Lata 90. Nikt nie nosi sportowych butów do sukienki ani – cóż to byłaby za herezja! – do garnituru. Legginsy to coś jak kalesony, raczej nie wychodzi się w tym na ulicę. Po wybiegu maszerują rzepichy w siermięgach bez koloru i w sandałach z plecionki. Modne są kosze, miotły, sznurki, parciane łapcie i jutowe worki.
To moda ekologiczna, której fala właśnie przepływa przez Europę. Otwierają się pierwsze studia tatuażu i body piercingu. Rodzice zabraniają, lekarze ostrzegają, raczej bezskutecznie. Coming out robi minimalizm. Program: prosty design, brak wzorów, kolory w gamie stonowanej. Brak ozdób, biżuterii. Nasze ubrania, mało że czarne, wszystkie stają się jakby przyduże. Do delikatnej sukienki letniej można wkładać nie szpilki, ale zwykłe japonki, przedtem widziane wyłącznie na basenie. No i oczywiście nikt nie ma komórki, a maszyna zwana komputerem zajmuje całe biurko.
Tak, to było w "najntisach", dwadzieścia parę lat temu. Niektórzy z was się wtedy urodzili, niektórzy byli nastolatkami, inni, z autorką tych słów włącznie – całkiem dorośli. Zgodnie z regułami mody, która musi zatoczyć koło, żeby wrócić, kolejne pokolenie odkrywa dla siebie tamte czasy. Im młodsze, tym entuzjazm nad odkryciem większy. I odwrotnie: starsi krzywią się – to już było. Mają rację. Było, ale drugi raz nie będzie takie samo. I nie dla nich, tylko dla ich dzieci. Bo zmieniły się realia, świat się zmienił. Zdjęcia z tamtych lat budzą uśmiech i nostalgię. Pozy modelek jakieś sztuczne i sztywne, ciuchy za duże, Kate Moss taka młoda...
Ale z drugiej strony – fajne rzeczy. Jak na dziś, jakby nowe. Spodnie z zakładkami, za duże bluzy z kapturem, ciężkie sportowe buty (tzw. adidasy tatusia), czarne lewisy 506, martensy, luźne płaszcze, T-shirty z nadrukiem... A nade wszystko – ekologia. Wtedy była przelotną modą, dziś to poważna sprawa. Eko nie oznacza już tylko lnianej sukienki i parcianych łapci, ale wywołuje wszystkie zagrożenia współczesności. Grozę zmian klimatu, ślad węglowy, śmiecie, ginące gatunki zwierząt. W lata 90. wkraczaliśmy z entuzjazmem odzyskanej wolności. Otwarcie rynku, ciuchy z zagranicy, głód nowości. Nareszcie mogliśmy być modni.
Trzecią dekadę XXI wieku rozpoczynamy ze zwątpieniem. Mamy już to wszystko: sklepy, marki, sieciówki, a ciuchy z całego świata paroma kliknięciami w parę dni dostajemy do domu. Ale właśnie moda, a raczej jej skutki wywołują niepokój. Przemysł, który truje, napędza konsumpcję, sprzyja marnotrawstwu. Wiemy, że konsumeryzm jest zgubny dla planety, obiecujemy zmianę. I tu karta estetyczna z lat 90. może się przydać. To juz dzisiaj vintage, z którego można skorzystać, niekoniecznie kupując, ale z odzysku. Dla przyjemności, dla oszczędności i dla pożytku publicznego.