Opalanie się jest niezdrowe, skóra blada i zmęczona, nastrój siadł. Sięgnij więc po samoopalacz. Uśmiechniesz się, poczujesz ładniejsza.
Który kosmetyk opali jak słońce? Sprawdzały trzy testerki, które mają różne odcienie, typy i wrażliwość skóry.
W naszym domowym teście samoopalaczy do twarzy i do ciała biorą udział trzy testerki, z których każda ma zupełnie inny odcień skóry czy poziom jej wrażliwości. Inne mają też oczekiwania wobec opalania i samego opalającego kosmetyku: Pola lubi spódnice, ale nie włoży ich, póki jej nogi są białe. Opala się szybko, zazwyczaj na ładny brąz. Lubi samoopalacze w oleju, bo mają właściwości odżywcze. Kamila jest naturalną blondynką o jasnej karnacji. Ma suchą, wrażliwą skórę. Lubi samoopalacze dające delikatny, równomierny efekt. Złotobrązowy, nie pomarańczowy. Ania jest z kolei maksymalistką. Nie uznaje dyskretnej opalenizny. Lubi mieć brązowe ciało, które po samoopalaczu jeszcze pozłaca i nabłyszcza.
Zanim zaczniemy test, warto sprawdzić, co zrobić, aby samoopalacz jak najlepiej spełnił swoją funckję. Jest kilka zasad, o których przed aplikacją kosmetyku nie można zapomnieć:
Samoopalacze oprócz tego, że poprawiają nastrój i wygląd, działają też prozdrowotnie. Bo gdy jesteś już trochę brązowa, nie spieszy ci się tak bardzo z opalaniem. Możesz robić to stopniowo, małymi kroczkami, trochę w słońcu, trochę w cieniu, z użyciem kremów z filtrami. Taka opalenizna jest najzdrowsza, ponieważ pojawia się powoli, a nie w efekcie oparzenia. Niektórzy obawiają się, że przez filtry ich skóra pozostanie blada. Niemożliwe, nie istnieją takie, które całkowicie blokują dostęp promieni do melanocytów (komórek barwnikowych skóry). Bo nakładamy ich za mało, aplikację powtarzamy za rzadko (albo w ogóle), na słońcu ulegają utlenieniu, ścieramy je ubraniem, spływają z potem. Chcesz być ładnie i zdrowo opalona? Używaj kosmetyków ochronnych z SPF 30 (w mieście) lub 50 (na wakacjach). Filtry chronią przed poparzeniami, bąblami, bólem, czerwoną skórą schodzącą płatami. Stosując SPF, jesteś mniej narażona na przebarwienia i zmarszczki, bo mocna ekspozycja słoneczna przesusza skórę, niszczy kolagen, więc wywołuje postarzające plamy i przyspiesza wiotczenie skóry. No i zmniejszasz ryzyko nowotworów skóry. Bądź sprytna. Używaj samoopalaczy i filtrów SPF.
Ideał dla ciemnej i dla jasnej skóry. Delikatny, zawierający olej, o neutralnym zapachu. Ma precyzyjny sprej, jeśli chcesz spryskać nogi, spryskujesz tylko skórę, a nie przy okazji pół łazienki. Dobrze się rozprowadza, pozostawia na skórze warstewkę nieklejącej się oliwki. Przyciemnia stopniowo, efekt jest widoczny po 2–3 użyciach (jeżeli chcesz natychmiastowego brązu, to kosmetyk nie dla ciebie). Testerki chwaliły sobie fakt, że skóra wygląda po nim na zdrową i wypielęgnowaną.
Na jasnej skórze daje żółtawy odcień. Na ciemnej/opalonej podbija brąz, jest złocisty. Nie klei się, ma konsystencję lekkiego kremu. Ale długo wysycha, więc trzeba czekać z ubraniem się – zauważyły testerki. Potem jest niewyczuwalny. Nie natłuszcza, nie przesusza. Na początku ma intensywny, perfumowany zapach, który ustępuje miejsca charakterystycznemu dla samoopalaczy.
Nowa marka na polskim rynku. Zdaniem Ani opakowanie jest świetne, bo... szorstkie. „Nie wypada z rąk, gdy masz śliskie od kosmetyku ręce”. Krem delikatnie pachnie, ma budyniową konsystencję. Wspaniale się rozprowadza, natychmiast się wchłania, nie trzeba go wcierać. Opala na naturalny odcień brązu. Kamila: „I to równomiernie, nawet bez robienia pilingu przed nałożeniem”. Najbardziej ze wszystkich odżywia skórę, używając go, można zrezygnować z pielęgnacji ciała.
Kamila radzi, by go dobrze rozetrzeć, bo na jasnej skórze zostaną ciemne smugi. Ania, która ma śniadą cerę, uważa, że opala delikatnie, jak po 15 minutach wylegiwania się nad polskim morzem. Jest wydajny, dobrze wnika. Nie podrażnia skóry nawet bardzo wrażliwej. Zaraz po aplikacji ma piękny zapach, który szybko znika. Właściwości nawilżających nie zauważyła żadna z testerek.
Kosmetyk dwufazowy z olejem. Natłuszcza, ale nie w każdą skórę wnika natychmiast, lepiej użyć go oszczędnie. Na opakowaniu napisano, że opalenizna pojawia się stopniowo. Podczas testów okazało się, że na jasnej skórze jest mocna (w odcieniu pomarańczowym) już po pierwszej aplikacji, a na ciemnej idealna – też od razu. Plus: widać, gdzie kosmetyk opala, bo mgiełka ma brązowy kolor. Jest wydajna, wystarczy jedno psiknięcie na jedną powierzchnię, np. na brzuch.
Kosmetyk o wakacyjnym, tropikalnym zapachu. Występuje w dwóch odcieniach. Ten do jasnej karnacji złoci skórę, do ciemnej – mocno ją brązowi. „Po czterech godzinach od nałożenia wyglądasz jak miss fitness. Dlatego rozprowadzaj go uważnie i oszczędnie aplikuj na suche miejsca, czyli pięty, łokcie, kolana”, radzi śniada Ania. Pola docenia też jego nawilżające działanie.
Lekki, bezbarwny samoopalacz o delikatnym, prawie niewyczuwalnym zapachu. Niestety, ma mocny rozpylacz, który szerokim łukiem przyciemnia ciało i... łazienkę. Trzeba być uważnym. Szybko się wchłania – oceniły testerki. Efekt opalenizny na jasnej skórze jest delikatny, na śniadej – naturalny. I trwały, utrzymuje się przynajmniej pięć dni.
Lekki, łatwy do rozprowadzenia bez smug. Ma złocisty kolor, więc widać, gdzie jest już zastosowany. Od razu się wchłania. Po nałożeniu skóra lekko opalizuje, a po dwóch, trzech godzinach pojawia się delikatna naturalna opalenizna. Nuxe ładnie maskuje przebarwienia (też na twarzy), nawilża. Ma mocny zapach, ale zdania na jego temat były podzielone). Niestety, tubka (100 ml) nie wystarcza na długo.
Nawilżający, odświeżający żel. Pięknie pachnie (nie jak samoopalacz), jest wydajny – na całą twarz wystarczą dwie krople. Trzeba rozetrzeć je starannie w każdym zakamarku – przy ustach, uszach, oczach, nosie, na szyi. Na jasnej skórze Kamili szybko widać efekt muśniętej słońcem skóry. Na twarzy Poli (ładnie opalającej się) daje delikatny, naturalny odcień. Lekko opalonej twarzy (taką ma Ania) nie przyciemnia, po prostu dobrze wygładza, zmiękcza, pielęgnuje skórę.
All inclusive
W tym teście nie opisujemy drogich, luksusowych samoopalaczy za kilkaset złotych, bo zestawianie ich z popularnymi byłoby nieuczciwe. Kosmetyki opalające z półki luksusowej są wyjątkowe - poprawiają kolor skóry oraz jej jakość. No i ładnie pachną. Opalenizna ma szlachetny naturalny (nie pomarańczowy) odcień. A skóra jest gładka i dobrze odżywiona. Po nich nie trzeba już nakładać balsamu. Jak to możliwe? Na przykład samoopalacze Sisleya to pielęgnacyjna bomba. Zawierają nawilżające wyciągi z kukurydzy, soi, stewii, odżywczy z sezamu, roślinną glicerynę oraz wygładzający ekstrakt z kwiatu hibiskusa.