Kolagen, ten "klej" naszego ciała, stanowi około 30 proc. wszystkich białek w organizmie i jest fundamentem skóry, stawów, kości oraz naczyń krwionośnych. Z wiekiem jego produkcja spada – już po 25. roku życia traci on około 1 proc. rocznie – co prowadzi do zmarszczek, sztywności stawów i utraty elastyczności. Suplementy kolagenowe obiecują odwrócić ten proces, ale czy naprawdę działają? I jak?
Spis treści
Kolagen w proszku czy tabletkach to zazwyczaj hydrolizat – rozbity na peptydy, które lepiej się wchłaniają. Po spożyciu rozkłada się na aminokwasy (głównie glicynę, prolinę i hydroksyprolinę), stymulujące fibroblasty do produkcji nowego kolagenu. Nie "wypełnia" tkanek bezpośrednio, lecz wspiera syntezę endogenną.
Nad kolagenem pochylają się oczywiście naukowcy i zaczynają się pojawiać badania, które przybliżają do odpowiedzi na pytania o skuteczność tej suplementacji. International Journal of Dermatology z 2021 podał, że kolagenowy hydrolizat faktycznie zwiększa nawilżenie skóry o 28 proc. i elastyczność o 19 proc. po 90 dniach. Efekt: widoczna redukcja zmarszczek o ok. 20 proc. Tak naprawdę, badania niezależne dopiero powstają, ale i tak eksperci podkreślają, że kolagen może wspierać pielęgnację anti ageing, ale przede wszystkim należy stawiać na ochronę przeciwsłoneczną, zdrowy styl życia i właściwą pielęgnację skóry.
Zwykle producenci proponują kolagen w proszku, ponieważ jest łatwiejszy w dawkowaniu niż tabletki (szybsze wchłanianie), ale oba mają podobną skuteczność. Do wyboru mamy zwykle kolagen wołowy oraz morski (skóry i łuski ryb) i ten ostatni uważany jest powszechnie za lepszy dla skóry. To głównie typ I, czyli ten sam, który dominuje w ludzkiej skórze, ścięgnach i kościach. Ma mniejsze cząsteczki peptydów niż kolagen wołowy, co teoretycznie może przekładać się na lepszą biodostępność — łatwiej się wchłania w jelitach i szybciej pojawia w krwiobiegu. Badania International Journal of Cosmetic Science, 2019; Nutrients, 2021 wykazały, że suplementacja kolagenem morskim przez 8–12 tygodni poprawiała elastyczność skóry, jej nawilżenie i redukcję drobnych zmarszczek. Z tego względu rybi kolagen jest często wybierany w produktach "beauty" i anti-aging.
Z kolei kolagen wołowy używany jest częściej, by wzmocnić stawy. Kolagen z bydła zawiera głównie typ I i III, a także w niektórych produktach – niewielkie ilości typu II, który występuje w chrząstce. W formie hydrolizowanej wspiera regenerację tkanki łącznej i może wspomagać zarówno skórę, jak i stawy, choć jego cząsteczki są zwykle większe niż w kolagenie morskim. W formie kolagenu typu II (np. z kurcząt, nie wołów) potwierdzono poprawę ruchomości stawów i zmniejszenie bólu u osób z chorobą zwyrodnieniową (Nutrients, 2021; Clinical Nutrition, 2022).
Nie ma jednoznacznych dowodów, że kolagen rybi zawsze działa lepiej na skórę niż wołowy — oba typy mogą przynieść podobne efekty, jeśli są hydrolizowane (czyli rozbite na peptydy). Różnice dotyczą raczej źródła i profilu aminokwasów, a także preferencji producentów kosmetyków i suplementów, którzy promują rybi kolagen jako lepiej przyswajalny. Jeśli suplement jest dobrej jakości, zawiera kolagen typu I lub III i ma udokumentowaną biodostępność — źródło (rybie vs. wołowe) może mieć drugorzędne znaczenie.
Historia kolagenu sięga średniowiecza, gdy Hildegarda von Bingen (1098–1179) opisywała ekstrakty z tkanek zwierzęcych jako remedium na bóle stawów – prekursor dzisiejszych suplementów. W Azji kolagen z rybich łusek czy kurzych kości był składnikiem kosmetyków i eliksirów młodości od wieków, a w Europie żelatyna (denaturowany kolagen) służyła w kuchni i medycynie od XIX w. Przełom nastąpił w XX wieku: w latach 60. Paul Börnstein opracował metodę ekstrakcji aktywnych peptydów kolagenowych, a w 1971 r. naukowcy NIDR (National Institute of Dental Research) odkryli prokolagen – rozpuszczalną formę, kluczową dla produkcji kolagenu.
Hydrolyzowane peptydy (małe łańcuchy aminokwasów) zaczęto produkować przemysłowo w latach 80., początkowo dla przemysłu mięsnego i sportowego. Boom suplementów wybuchł w latach 2010., napędzany badaniami nad anti-aging. Dziś rynek wart miliardy dolarów rocznie, z rosnącym naciskiem na zrównoważone źródła (np. z odpadów rybnych). To nie moda – to ewolucja od ludowych remediów do naukowo wspartych produktów.
Smak jest tu najważniejszy. Pewnie dlatego zwykle wybierałam kolagen w kapsułkach, ponieważ proszek i gotowe mieszanki zawsze uważałam za zbyt słodkie. Od kiedy jednak wiem, że taki kolagen lepiej się wchłania, eksperymentuję z nowościami w proszku i płynie. Szczególnie, że zależy mi nie tylko na skórze, ale i na stawach i kościach. Rok temu odkryłam dwa smaczne kolageny - to Remé w proszku (różne smaki do wyboru, ja wybrałam marakuję) oraz Your Kaya o smaku bzowym. Długo szukałam płynu, w którym, po rozcieńczeniu, smaki te byłyby najlepsze. Po wodzie i soku, postawiłam na naturalne jogurty. Ostatnio testuję kolagen Glam4You, nawet z kefirem jest smaczny. Miałam też kolagen w mini szotach marki Manufaktura Sadowskich. Wydawał mi się ciut za słodki, ale forma szotów była bardzo wygodna. Za to kuzynka się w nich rozsmakowała i uważa, że jest idealny. Podobnie było z eliksirem do picia Yogattractive. Początkowo wydawał się zbyt słodki, ale po rozcieńczeniu w soku z czarnej porzeczki i schłodzeniu okazał się smaczny.
Ponieważ jednak zdecydowanie poszukuję też naturalnych rozwiązań, często idę śladami słynnej Hildegardy z Binden i gotuję kolagenowe rosoły lub przygotowuję gęste galaretki owocowe. Zakładam, że natura z technologią świetnie się uzupełniają.