Najnowszy film Kathryn Bigelow "Dom pełen dynamitu" pozostawia z niepokojem. A co jeśli politycy nie mają ani odwagi, ani narzędzi, by w obliczu poważnego kryzysu nas obronić?
Ten film poleciła ostatnio na swoim profilu Marta Niedźwiecka. Napisała, że to nie tylko film o zagrożeniu, w jakim wszyscy żyjemy, ale też o roli prawdziwego przywództwa. Lubię jej podcasty, pomyślałam.... sprawdzam.
Kathryn Bigelow zasłynęła przed laty, sprzątając swojemu byłemu mężowi (Jamesowi Cameronowi) Oscara za reżyserię dosłownie sprzed nosa. Zwyciężył jej film "Hurt Locker". Teraz Bigelow zrealizowała dla Netflixa film o zagrożeniu nuklearnym. Bigelow lubi mocne kino i najnowszy film też jest o poważnym problemie zagrożenia wojną. Reżyserka kreuje tu świat napięcia i lęku, w którym nad jednym niezidentyfikowanym pociskiem wydaje się wisi cała ludzkość. Pocisk leci na Chicago, nie udało się go zatrzymać dwoma specjalistycznymi rakietami. Co to oznacza dla reszty świata? Film rozpoczyna się od rutynowego dnia w Białym Domu i w mgnieniu oka zmienia się w kabinę dowodzenia, gdzie każdy telefon, każda informacja i każda minuta nabierają dramatycznego znaczenia. Napięcie nieustająco rośnie.
Bigelow nie ucieka od psychologicznego rdzenia swojego opowiadania – pokazuje, jak w warunkach ekstremalnego zagrożenia rozświetlają się ludzkie słabości: dezorientacja, odrętwienie, paraliż decyzyjny. Czas zdaje się rozciągać, paraliżując bohaterów i widza w tym samym momencie – to film o tym, jak cienka jest granica między codziennością a katastrofą, o tym, że świat żyje w nieustannym stanie gotowości, którą trudno faktycznie wypełnić. Mamy kilku decydentów i od nich zależą losy świata. I strasznie się patrzy na to, że jeden zupełnie nie zna procedur i chyba najchętniej by uciekł, a drugi... poddaje się.
W "Domu pełnym dynamitu" lęk przed wojną nuklearną staje się metaforą wszystkich globalnych fobii naszych czasów. Bigelow pokazuje, że choć może nie dostrzegamy ich bezpośrednio, to jednak żyjemy w "domu pełnym dynamitu". Inaczej - na bombie. I choć można zastanawiać się jak to możliwe, że amerykańskie siły powietrzne wystrzeliły tylko dwie z kilkudziesięciu rakiet, które przechwytują takie zagrożenia. I dlaczego od razu rozmawia się o zrzuceniu bomby atomowej na wroga, jeśli nie zna się jeszcze wroga. Pewnie są tu jakieś batalistyczne nieścisłości, ale jednak film pozostawia nas z lękiem: i to oni nas mają ewentualnie obronić?
Z perspektywy psychologicznej film stawia pytanie: jak funkcjonuje jednostka i system, kiedy zawodzi rutyna, a czas staje się największym wrogiem? Bohaterowie, od analityków po prezydenta, zderzają się z własną niepewnością, zadając sobie pytanie nie tyle "co zrobić?", ale "czy cokolwiek można zrobić?". W efekcie to nie efektowna akcja, lecz studium stresu, presji i mechanizmów obronnych – reakcje automatyczne, zawieszenie, błędne odczyty sytuacji – stają się głównym motorem fabuły.
W sytuacji kryzysowej, jaką film przedstawia, wychodzi na jaw jedna z kluczowych prawd – że nawet najbardziej skomplikowane procedury i technologia same w sobie nie zastąpią człowieka, który zawalczy o jasność, spokój i kierunek. Lider – tu w postaci prezydenta (w tej roli Idris Elba) – nie tylko podejmuje decyzje, lecz musi zmierzyć się z czasem, odpowiedzialnością i własnym lękiem. Film pokazuje, że przywództwo w takich chwilach to nie demonstracja mocy, ale zarządzanie niepewnością, komunikacja, transparentność i umiejętność działania mimo niedostatku informacji. W przeciwnym razie nawet najlepiej wyposażony system staje się zagrożeniem. I z tymi emocjami pozostałam po obejrzeniu filmu Bigelow. Bardzo kobieca perspektywa tematu, który dotyczy wszystkich. Okazuje się, że rakiety naprawdę dotyczą wszystkich.
"Dom pełen dynamitu" to przykład kina eleganckiego i wyrachowanego — nie epatującego efektem, ale budującego napięcie poprzez realność sytuacji i psychologiczny ciężar odpowiedzialności. Bigelow powraca, by przypomnieć, że lęki, które dziś uznajemy za odległe, mogą być bliższe niż nam się wydaje – a to, co kiedyś było domeną dystopijnej fikcji, w filmie staje się sugestywną dystopią naszych czasów. Jeśli szukacie filmu, który nie oferuje rozrywki na poziomie adrenaliny, lecz raczej intelektualny i emocjonalny wstrząs – oto propozycja.
Zostawia pytania: jak zachowujemy się w obliczu kryzysu.