Michał Szpak czuł, że chce być inny. Tworzyć, ubierać się po swojemu, żyć mocno, emocjonalnie. Rodzina na szczęście wspierała, koledzy też przywykli, tylko "ulica" patrzyła. Michał Szpak przekonał się, że inność podlega ostrej ocenie i ma swoją cenę. Był gotów ją płacić, bo życie w zgodzie ze sobą jest dla niego ważne. A że takie ryzyko popłaca, przekonajmy się, czytając ten wywiad.
Michał Szpak w talent show X-Factor. Rok 2011. Na scenę wychodzi chłopak, długie do pasa kręcone włosy, ostry makijaż, bransoletki z ćwiekami, obroża na szyi, czarne paznokcie. Publiczność śmieje się, głośno szydzi. Jeden z jurorów, Kuba Wojewódzki, staje w jego obronie: „Jak się okaże, że umie śpiewać, będzie wam głupio”. Śpiewa: "Dziwny jest ten świat" Czesława Niemena. Ale tak, że zapiera dech. Publiczność wstaje, owacjom nie ma końca. Tak narodził się Michał Szpak. Budzi kontrowersje wyglądem, ale wygrywa talentem. Choć ze względu na ubiór i makijaż nie przyjęli go na Wydział Piosenkarski Państwowej Szkoły Muzycznej w Warszawie, nie żałuje. Zamiast dyplomu, ma miliony sprzedanych płyt, pełne sale koncertowe i mnóstwo nagród. Za piosenkę "Jesteś bohaterem" – SuperPremiera na opolskim festiwalu, utwór "Colour of your life" zdobył 8. miejsce na festiwalu Eurowizji i jeszcze SuperArtysta w konkursie SuperJedynki, a niedawno – Bursztynowy Słowik na Top of the Top Sopot Festival za utwór 24na7. Jest nie tylko piosenkarzem, ale performerem. Jego występy to spektakularne widowiska. Po trzech latach nieobecności, wydaje płytę. Na własnych warunkach.
Twój STYL: Podobno urodziłeś się w czepku…
Michał Szpak: Mama opowiadała, że gdy położna zobaczyła mnie w „czepku”, zawołała: „Chłopak będzie miał w życiu szczęście”. No i mam. Bo choć nieraz było mi ciężko i znajdowałem się w dole, zawsze ktoś mnie ratował. A gdy nie potrafiłem czegoś rozwiązać, życie robiło to za mnie. Myślę, że gdybym nie miał w sobie radości, którą mam, byłoby trudniej. Bo przecież wybrałem w życiu niełatwą drogę – outsidera, kolorowego ptaka, dla niektórych… prowokatora.
Smutek jest prosty, o radość trzeba się postarać. Masz jakiś sposób?
Od czasu do czasu wychodzę ze strefy komfortu. Wtedy pojawia się strach, poczucie usuwania się gruntu. Ale gdy już znajdę się na nowej drodze, przychodzi radość. Teraz jest ten etap. Trzy lata temu zostawiłem wszystko, co przez lata zdobyłem. Na jednej szali postawiłem udeptaną, bezpieczną ścieżkę, na drugiej – swoje szaleństwo i wolność. Ryzykowałem całą karierę. Z dnia na dzień zostałem z niczym. Miałem na siebie inny pomysł niż mój producent. Po zakończeniu wieloletniego kontraktu, zablokował mi możliwość wykonywania utworów bez jego zgody. Jeśli chciałbym wykonywać utwory z dwóch ostatnich płyt, to musiałbym każdorazowo uiszczać opłatę licencyjną. Przypominam, że dałem twarz, osobowość, talent, które pozwoliły zaistnieć każdej z tych piosenek. Jestem człowiekiem, który wiele przyjmuje ze zrozumieniem i pogodziłem się z tą myślą. Ale nie zamierzam się prosić o to, by móc wykonywać utwory, które stały się częścią mojego życia. Dlatego zostawiłem to, co zostało mi zabrane, i wziąłem się do robienia swojej muzy. Efektem jest płyta "Nadwiślański mrok". Premiera będzie w moje urodziny, 26 listopada. Już teraz w streamingach jest dostępny singiel Warszawianka (mrok), który ją zapowiada.
Zrobiłeś to ze złamanym sercem?
Doszedłem do takiej symbiozy ze sobą, że ze spokojem przyjmuję to, co mi się wydarza. Uważam nawet, że takie trzęsienia ziemi są potrzebne. Kiedy za długo grzeję się w ciepełku, wpadam w marazm. Ja się muszę spalić. A potem powstaję. I dziś myślę, że to było najlepsze, co mogło mi się przydarzyć. Stworzyłem nową jakość. Na trzy lata zamknąłem się w studiu nagrań. Zrezygnowałem z koncertów, skupiłem się na pracy – komponowaniu, pisaniu tekstów, nigdy tego nie robiłem. Pamiętam, jak przeniosłem do salonu rozstrojone pianino. Stało kilka dni, aż pewnego dnia poczułem, że muszę coś zagrać. W jedną noc powstał Hiob – opowieść o duszy, która jest między niebem i piekłem. Prowadziłem walkę wewnętrzną ze sobą: zostaję tam, gdzie jest wygodnie, albo walczę o swoje. Wierzyłem, że nie każdy Ikar traci skrzydła. Zaryzykowałem. Moja decyzja wydawała się irracjonalna, nagroda Bursztynowego Słowika, którą zdobyłem i za którą jestem wdzięczny publiczności, pokazała, że było warto.
Po jakim doświadczeniu było ci się podnieść najtrudniej?
Po śmierci mamy. Odeszła za wcześnie. Minęło siedem lat, a wciąż nie potrafię odnaleźć sensu w jej śmierci. Może dlatego postanowiłem nagrać płytę, która opowiada trochę o mojej żałobie. Wtedy wszyscy byli oburzeni, że nie pogrążyłem się w rozpaczy, tylko wpadłem w wir imprezowania. Miałem do wyboru – siedzieć w domu i rozgrzebywać sprawy, z którymi i tak już nic nie można zrobić, albo przeżyć to po swojemu, nawet jeśli innym się to nie podoba. I znaleźć siły na to, by podnieść się, zamiast stanąć na ścieżce, z której nie będzie powrotu. Bo, jak napisał Haruki Murakami: „Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami”. Mówią, że czas leczy rany. Coś w tym jest. Bo nieobecność mamy nie jest już raną, jest pamięcią. I choć wspomnienia są bolesne, już nie determinują mojego życia. Dopiero po kilku latach pogodziłem się z tą stratą.
Miałeś kiedyś sytuację, kiedy organizator koncertu powiedział: „Chcemy pana, ale bez tych przebieranek”?
Z tego powodu wyleciałem z programu The Voice of Poland. Zaangażowali mnie jako jurora po to, bym dostarczał emocji, a potem okazało się, że mam być „inny”, ale na ich zasadach. Po aferze z kolorową tęczą, którą miałem na powiekach, bo zabroniono mi przypiąć do ubrania, przed każdym nagraniem produkcja mnie „sprawdzała”, czy nie mam ukrytej tęczy. Po udziale w spektaklu Dziady, który wystawiliśmy w oknach przy domu Jarosława Kaczyńskiego, stałem się wrogiem. Były też większe straty. Kiedyś wystąpiłem w lateksowym kombinezonie, przez co nie podpisałem umowy na dużą trasę koncertową. Mam świadomość, że gdybym był „grzeczny”, miałbym więcej propozycji, ale nie zgadzam się na to, żeby nie być sobą.
Zastanawiam się, skąd w tak wrażliwym chłopaku tak wielka odporność na krytykę.
Zawdzięczam ją rodzicom. Mam ją dzięki wpojonemu przez nich poczuciu wartości. Dziś jestem dojrzały i dostrzegam, że odstawanie od tłumu wiąże się z ciągłym wystawieniem na ocenę. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi, to było dla mnie naturalne. W domu miałem bezwarunkową akceptację.
Liczyłeś na podobną akceptację, gdy powiedziałeś na głos: Dla mnie orientacja nie istnieje?
Miłość nie ma płci. Miłość to opieka, troska, zachwyt, relacja z osobą, z którą jest mi dobrze. Nie mogę powiedzieć, że zakocham się tylko w kobiecie lub tylko w mężczyźnie, bo ja zakochuję się w człowieku. Seksualność to sfera, którą odkrywa się całe życie. Gdybym miał jednoznacznie siebie określić, jestem panseksualny. Uważam, że każdy, niezależnie od płci kulturowej, tożsamości płciowej i orientacji seksualnej, zasługuje na miłość.
Jestem queerowy, nie identyfikuję się z żadną płcią. Tak naprawdę żyję tu i teraz. Żyję chwilą.
Płeć się przewartościowała?
Jest scena w serialu Anioły w Ameryce, w której Emma Thompson, androgyniczny anioł, uprawia seks z gejem. Ten nie postrzega tego stosunku jako zaprzeczenia swej homoseksualności, bo nie jest w stanie określić, czy uprawiał seks z kobietą, czy z mężczyzną. Cechy kobiece i męskie są na tyle zatarte, że patrząc na androgyna, czujemy podskórne pożądanie, ale nie jesteśmy w stanie określić, czy podnieca nas kobieta, czy mężczyzna. Moja zewnętrzna androgynia przekłada się na obupłciowość w sferze psychicznej. I jestem w tym prawdziwy. Ale ta prawda ma wysoką cenę. I płacę ją. Ale za to mogę stanąć przed lustrem i spojrzeć sobie w oczy. Wierzę w energię Ziemi, z niej czerpię. Mam miejsce na Kaszubach, rezerwat, na którym są kamienne kręgi, będące polem energetycznym. Jadę tam, gdy potrzebuję pomocy. Proszę o coś i to dostaję. Napełnia mnie spokój i moc sprawcza.
Zastanawiam się, czy z taką ogromną potrzebą wolności jest w twoim życiu miejsce dla drugiej osoby?
Miłość polega na wolności. Tylko gdy dajesz wolność drugiej osobie, wiesz, że naprawdę cię kocha. Chciałbym stworzyć rodzinę, marzę o tym, żeby mieć dziecko. To przedłużenie linii życia jest dla mnie niezwykle ważne. Kariera przemija, a dziecko, taka część ciebie, zostaje na zawsze.
Cały wywiad dostępny w listopadowym wydaniu "Twojego Stylu".