Kiedyś miałam okazję przeprowadzać wywiad z aktorką Sharon Stone, przy okazji jej wizyty w Polsce. Wręczyłam na przywitanie bukiet lewkonii. Sharon była uprzejma się nimi zachwycić. I zapytać, co to za kwiaty.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Nie miałam i do dziś nie mam pojęcia, jak po angielsku mówi się na lewkonie. Więc naprędce wybrnęłam z sytuacji mówiąc: this is a famous polish „lion-horses-flower”. Lew i konie w polskiej nazwie kwiatu dały mi do takiej odpowiedzi asumpt.
Gdybym przyniosła jej peonie, nie miałabym lingwistycznych rozkminek. Bo peonie to po angielsku „peonies”, i basta. Chyba że… No tak, gdyby użyć polskiej nazwy „piwonie”, można się pokusić o translatorskie harce w stylu: beer-no. Ale artystka Sharon już dawno wyjechała, więc odpuśćmy. I uporządkujmy: peonia to z łaciny, piwonia po polsku.
Jedno jest pewne: o tej porze roku to najczęściej pokazywany kwiat na social mediach. Trzeba przyznać, że jest bardzo „instagrammable”. Zawsze dobrze wygląda i uszlachetnia każde zdjęcie. Postów z tym hasztagiem jest… Zaraz, niech policzę: #peonie, #peonia, #peonias, #pivoine, #piwonie, #peoniesaremyfavorite, #peoniesofinstagram… No, to idzie w miliony! Po piwonie chętnie sięgają znane influencerki i szeregowe instagramerki. Najczęściej spotykane kadry? „Ja i naręcze”, „mój bukiet na białym stoliku ze świeczuszką” oraz „jeden duży pąk na zbliżeniu zobaczcie jaki piękny”. Kolor? Najchętniej bladoróżowy, tak przez instagram ulubiony. Piwonia pojawia się też teraz na weselnych tortach, jak wzór na ubraniach czy motyw dekoracyjny wnętrz.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Skąd ten „fejm”? Wywar z korzenia piwonii może pomóc przy niestrawności, ale nie sądzę, aby to zdecydowało o popularności kwiatu wśród internetowych twórczyń. Szperając w sieci trafiam na informację, że Chińczycy już przed wiekami tak cenili te kwiaty, że najlepsze odmiany dawało się w posagu lub przekazywało w spadku. Historycznie ciekawe, ale ciągle nie tłumaczy fenomenu w naszych czasach. A sam kwiatek, owszem, niczego sobie, ale przecież i róża piękna, i anturium ma swój - może nie dla każdego oczywisty - wdzięk. Tak, ale je możemy sobie fotografować przez cały rok, a piwonia to kwiat początku lata. Więc jego efemeryczność czyni go mniej dostępnym, a przez to bardziej pożądanym. Ale czy tylko?
Może chodzi o symbolikę? Mowa kwiatów to dziedzina zanikająca, a tu okazuje się, że warto znać jej podstawy. Krótkie dziennikarskie śledztwo na portalach florystycznych i już patrzę na peonię innym okiem. Otóż symbolizuje ona harmonię i wierność w związku, a także dobrą sytuacją finansową. Zachęcona takim połączeniem symboli (kto by nie chciał mieć symultanicznie i harmonii w związku, i harmonii pieniędzy w portfelu!) zaczynam zgłębiać „level pro” - czyli symbolikę kolorów piwonii. Okazuje się, że biała to wyraz egzaltacji (ha, w mediach społecznościowych zjawisko nierzadkie), różowa pogłębia zrozumienie między partnerami, czerwona przywołuje nową miłość, a - uwaga - purpurowa symbolizuje hańbę (!). I wręcza się ją, jeśli chcemy kogoś skarcić. Szczerze? Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, że posyłam komuś kwiaty z intencją skarcenia go. No, ale świat jest pełen zagadek.
Wyświetl ten post na Instagramie.
* Lewkonia po angielsku to „gillyflower”. Też ładnie.
Hasztagi: #kwiatysąpiękne #ajajeszczepiękniejsza #ktośjeszczeużywasłowahańba?