Jest naszym domem – ciało. Przyjemnie jest kogoś do niego zaprosić, czuć się bezpieczną i kochaną. Gorzej, gdy nasze granice są przekraczane bez zgody. Te nadużycia mogą skutkować traumatycznym stresem. Co jest, a co nie jest wykorzystaniem? Jakie mogą być konsekwencje i jak sobie z nimi radzić? Czy da się po takim doświadczeniu wrócić do równowagi, odbudować zaufanie do świata? Rozmawiam z Małgorzatą Bajko, psycholożką, psychoterapeutką, z którą wspólnie napisałyśmy książkę „My też. Rozmowy o wychodzeniu z traumy seksualnej”.
Twój STYL: Gdy w Polsce rozpoczął się ruch #MeToo, byłam zdziwiona, ile kobiet, moich znajomych, opisało w mediach społecznościowych swoje przeżycia. Jeszcze bardziej zaskoczyły mnie dane Fundacji Ster: 90 proc. Polek doświadczyło jednej lub kilku form molestowania seksualnego. Co czwarta – próby gwałtu. Czy jako kobiety jesteśmy straumatyzowane seksualnie?
Małgorzata Bajko: Nadużycia seksualne były powszechne i nadal są. Natomiast uraz po traumie seksualnej nie jest tak częsty z prostego powodu: nie każde wykorzystanie musi się nim skończyć.
Czym jest trauma seksualna?
Słowo pochodzi z greki, tak mówili antyczni wojownicy, gdy przebiciu uległ pancerz chroniący ciało. Pancerz tracił moc osłaniania, wojownik doznawał urazu. To była trauma. Dzisiaj my, terapeuci, używamy tego słowa do opisania podobnych wydarzeń: dzieje się coś, co narusza zbroję naszej odporności psychicznej, i zostajemy zranieni. W przypadku, o którym rozmawiamy, owym ciosem jest nadużycie seksualne.
A co jest tym nadużyciem?
Wiemy, co jest skrajnym nadużyciem – zgwałcenie. Ale ono może przybierać subtelniejsze formy. Na przykład złego dotyku. Ludzie pytają mnie, czy dziecięca zabawa w lekarza to wykorzystanie seksualne. Nie, to jest zabawa rozwojowa, w której udział biorą dwie osoby, bo dzieci to też osoby, które mają na to ochotę, są powodowane ciekawością i w każdej chwili mogą się wycofać. Istotą nadużycia jest rodzaj presji czy przymusu, który wywierany jest na jedną ze stron. To nie musi być przemoc, to może być szantaż psychiczny: rozbierz się, a nie powiem mamie, że dostałaś dwóję. I druga sprawa kluczowa: satysfakcja seksualna sprawcy. Nie zawsze orgazm czy ejakulacja lub nawet erekcja, ale przyjemność czerpana przez jedną z osób z postawienia drugiej w takim, a nie innym położeniu. Granica bywa płynna. Ojciec uświadamia nastoletniego syna, pokazuje mu fotografię nagiej kobiety – robi to z poczucia obowiązku, bo chce, by syn od niego się dowiedział, jak funkcjonuje kobiece ciało. Inny ojciec pokazuje synowi film pornograficzny, mówi, że w celach edukacyjnych, ale podnieca się i mimo to kontynuuje „lekcję”. A jeszcze inny tata otwiera drzwi do łazienki nieświadom, że w środku jest naga córka i na widok jej ciała ma erekcję, ale natychmiast z tej łazienki wychodzi. Z tych trzech mężczyzn tylko ten drugi dokonuje nadużycia. Wykorzystuje kontakt z synem, by poczuć przyjemność.
Pamiętam z podstawówki zabawę kolegów: smarowali dłonie kredą, a potem łapali nas, dziewczyny, i odciskali ślady swoich dłoni na pupie, piersiach. Na ubraniu oczywiście.
Niewątpliwie jest to przemoc seksualna, nadużycie. Zauważ, że ta sytuacja to nie jest zwykłe dotykanie wbrew woli dziewczyny: ją się oznacza, stempluje, żeby wszyscy wiedzieli, że została „użyta” przez tych chłopców. Ale zadam ci pytanie: czy wy też tak robiłyście z chłopakami?
Nie.
To mnie nie dziwi. Żyjemy w Polsce w „kulturze gwałtu”, ona jest wrośnięta w naszą codzienność tak bardzo, że jej nie zauważamy. Dziś już mniej, ale kiedyś normą było dawanie przyzwolenia na tego typu zachowania i bagatelizujące komentarze, że to „końskie zaloty” i „żarty”. Że z tego należy się śmiać, a jak dziewczynka się nie śmieje, to jest przewrażliwiona na własnym punkcie i nie umie się bawić. W ogóle nie uczy się w Polsce, że granic dziewczynki nie można przekraczać. U mnie w klasie była inna zabawa, równie przemocowa: strzelanie z biustonosza. I teraz wszystkim, którzy uważają, że to „nic takiego”, rzucę wyzwanie: przyznam wam rację, jeśli jutro z samego rana podejdziecie do swojego szefa czy szefowej i klepniecie jego lub ją w pupę. Nie? No właśnie.
Powiedziałaś, że nadużycia seksualne są powszechne, ale uraz psychiczny po traumie seksualnej jest rzadszy. Dlaczego?
Traumą jest nadużycie seksualne, nawet postrzegane przez innych jako zabawa czy żart, natomiast ona nie musi mieć negatywnych konsekwencji, takich jak stres traumatyczny, poważniejszy i bardziej przewlekły stres pourazowy czy najgroźniejszy syndrom stresu pourazowego, czyli PTSD. To są kolejne stopnie reakcji na traumę, czyli uraz, ale zaczyna się od „zwykłego” stresu, czyli zdenerwowania.
Od czego zależy, na który stopień „wejdziemy” po doznanym urazie?
W dużej mierze od tego, jak ocenimy, zinterpretujemy to wydarzenie. Żeby doszło do PTSD, konieczne są dwa czynniki: poczucie braku kontroli nad sytuacją i zagrożenie życia. One są często subiektywne. Zapewne dziewczyna, której kolega strzeli ramiączkiem od stanika, ma poczucie braku kontroli, ale nie przyjdzie jej do głowy, że mogłaby zostać okaleczona czy że mogłaby zginąć. Ale już kobieta, którą w ciemnym zaułku napadł mężczyzna i kazał jej się rozebrać, może sądzić, że zaraz zginie. Załóżmy, że ten mężczyzna nawet jej nie dotknął. Mimo to ona może cierpieć na PTSD. Osoba, która ma duże zasoby, np. wspierającą rodzinę i przyjaciół, stabilność w życiu i w emocjach, dobre doświadczenia, które budują poczucie wartości i wewnętrzną siłę – może wyjść nawet z trudnego doświadczenia nadużycia seksualnego obronną ręką. Pamiętam pacjentkę, która w dzieciństwie utknęła w windzie w bloku z obcym mężczyzną, który ją wykorzystał seksualnie, chociaż nawet jej nie dotknął. Ta dziewczynka była przerażona, ale zajście trwało krótko, a ona miała kochającą rodzinę, czuła się bezpiecznie w swoim bloku i uznała, że ta sytuacja była odstępstwem od dobrej normy, które nigdy się nie powtórzy. Nie doświadczyła PTSD.
Po czym możemy poznać, że jednak się ono pojawiło?
PTSD nie rozwija się od razu: jest uraz, stres i teraz albo w ciągu kilku tygodni – najczęściej mówi się o czterech – uda nam się wrócić do równowagi, albo zaczyna się rozwijać PTSD. Często ten proces pozostaje niezauważony. Początkowo objawy mogą być łagodne i łatwo je przeoczyć. Pojawiają się problemy ze snem. Niektórzy pacjenci z PTSD robią wszystko, żeby tylko nie zasnąć, bo dręczą ich koszmary. Albo stosują używki, żeby odciąć świadomość. Zaczynają unikać bodźców przypominających traumatyczne zdarzenia, ale od pewnego momentu stronią też od ludzi. Częstym objawem są zaburzenia pamięci, wygumkowane zostają całe fragmenty wspomnień. Ludzie stają się drażliwi albo obojętnieją na wszystko, sprawiają wrażenie chłodnych, także wobec dotąd najukochańszych osób, np. dzieci. Jednym z objawów bywa też nadwrażliwość na bodźce: dźwięk stłuczonej butelki w sklepie przyprawia o palpitacje serca, zgaszona latarnia na ulicy wzbudza niepokój. No i na koniec: zmienia się perspektywa czasowa. Człowiek nie stawia sobie żadnych celów na linii czasu w przyszłości. Jest jak zamrożony.
Czasem mówi się, że czas leczy rany.
Nie w tym przypadku, niestety. PTSD samo nie przechodzi, choć można z nim żyć. Przeżyta trauma uwrażliwia jednak na kolejne trudne czy traumatyczne wydarzenia. Spotkałam kilka przypadków, gdy poród – który jest trudnym, emocjonalnym, często też wymagającym fizycznie doświadczeniem – wywołał rozwój PTSD, które było następstwem wydarzenia wcześniejszego, traumy seksualnej właśnie.
To może się ujawnić po takim czasie?
Bywa, że pacjent mówi o doświadczeniu molestowania po latach. Ludzie, którzy kwestionują takie wyznania, komentując: „Jasne, po czterdziestu latach jej się przypomniało!”, nie rozumieją mechanizmów funkcjonowania pamięci. Nie, nie przypomniało się po tylu latach, tylko proces dojrzewania do opowiedzenia o tym, podjęcia próby wyleczenia się, a nieraz i szukania sprawiedliwości, jest w tych przypadkach długotrwały. Wymaga to wiele odwagi, siły. Znam przypadek mężczyzny, który powiedział żonie o tym, że był molestowany, kilka miesięcy przed śmiercią, w wieku ponad 70 lat. Miał trudne życie: uzależnił się od alkoholu. Wyznał prawdę, gdy dostał diagnozę nieuleczalnej choroby. Chciał, by żona wiedziała, że nie był złym człowiekiem.
Jakie konsekwencje może mieć trauma seksualna, jeśli nie zaopiekujemy się sobą odpowiednio i przegapimy PTSD?
Choćby takie, jak w przypadku mężczyzny, o którym opowiadałam: nie umiał poradzić sobie z emocjami, które generuje trauma seksualna, czyli strachem, poczuciem winy, złością, więc znalazł mechanizm umożliwiający odłączanie się od nich. Nałogi są często próbą radzenia sobie z tego typu krzywdą. Ona sprawia, że tracimy poczucie bezpieczeństwa i nie potrafimy go odnaleźć ani w domu, ani poza nim. Mamy pozacierane granice, więc nie czujemy, gdy ktoś znowu nas wykorzystuje. Na dodatek takie osoby nie widzą zagrożenia na czas, nie wycofują się, gdy jest do tego odpowiedni moment, właściwie orientują się, że znowu przytrafia im się krzywda, wtedy gdy ona już się dzieje. Nie widzą tego, że partner ma skłonność do przemocy, poniża słownie, popycha – orientują się, gdy dostaną pięścią w zęby, kopa w brzuch. To nie znaczy, że każdy, kto doświadczył traumy seksualnej, nie wyjdzie z roli ofiary. Nie, mnóstwo osób się z tego wydobywa, dąży do uzdrowienia i ma w tym sukcesy.
A jak możemy się uzdrowić?
Najlepiej z pomocą terapeuty specjalizującego się w pracy z traumami. Powinien on być psychologiem lub psychiatrą. Światowa Organizacja Zdrowia oraz renomowane towarzystwa psychologiczne rekomendują w leczeniu PTSD przede wszystkim terapię poznawczo-behawioralną oraz EMDR, czyli Eye Movement Desensitization and Reprocessing, odwrażliwiania i przetwarzania za pomocą ruchu gałek ocznych.
Brzmi jak obrzęd magiczny.
Ale nie jest. Opiera się na podobnym mechanizmie co ruchy gałek ocznych w różnych fazach snu. Gdy śpimy, gałki oczne powoli poruszają się pod powiekami, a fale alpha, typowe dla czuwania, zastępowane są wolniejszymi falami theta. Następuje hamowanie działania kory mózgowej przez układ wzgórza. Wyciszamy się. Twórczyni EMDR zastanawiała się, czy tego mechanizmu nie da się wykorzystać również w czasie czuwania, czy prowokując ruchy gałek ocznych na podobieństwo tych automatycznych w czasie snu, nie moglibyśmy zacząć „wyciszać” traumatycznych wspomnień. I faktycznie badania dowodzą, że tak się dzieje.
Przepraszam, ale czy twoja praca w gabinecie sprowadza się do proszenia pacjentów, by patrzyli w prawo lub w lewo?
Niektórzy tak myślą. Czasem ludzie mówią mi: phi, co to za filozofia patrzeć w prawo, w lewo, myśleć o traumie, mogę to robić sama w domu. Otóż nie, bo ruchy gałek ocznych otwierają nam tylko bramkę do bezpiecznej pracy z traumatycznymi wspomnieniami, napięciami w ciele, ale istotą tej pracy nadal są techniki behawioralne, poznawcze, narracyjne, innymi słowy: nie da się tego zrobić samemu.
Czyli można właściwie powiedzieć, że EMDR to jest desensytyzacja, czyli odwrażliwienie pacjenta na przeżytą przez niego traumę za pomocą wolnych fal mózgu?
W pewnym sensie tak jest. Dzięki temu ta terapia działa szybko, oczywiście nie w ciągu jednego spotkania, ale w relatywnie krótkim czasie można uporać się z traumą, która przez wiele lat sabotowała czyjeś życie. Nie musi to trwać latami, często są to jedynie miesiące. Po drugie, pacjent nic nie robi między sesjami. Nie ma żadnych zadań domowych do odrobienia, przeciwnie, zawsze mówię, żeby po sesji wypocząć, zrelaksować się, nie wracać już do trudnych wspomnień. Pacjenci często są zdumieni, gdy orientują się, jak bardzo traumy seksualne, czasem naprawdę stare, wpływały na ich życie. To jest tak, jakby ktoś nosił na piersi ogromny ciężar, zrzucił go w kilka miesięcy i zaczął swobodnie oddychać. Dominującym uczuciem jest kolosalna ulga. Czasem ludzie pytają, czy nie są za starzy na taką terapię, bo „po co to rozgrzebywać”. Otóż nigdy nie jest się na to za starym, tak jak nigdy nie jest za późno, by zacząć nowe, lepsze życie. Każdy z nas na to zasługuje.
20 października o godzinie 20:00 w twojstyl.pl
Transmisja za: