Co może amarantus? Prawie wszystko. Jest zdrowy, dobry w smaku i dla urody.
Czy wiesz, że zaledwie 30 lat temu przywiózł go do Polski prof. Emil Nalborczyk z SGGW w Warszawie? W 1993 roku powstała firma PPHU Szarłat w Łomży, która we współpracy m.in. ze Szkołą Główną Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie pracowała nad udoskonalaniem surowca i technologii jego produkcji. Dzisiaj Polska jest jednym z największych producentów tej rośliny.
Czym amarantus różni się od innych oleistych rarytasów? Nie znosi pestycydów, pod ich wpływem przestaje rosnąć, więc siłą rzeczy jest ekologiczny. A co dobrego może zdziałać? Stymuluje wzrost i naprawę komórek, łagodzi stany zapalne, wzmacnia naturalny system odporności, zwiększa wytrzymałość układu kostnego, reguluje ciśnienie krwi, a nawet pomaga w utrzymaniu prawidłowej wagi ciała.
Co takiego robi dla urody? Olej z amarantusa zawiera najważniejsze dla skóry lipidy – nienasycone kwasy tłuszczowe (linolowy, oleinowy, linolenowy), skwalen – opóźniający starzenie skóry przeciwutleniacz, który chroni przed niekorzystnym działaniem czynników zewnętrznych oraz tokoferole, czyli witaminę E – walczy z wolnymi rodnikami, poprawia mikrokrążenie, wzmacnia barierę ochronną naskórka. Olej z amarantusa bardzo dobrze nawilża, chroni, odżywia skórę i opóźnia procesy starzenia. Najczęściej występuje w kosmetykach dla skóry dojrzałej i przesuszonej. Serum, maska i kremy z nim wzmacniają w dzień i odżywiają w nocy. Można go również dolać do wody w wannie albo po wyjściu z kąpieli lub spod prysznica wsmarować w lekko wilgotne ciało: wygładzi je i zmiękczy. Akt trzeci przyjemności: pielęgnacja włosów. Po szamponie i odżywce z olejem przechodzą metamorfozę. Kosmetyki nie obciążają, za to nawilżają i wygładzają. Pomaga w utrzymaniu zdrowych włosów.
Ładnie wygląda, rośnie nawet na piasku, ma polską nazwę: szarłat. Jego bogactwo to olej z nasion.