"To zasługa współpracy filmowców z Polski, Europy i Stanów Zjednoczonych", cieszy się z Oscara dla "Strefy interesów" Radosław Śmigulski, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
Nocą z niedzieli na poniedziałek świat filmu wstrzymał oddech. Oscary są najważniejszą nagrodą w branży kina i najwyższym docenieniem twórców. Tego dnia po raz kolejny polscy filmowcy przyczynili się do radości z tego święta, kiedy ogłoszono, że Oscar za najlepszy dźwięk i dla najlepszego filmu międzynarodowego trafi w ręce twórców "Strefy interesów" Jonathana Glazera. Tak, tuż po gali, prosto z Hollywood, skomentował dla Twojego STYLu ten sukces Radosław Śmigulski, dyrektor PISF, który z projektem filmu Glazera był od początku:
"Ogromne i zasłużone gratulację należą się przede wszystkim przeszło setce polskich twórców biorącym udział w powstawaniu Strefy Interesów. Ewa Puszczyńska – w mojej ocenie najlepsza producentka w Europie, Łukasz Żal – operator obrazu czy Waldemar Pokromski - charakteryzacja to tylko część z nich. Film został wsparty przez PISF, zarówno dotacją jak i w ramach systemu tzw. „zachęt” – i właśnie ten ostatni mechanizm finansowania w dużej mierzy przyczynił się do lokacji produkcji w naszym kraju", opowiada Śmigulski.
Tego filmu nie byłoby, gdyby nie międzynarodowa kooperatywa twórcza. "To kolejny przykład jak ważna jest współpraca z partnerami w Europie i Stanach Zjednoczonych. Kolejny, bo należy uzmysłowić sobie fakt, że wszystkie sukcesy międzynarodowe polskiej kinematografii, w ostatnich latach, przypadały właśnie na koprodukcje. Czasami większościowe innym razem mniejszościowe. Sukces filmu dowodzi, że polscy filmowcy stali się częścią światowego systemu współpracy", dodaje dyrektor PISF.
Jak doszło do tej niezwykłej koprodukcji i jak powstawał film "Strefa interesów" opowiada w wywiadzie dla miesięcznika PANI jego producentka Ewa Puszczyńska: