Jonathan Anderson, obejmując stery w domu mody Dior, udowodnił, że potrafi prowadzić subtelny dialog z dziedzictwem marki, nie tracąc przy tym własnej, charakterystycznej perspektywy. Jego pierwsza kolekcja prêt-à-porter na sezon wiosna-lato 2026 była świadomą reinterpretacją archiwalnych kodów Diora. W miejsce dosłownych cytatów pojawiła się gra proporcji, materiałów i detali, które nadały dawnym, francuskim formom nową energię.
Jonathan Anderson w swojej debiutanckiej kolekcji sięgnął do samego serca estetyki Diora - do idei piękna jako wartości ponadczasowej - lecz poddał ją dekonstrukcji. Zamiast sztywnej rekonstrukcji, otrzymaliśmy kolekcję pełną niuansów, w której siła spotyka się z miękkością, a klasyczna elegancja zostaje zestawiona z modernistycznym duchem. Sylwetki, choć zakorzenione w tradycji New Look, ukazywały kobiecą postać w wersji wielowymiarowej: raz smukłą i wydłużoną, raz rzeźbiarską, o niemal architektonicznej strukturze.
Paleta barw kolekcji naa wiosnę-lato 2026 zbudowana została na kontraście. Obok stonowanych tonów beżu, pudrowej bieli i rozbielonych pasteli, pojawiały się ciemniejsze akcenty - atramentowy granat, głęboka czerń, burgund i odcienie oliwki. Anderson operował kolorem jak malarz, wprowadzając nagłe przełamania, które nadawały kolekcji dramaturgii. Zwiewne materiały w jasnych tonacjach zestawiono z cięższymi tkaninami w głębokich barwach, co pozwoliło tworzyć sylwetki o zmiennej dynamice: lekkie, ale jednocześnie zdecydowane.
Wyraźnym motywem pokazu były nakrycia głowy - kapelusze o powiększonych formach, które nawiązywały do teatralności lat 50., lecz zostały zaprezentowane w minimalistycznej odsłonie. Zmienione proporcje i uproszczone linie sprawiły, że stały się one współczesnym komentarzem do idei elegancji jako codziennej praktyki.
Rzemiosło couture, charakterystyczne dla Diora, wybrzmiało także w detalach. Fałdy układające się w geometryczne formy, hafty o niemal graficznym charakterze, a także subtelne gry przezroczystości tworzyły kolekcję, która była zarazem zmysłowa i intelektualna. Anderson nie unikał eksperymentu: w kilku sylwetkach pojawiły się przeskalowane rękawy i konstrukcje przywodzące na myśl rzeźbę. W ten sposób ubranie stawało się nie tylko elementem garderoby, lecz także obiektem artystycznym.
Wspólnym mianownikiem kolekcji była idea transformacji. Jonathan Anderson zdaje się twierdzić, że ubranie nie tylko zdobi, ale także zmienia ruch, gest i sposób bycia. Kobieta Diora w jego interpretacji to postać w ciągłej ewolucji – raz majestatyczna, innym razem swobodna, zawsze jednak świadoma mocy, jaką niesie forma.
Pokaz w Ogrodach Tuileries, zorganizowany w otwartej przestrzeni, dodatkowo podkreślił ulotność i teatralność mody. Delikatne tkaniny poruszały się z wiatrem, a monumentalne proporcje niektórych sylwetek kontrastowały z naturalnym otoczeniem. To zestawienie - monumentalności i lekkości - dobrze oddaje język, którym Anderson zaczyna pisać nowy rozdział w historii Diora.