedzieć, tym językiem, którym mówię, ze wszystkimi “słuchajcie”. Jestem gadułą, mam skłonność do dygresji i anegdot, muszę trzymać się w ryzach. Pisanie zajmuje mi 3 - 4 godziny, potem czytam, zmieniam. Kiedy przychodzi czas nagrywania, tekst umiem prawie na pamięć. Czasem w trakcie coś dodam, rzucę żart. Nagranie trwa około 30 minut. Wydaje mi się, że to dobra długość - do posłuchania w drodze do pracy, w sklepie, do sprzątania. Ludzie nie mają więcej czasu!”.
Podcast “Tu Okuniewska” szybko stał się fenomenem - wieść o nim niosła się z ust do ust, a może - z klawiatury do klawiatury. Dziewczyny wysyłały sobie kolejne odcinki, podkreślały w social mediach: “Mam dokładnie tak, jak ona!”, “posłuchajcie, Okuniewska mówi o mnie!”. Ich moc tkwi w tym, że poprawiają ludziom humor - są bardzo pogodne, zabawne, a w każdym odcinku można znaleźć coś, co z łatwością można odnieść do siebie samego. 

“Idiotki” powstały później i są bardziej komediowe. Inspiracją były rozmowy z przyjaciółkami. Ileż to razy w czasie “babskich wieczorów”, czy “babskich kawek” obiecywałyśmy sobie, że spiszemy albo nagramy nasze gadanie. I Joasia właśnie to zrobiła. Przepuściła przez siebie i nagrała historie, które opowiadają o głupotkach, jakie robimy szukając miłości. Albo gdy jesteśmy w związku czy po rozstaniu.

“Niektórzy twierdzą, że to banały. Ale te banały dotyczą wszystkich. Popełniamy te same błędy. W imię miłości usprawiedliwiamy tych, których nie warto usprawiedliwiać. Dajemy się oszukiwać. Wykorzystujemy słabości innych. Potem się wstydzimy, więc nikomu o tym nie mówimy, a następnie… robimy to samo. Wszystko dlatego, że tak bardzo chcemy, żeby tym razem się udało. Wiem, też jestem taką idiotką”. 

Okazało się, że kiedy Joanna głośno opowiadała o swoich błędach, ze wszystkich stron zaczęły odzywać się głosy “mam tak samo!”. “Ludzie piszą do mnie mejle, opowiadają swoje przygody. Czasem podsyłają kolejne “typy”, a czasem zwierzają się z sekretów, których nigdy wcześniej nikomu nie opowiedziały.  Mężczyźni tak samo jak kobiety. Wokół “Idiotek” powstało coś w rodzaju terapii grupowej, gdzie nikt nie jest ekspertem, wszyscy są równi i nikt nie jest oceniany. Ludzie słuchając podcastu czują się bezpiecznie. A jeśli przy okazji uda mi się pocieszyć chociaż jedną dziewczynę czy chłopaka, którzy właśnie się rozstali z jakimś chorym typem, to jest sukces”.

 Podcasty zaczęła robić dwa lata temu, kiedy w Polsce nikt jeszcze o tym nie myślał. Zagarnęła działkę “lajfstajl” i dzisiaj każdy, kto chce opowiadać o relacjach, usłyszy, że “zrzyna z Okuniewskiej”. Ona nie musi już pracować w gastronomii. Właśnie sama wydała książkę - kontynuację lub uzupełnienie “Moich przyjaciółek idiotek” (można ją kupić na stronie www.tuokuniewska.com), której pierwszy nakład wyprzedał się w trzy tygodnie. Te dziewczyny, które dostały książkę jako pierwsze, wysyłają i pożyczają ją nieznanym sobie koleżankom z internetu, które czekają na dodruk.

“Książka powstała, żeby zapełnić ludziom pustkę w czasach, kiedy przez jakiś czas nowe odcinki podcastów nie będą się pojawiać. Bo właśnie urodziłam dziecko i przez kilka miesięcy będę na macierzyńskim. W książce znalazły się historyjki, które były za krótkie, żeby wypełnić 30 minut podcastu”.

Tomiszcze ma ponad 500 stron, jest pięknie wydane i wg Joanny to “kompendium idiotkowania”, czyli opowiada o byciu singlem, o życiu w związku i o tym, jakie niebezpieczeństwa czyhają na nas po rozstaniu. “Niektórzy twierdzą, że jestem “Grażyną” biznesu, bo powinnam wydać trzy książki i zarobić na nich krocie, ale tak sobie myślę - może to wcale nie byłoby dobre? Może coś stałoby mi się z głową? Pieniądze zmieniają człowieka”, śmieje się i zapewnia, że zarabianie nigdy nie było u niej na pierwszym miejscu. Kiedy się okazało, jak bardzo jest popularna (do dzisiaj 80 odcinków Tu Okuniewskiej odsłuchano blisko 8 mln razy, a 40 odcinków “Idiotek” - prawie 8,5 miliona), przedstawiciele rozmaitych marek pchali się drzwiami i oknami, żeby pokazała ich produkty na swoim Instagramie.

“Nie mogłam tego zrozumieć - ale jak to? Pokażę krem i dostanę za to kilka tysięcy złotych? Przecież to niemoralne! Mama jest nauczycielką, a tata policjantem. Żeby zarobić połowę tego, muszą harować miesiąc. Tak nie może być! Takie pieniądze są za łatwe!”

Jej Instagram do dzisiaj jest wolny od reklam i sponsorowanych poleceń produktów. 

“Jedyną dopuszczalną formą współpracy jest dla mnie nagranie podcastu sponsorowanego, ale i tak za każdym razem chcę, żeby to było kreatywne, zabawne, dopracowane.  Żeby było widać, że aby zarobić, musiałam się napracować. Może chcę coś udowodnić na siłę? Jestem frajerką? Może powinnam z tym pójść do terapeuty?”. 

Na 120 odcinków obu podcastów tylko kilkanaście było sponsorowanych, wszystkie po bardzo mocnej selekcji jakościowej. Była współpraca z Centrum Praw Kobiet, powstał odcinek specjalny dotyczący przemocy. Jak więc zarabia? Prowadziła trzeci podcast, we współpracy z Showroomem - rozmowy z ciekawymi kobietami. Korzysta też z platformy Patronite, gdzie każdy może ją wspierać, czyli być jej mecenasem. Na czym to polega? Każdy może przekazać na jej konto dowolną sumę. “Dla swoich patronów szykuję albo ekskluzywne, spersonalizowane treści, albo wysyłam prezenciki z Islandii - kubki, zioła, pocztówki. Dzięki nim kupiłam nowy komputer, który nie grzeje się przy nagrywaniu jak grill i mogłam zrezygnować z pracy w kuchni. Ale przede wszystkim - mam małe życiowe potrzeby”. 

“Żyję na przeciętnym poziomie. I bardzo to sobie chwalę. Kocham przeciętność! Uważam, że nie trzeba być omnibusem w żadnej dziedzinie, wcale nie trzeba być najlepszym. Wystarczy być uśmiechniętym. Gdyby ludzie zaakceptowali, że nie muszą być w niczym wybitni, byliby bardziej zadowoleni. Kocham przeciętne zarobki, problemy, jedzenie. Czuję, że świat jest wtedy w równowadze”. 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również