Kultura

Były to czasy najlepsze i były to czasy najgorsze. Fragment książki Anny Gacek "Ekstaza. Lata 90. Początek"

Były to czasy najlepsze i były to czasy najgorsze. Fragment książki Anny Gacek "Ekstaza. Lata 90. Początek"
Fot. mat.prasowe/AKPA

"Ekstaza. Lata 90. Początek" Anny Gacek to hołd. Hołd złożony latom '90, w których wielbiciele serialu "Miasteczko Twin Peaks" zastanawiali się, kto zabił Laurę Palmer, gdy Linda Evangelista "nie wstawała z łóżka mniej niż 10 000 dolarów", gdy z walkmanów leciały hity Madonny i Pearl Jam, gdy rozśmieszali nas Beavis i Butt-head, a koszula flanelowa stała się głównym i najbardziej pożądanym elementem garderoby. Przedstawiamy fragment książki.

"Ekstaza. Lata 90. Początek" Anny Gacek to, jak zapowiada Wydawnictwo Marginesy, poruszająca opowieść o latach '90, o młodych ludziach zagubionych w swoim sukcesie, przerażonych niechcianą rolą rzeczników pokolenia. O samotności w adorującym tłumie, o pułapkach sławy, bezlitosnym świecie mediów i show biznesu, wreszcie o nieuchronnej tragedii. Oto jeden z fragmentów książki:

Drugie Unplugged tego dnia nagrywała największa z nich, Mariah Carey.

W cyklu gościły już legendy i ikony, ale nigdy diwy. Producenci programu po raz pierwszy mieli do czynienia z osobistym fryzjerem, makijażystą, specjalistą od oświetlenia oraz asystentką od parzenia herbaty. Ale dwudziestodwuletnia Mariah Carey w 1992 roku była już wielką gwiazdą pop, zdaniem swojego szefa – i przyszłego męża – jedyną, która mogła równać się z Michaelem Jacksonem. Tommy Mottola, jeden z najpotężniejszych i najlepszych menedżerów w historii przemysłu fonograficznego, przez piętnaście lat szefowania wytwórni Sony sprzedał osiem miliardów płyt. Obdarzony niesamowitą intuicją, doskonale wiedział, że chociaż ma w swoim katalogu króla muzyki pop, brakuje mu królowej. Jego rywale mieli Madonnę i Whitney Houston, czyli rozrywkę albo talent. Mottola szukał tej jedynej, która połączy w sobie oba atuty. Carey była młoda, atrakcyjna i utalentowana, miała jeden z najpiękniejszych i najczystszych głosów w branży. Jej debiutancka, imienna płyta okazała się sensacją 1990 roku. Zaledwie rok później wydała kolejny album, Emotions. Tempo, w jakim pracowała w studiu, było imponujące. Ta częstotliwość miała wynagrodzić brak koncertów. Carey nie chciała ich grać, tłumaczyła to chorobliwą nieśmiałością i troską o głos. W świecie po klęsce Milli Vanilli ta deklaracja znaczyła jedno: Mariah Carey nie potrafi śpiewać.

Milionerka wystąpiła w naturalnym makijażu i skromnych ubraniach. Otoczyła się fantastycznym zespołem. Wyszła na scenę uśmiechnięta i w znakomitym nastroju. Nie ukrywała tremy, ale nieśmiałość tylko dodawała jej uroku. W pierwszej minucie koncertu wykonała bezbłędną, czystą wokalizę, w drugiej pokazała całą skalę czterooktawowego głosu. Rozegrała to po mistrzowsku i z zimną krwią, był to jeden z najlepszych odcinków Unplugged. "Ten wyjątkowy występ przypomniał nam, że pod koktajlową suknią ukrywa się pierwszoligowa artystka" – obwieścił w grudniu 1992 roku "Entertainment Weekly".

Koncert Mariah Carey był ważny z jeszcze jednego powodu. To dzięki niej swoje Unplugged zagrali Pearl Jam.

MTV niechętnie eksperymentowała z formułą programu, stworzoną dla wielkich gwiazd gotowych zagrać swoje największe przeboje w nowych, akustycznych wersjach. Gdy stacja robiła wyjątek dla wciąż bardzo młodej Carey, wokalistka miała już na koncie dwadzieścia milionów sprzedanych płyt. Joel Gallen, producent wykonawczy Unplugged i reżyser koncertu Pearl Jam, był przekonany, że grupa mimo skromnego dorobku jest gotowa na swój odcinek, że to najlepszy moment, by zarejestrować ich występ, bo za chwilę będzie już na to za późno, będą jednymi z nielicznych zbyt słynnych, by zagrać Unplugged, jak Nirvana, konsekwentnie odmawiająca producentom i niezmiennie pozostająca na szczycie ich listy marzeń.

Dla MTV zespół, który wydał debiutancką płytę w sierpniu 1991 roku, a pół roku później miał na koncie tylko dwa umiarkowanie przyjęte single, nie zasługiwał na Unplugged. Grunge mógł być medialną sensacją, ale – nie licząc Nirvany – niespecjalnie się sprzedawał i nie interesował widzów. Pearl Jam nie mieli nawet porządnego teledysku, najważniejszej waluty w obrazkowym świecie MTV. Ale Gallen nie odpuszczał, był zdeterminowany i gotowy uciec się do fortelu. skoro po koncercie Carey mamy wszystko ustawione, scenografię, światła, nagłośnienie, może skorzystajmy z tego i po kosztach zróbmy jeszcze jeden koncert? O skąpstwie MTV krążyły legendy. Producent miał ich w garści.

Pearl Jam przyjechali do nowego Jorku prosto z europejskiej trasy. Byli zmęczeni, niewyspani i trochę rozczarowani, że nie mają czasu przygotować się do Unplugged, zaprezentować czegoś naprawdę wyjątkowego. Skromność nie pozwalała im myśleć, że nie muszą się starać. Mimo późnej pory, zamieszania z wypożyczonym sprzętem, tremy, bo nienawidzili kamer, muzycy dali z siebie wszystko. Intensywność tego koncertu była powalająca. Jeśli dotychczasowe odcinki cyklu przyciągały fantastyczną muzyką, to ten miał coś jeszcze. Eddiego Veddera. Wokalista Pearl Jam śpiewał całym sobą, przeżywał każde słowo. Był stworzony do telewizji. Jego grymasy, emocje widoczne na twarzy dodawały tej muzyce niesamowitej głębi, zrobiły ten koncert. Gallen zachwycał się w rozmowie z oficjalnym portalem nagród Grammy:

Nie wiem, czy jest ktoś, kto wypada przed kamerą lepiej niż Eddie. Pracowałem z wielkimi gwiazdami, filmowałem Bono, Springsteena, Prince’a. Uwielbiam ich, każdy z nich wychodzi wspaniale na zbliżeniach, ale nikt nie robi tego tak jak Eddie Vedder. Pasja, energia, zaangażowanie, to wszystko widać w nim, gdy śpiewa. To, co zdarzyło się na tym koncercie... nic nie może się z tym równać.

Kiedy reżyser pokazał zmontowany odcinek swoim szefom, w pokoju zapanowała cisza. Słowa nie były w stanie oddać tego, co zarejestrowały kamery. Każdy, kto miał jakiekolwiek pojęcie o muzyce, wiedział, że to historyczny moment, ostatnie chwile anonimowości wkrótce jednego z największych zespołów świata. To nie był wybitny koncert, muzycy Pearl Jam nie dorównywali wirtuozerii Claptona czy kunsztowi Carey, a jednak zdarzyło się na nim coś wyjątkowego. Wszystkie emocje pokolenia, które Nirvana mistrzowsko włożyła w agresję Smells Like Teen Spirit, w muzyce Pearl Jam zostały przełożone na coś intymnego, trafiającego prosto w serce.

Cobain myślał o dzieciakach, miał dla nich nową rebelię, Nirvana to był punk lat dziewięćdziesiątych. Vedder skupiał się na świecie wewnętrznym, traumach dzieciństwa, kryzysie tożsamości, bólu złamanego serca. Nie można było przejść obojętnie obok tych emocji, tej energii, siły tych piosenek, wszystkiego, co ci młodzi ludzie nosili w sobie całe życie i co wyszło na tym koncercie, w tak czystej, pierwotnej formie. MTV wyemitowała Unplugged Pearl Jam w maju 1992 roku. Po premierze odcinka oficjalny fan club zespołu otrzymał setki listów. Wiele z nich zaczynało się od tego samego zdania.

"Ostatnio coraz częściej myślałem o samobójstwie. Ale usłyszałem waszą muzykę..."

Vedder wykorzystał każdą sekundę swojego czasu antenowego. W czasie Porch sięgnął po czarny flamaster i napisał na ramieniu "Pro Choice!!!", zwracając uwagę milionów widzów na organizację walczącą o prawo kobiet do legalnej aborcji. Gest w ważnej dla niego sprawie był jednocześnie mocnym dramaturgicznym momentem, finałem koncertu, w którym przez trzydzieści minut zdarzyło się wszystko – oprócz przekleństw. W wersji Unplugged Jeremy, tytułowy bohater jednej z ich najlepszych piosenek, nie był "nieszkodliwym chujkiem", ale... milczeniem. Gdy Vedder z uśmiechem pomijał fragment własnego tekstu, nie mógł przypuszczać, że za pół roku Jeremy stanie się najsłynniejszym chłopcem muzyki rockowej, który na zawsze zmieni życie jego i zespołu.

W środku tej marcowej, zdumiewająco zimnej i śnieżnej nocy Pearl Jam nie myśleli o konsekwencjach tego koncertu, sile promocji MTV, popularności i sławie. Byli po prostu szczęśliwi, spełniało się ich wielkie marzenie, grali muzykę, dzielili się nią z fanami. Na finał wykonali Rockin’ in the Free World Neila Younga, porywający manifest wolności i wyznanie miłości do "ojca chrzestnego muzyki grunge".

Young nie znosił tego tytułu, ale szanował i cenił gwiazdy gatunku, wielokrotnie występował i nagrywał z Pearl Jam, chciał ocalić Kurta Cobaina, próbował dotrzeć do niego, by przekazać mu krótką, ważną wiadomość, która mogła uratować mu życie. nic nie musi. niech gra tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę. Tak jak on.

Przedostatnim odcinkiem cyklu Unplugged zarejestrowanym w 1992 roku był właśnie koncert Neila Younga. Miała to być jedna z najprostszych produkcji, w końcu muzyk grał w stylu unplugged całe życie. Wystarczyło wszystko zorganizować, nagrać i tak zakończyć niezwykle udany sezon. Tymczasem koncert w słynnym nowojorskim Ed Sullivan Theater okazał się katastrofą. Young był tak sfrustrowany jakością wykonywanej przez swój zespół muzyki, że zrezygnowany opuścił własny koncert. Uciekł ze sceny prosto na ulicę. Producenci gonili go po całym Broadwayu. Ubłagali go, by wrócił, ale już było za późno. Nie zgodził się na odtworzenie zarejestrowanych wykonań. Kilka miesięcy później, w nowym składzie i z innym repertuarem, zarejestrowano jego drugi koncert Unplugged. Okazał się wielkim sukcesem.

Young swoją głupią ucieczką, nieprofesjonalnym zachowaniem wysyłał do największych gwiazd grunge’u sygnał ważniejszy niż wszystkie wypowiedziane słowa. I Cobain, i Vedder potwornie znosili sławę i związane z nią zobowiązania. Byli nieszczęśliwi, uciekali w narkotyki, alkohol, destrukcję. nienawidzili swojego życia, tego, kim się stali. Neil podsunął im banalne rozwiązanie, z którego żaden nie skorzystał. Jeśli jest ci źle, po prostu to zostaw. Ratuj się, uciekaj.

Ekstaza_okladka
'Ekstaza. Lata 90. Początek', Anna Gacek, Wyd. Marginesy
mat. prasowe

Anna Gacek - dziennikarka i prezenterka, autorka książki "Ekstaza. Lata 90. Początek", przez dwie dekady (do marca 2020 roku) związana z Programem 3 Polskiego Radia. Oprócz prowadzenia autorskich audycji, w tym wspólnie z Wojciechem Mannem "W Tonacji Trójki", nadawała relacje z największych światowych festiwali, m.in. z Glastonbury i Roskilde, w Polsce spędziła dziesięć lat na trasie Męskie Granie i kilkanaście na Off Festivalu. Przeprowadziła ponad tysiąc wywiadów, w tym z Paulem McCartneyem, Nickiem Cave’em, Patti Smith, Marianne Faithfull, Florence Welch, Alexem Turnerem, The White Stripes i The Strokes. Obecnie, w autorskim cyklu podcastów „Rzeczy ulubione”, rozmawia z najważniejszymi postaciami polskiej kultury.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również