Wywiad

Po co ma być lepiej, gdy jest dobrze. Aleksandra Kwaśniewska i Kuba Badach na okładce nowego Twojego Stylu

Po co ma być lepiej, gdy jest dobrze. Aleksandra Kwaśniewska i Kuba Badach na okładce nowego Twojego Stylu
Aleksandra Kwaśniewska i Kuba Badach w sesji okładkowej do magazynu Twój Styl
Fot. Zuza Krajewska

Ona napisała słowa piosenek. On zaśpiewał. Skąd wiedziała, o czym mają być teksty? Przecież go zna. Czy był pewien, że trafi w jego oczekiwania? Przecież ją zna. Nie bali się, że praca nad płytą Radio Edit będzie próbą dla związku, bo tworzyli już razem. Umieją przyjąć krytykę, choć... bez entuzjazmu. Aleksandra Kwaśniewska i Kuba Badach są ze sobą od 16 lat. Ich małżeństwo to nie emocjonalna huśtawka, raczej stabilna drabina, która daje oparcie.

Przy tej rozmowie przydałyby się didaskalia. Z odpowiedzi na pytania nie da się wyczytać: zawadiackiego spojrzenia, pobłażliwego kiwania głową, czujnego ściągnięcia brwi, czułego dotknięcia, niedowierzającego parsknięcia. Miny i gesty wraz ze słowami opowiadają o tym, jakim małżeństwem są Ola (coraz bardziej Aleksandra) Kwaśniewska i Kuba (na pewno nie Jakub!) Badach. Bezpośredni, dowcipni, z dystansem do siebie. To już nie zakochane dzieciaki, uciekające przed paparazzimi, lecz para kochających się ludzi, którzy też zwyczajnie się lubią. Trudno po jednym spotkaniu ocenić, jakie mają życie, ale wydaje się, że dobre. Bo wygodne, dostatnie, oświetlone blaskiem znanych nazwisk? Nie, ważniejsze jest, że mogą na siebie liczyć, gdy jest ciężko, potrafią się śmiać ze swoich wad i dzielić szczęściem. Cenią się i szanują, to pomogło przy pracy nad płytą Kuby Radio Edit, na którą teksty napisała Ola. Refleksyjne: „Co jednak, jeśli/ więcej tych dni/ z tyłu niż z przodu/ zostało mi?”, dojrzałe: „Dobrze wiem, że choć to nie jest rozsądne/ chcę już być na drodze do wspomnień”, zabawne: „Diabeł nas malował, teraz śpi/ i niesie się gminna wieść/ że nie praca, talent, tylko teść”. Teoretycznie dotyczą spraw uniwersalnych, ale... są też formą opowieści o nich.

Aleksandra Kwaśniewska o współpracy z Kubą Badachem

Twój STYL: Znam Olę dziennikarkę, instagramerkę. Teraz poznałam tekściarkę. Ale Radio Edit to nie jest debiut.

Kuba Badach: Kilka lat temu Ola spektakularnie mnie uratowała. W 2017 roku pracowałem nad pierwszą płytą solową Oldschool – w szufladzie leżały utwory, które nie pasowały do repertuaru Poluzjantów, a chciałem, żeby zobaczyły światło dzienne. Miałem nagrane melodie, gotową większość tekstów, ale kilku brakowało. Terminy goniły, wpadłem w panikę. Utknąłem przy piosence roboczo nazwanej Wall of kindness, chciałem ją zaśpiewać po angielsku. Ola zaproponowała: „Słuchaj, może spróbuję”. Mówię – próbuj. Po kilku dniach położyła na biurku...

Ola Kwaśniewska: Z pewną nieśmiałością.

Kuba: ...tekst. Przeczytałem go i odleciałem! To był list ojca do nowo narodzonego syna, w którym mówi mu, jak przejść przez życie. Refren w wolnym tłumaczeniu brzmi: „Śmiej się głośno i tańcz, jakby nie było jutra. Krzycz, bądź mądry i odważny, nie pozwól im wygrać tej wojny milczenia, bo mur dobroci już runął”. Trafiła w punkt.

Napisać dobrą piosenkę – sprawa niełatwa, podniosłaś rękawicę, którą Kuba rzucił na oślep. Zadanie miałaś utrudnione, bo chodziło o tekst w języku obcym.

Ola: Czułam, że jest w potrzebie. Miał kilka dni, żeby skończyć nagrywać, próbował współpracy z różnymi tekściarzami, ale ciągle coś było nie tak.

Śpiewasz dla polskiej publiczności, dlaczego zależało ci na angielskim tekście?

Kuba: Piszę utwory mocno zrytmizowane, które opierają się w dużej mierze na jednosylabowcach, co w przypadku języka polskiego jest dramatycznie trudne. Piosenka Jestem kimś początkowo też miała być angielska.

Ola: Ale też z założenia zabawna. Napisałam słowa, lecz mieliśmy wrażenie, że w obcym języku ten dowcip nie wybrzmiewa. Wahaliśmy się do ostatniej chwili. Akurat gdy Kuba miał nagrywać w studiu w Warszawie, byłam na Mazurach. Na godzinę przed jego wejściem do studia postanowiłam jednak spróbować, usiadłam na tarasie i napisałam Jestem kimś. Po polsku. Piosenka spodobała się do tego stopnia, że promowała płytę Oldschool. Gdy Kuba mówi na koncertach, że tekst powstał w godzinę, ludzie myślą, że żartuje, a to prawda.

Jak się pracuje nad tekstem? Kuba opowiada, o czym powinna być piosenka, podsuwa tematy?

Ola: Dostaję demo z melodią zaśpiewaną, jak to się mówi w branży, po flamandzku. Brzmi trochę jak angielski, ale nie ma sensu. Natomiast to w muzyce kryje się podpowiedź, konkretna emocja. Zadaniem tekstu jest wydobyć ją i obudować taką historią, z którą Kuba może się utożsamić. To dla mnie oczywiste wyzwanie, bo nie jestem prawie pięćdziesięcioletnim mężczyzną.

250729_ZUZA_TwojStyl_0122
fot. Zuza Krajewska

Kuba Badach: "Mamy podobne spojrzenie na świat, wrażliwość, poczucie humoru"

Ale jesteście ze sobą ponad 16 lat, to dość, żeby się poznać.

Kuba: Pewnych rzeczy nawet nie musimy mówić, i tak się rozumiemy. Mamy podobne spojrzenie na świat, wrażliwość, poczucie humoru. W naturalny sposób współodczuwamy.

Małżeństwo was zmieniło?

Ola: Czy ja wiem? Gdy się spotkaliśmy, byliśmy bardzo podobni do osób, którymi jesteśmy dzisiaj.

Kuba: To znaczy, ja byłem głupszy i gorzej ubrany. To, co miałem w szafie... Ola przyjechała kiedyś do mnie i się popłakała.

Ze śmiechu?

Ola: Z rozpaczy! Kuba poprosił, żebym go wystylizowała na pierwszy po długiej przerwie koncert Poluzjantów. Znaliśmy się krótko, kilka tygodni pewnie. Wchodzę do niego, otwieram szafę, a tam same ubrania jak do koszenia trawnika... Koncert następnego dnia, nie ma czasu na zakupy. Wybrałam czarne spodnie Adidasa, udające smokingowe i dwie koszulki – białą i czarną, które miał włożyć jedna na drugą.

Kuba: Ubrałem się w to i pomyślałem, że wyglądam jak pajac, ale trudno. Później dostałem SMS-y od znajomych: pierwszy raz dobrze wyglądałeś na koncercie. Sukces! Ola powiedziała: „Misiu, doprowadzę do takiej sytuacji, że cokolwiek wyjmiesz z szafy i włożysz, będziesz wyglądał dobrze”.

Potwierdzam, to się udało. Jako jeden z nielicznych miałeś szansę umawiać się z prezydentówną Kwaśniewską. To uskrzydla czy paraliżuje?

Kuba: I to, i to. Poznaliśmy się na urodzinach wspólnej znajomej i od razu coś mnie do Oli przyciągnęło.

Ola: Był wytrwały. W pierwszych słowach zakomunikował, że się ze mną ożeni, a potem cały wieczór mnie przepytywał: czy lubię jeździć na nartach, gdzie najchętniej spędzam wakacje, co czytam. Pytania jak z biura matrymonialnego. Myślałam, że żartuje, ale jak się okazało, mówił poważnie.

250729_ZUZA_TwojStyl_0546
fot. Zuza Krajewska

 

Aleksandra Kwaśniewska: Pierwsza reakcja mamy była właśnie taka: „Muzyk? O Jezu!”

Skąd wiedziałeś po kilku godzinach znajomości, że to kobieta, z którą chcesz spędzić życie?

Kuba: Byłem pewien, że to jest TA dziewczyna. I koniec. To się do dzisiaj nie zmieniło. Ale wtedy miałem obawy. Na przykład, co powiedzą rodzice Oli na to, że spotyka się z muzykiem. Przecież to koszmar.

Ola: Pierwsza reakcja mamy była właśnie taka: „Muzyk? O Jezu!”. Oczywiście gdy poznała Kubę, zakochała się w nim w sekundę. Teraz to jej syneczek – pięknie śpiewa, lubi sprzątać, doskonale robi zakupy.

Zawodowy muzyk sporo czasu spędza poza domem. Koncerty, nagrywanie płyt w studiu, ostatnio program Voice of Poland, gdzie Kuba jest jurorem. Jak radzisz sobie z nieobecnością męża?

Ola: Wychowałam się w domu, w którym normalne było, że mężczyzny często nie ma. Nie wyobrażam sobie, żeby każdy dzień wyglądał tak samo: praca, kolacja, rozmowa. Nie lubię rutyny. Dlatego nie przeszkadza mi, że nie widzimy się przez kilka dni. W dzieciństwie nauczyłam się spędzać czas sama ze sobą i lubię to. A bliskość niekoniecznie ma związek z fizycznym dystansem. Mnóstwo ludzi mieszka pod jednym dachem, a są daleko od siebie.

Kuba: Nie musimy gadać, jak dobrze być razem, to wychodzi w działaniu.

250729_ZUZA_TwojStyl_0362
fot. Zuza Krajewska

Kuba Badach: "Ola jest więcej niż przyjaciółką, to mój anioł"

Czy poza podróżami wasz związek przeszedł inną próbę?

Kuba: Zacząłem wariować w pandemii, trzy i pół miesiąca byłem sam.

Ola: Utknęłam z psem w Szwajcarii. Kuba miał dojechać w niedzielę, a w piątek 13 marca rząd szwajcarski ogłosił, że zamykają granice. Nie wiedzieliśmy, co robić, ale ciągle nam się wydawało, że to się zaraz skończy i znów otworzą granice. Kuba: W połowie maja myślałem, że oszaleję bez Oli. Rozmawialiśmy ze sobą codziennie, ale brak jej fizycznej obecności obecności mnie wykańczał. Cały ciężar przerzuciłem na brata, który znosił moje żale. Do dziś pandemia to dla mnie trudny temat. Ale ciężką próbą okazał się też początek związku z Olą. Nie byłem przygotowany na to, co się wokół nas działo. Ciągła obecność paparazzich, którzy robili zdjęcia wszystkiego, nawet zupy, którą jedliśmy na obiad. Śledzili nas całą dobę.

Ola: Miałam zapalenie oskrzeli, wysoką gorączkę, Kuba wiózł mnie do lekarza, paparazzi zastawili nasz samochód i robili mi zdjęcia przez tę szybę. Byłam chora, wykończona, nic nie mogłam zrobić.

Kuba: Po tej akcji Ola powiedziała: „Misiek, ty się lepiej zastanów, czy się na to piszesz”. Nie chciała, żebym miał do niej pretensje o to, że mój świat zmieni się w ten sposób. Uczciwie postawiła sprawę. Mieliłem to kilka dni i jedna myśl wracała: jeżeli ona dała sobie z tym radę sama, to kiedy będzie nas dwoje, wszystko stanie się łatwiejsze. Powiedziałem sobie z pełną świadomością: chcę być z Olą i reszta nie ma znaczenia.

Intuicja podpowiada mi, że prócz miłości łączy was wzajemne zaufanie, szacunek. Jestem przekonana, że się lubicie.

Ola: Kuba jest moim najlepszym przyjacielem. Mimo że mam przyjaciółki, z którymi znam się od 30 lat.

Kuba: Ola jest więcej niż przyjaciółką, to mój anioł. Myślę, że bez niej – z moimi demonami – byłoby ciężko. Koncerty są wspaniałe, ale oznaczają, że musisz siebie dawać i dawać... Gdy schodzisz ze sceny czasem przychodzi smutek, zapaść.

Rzadko słyszę, by ktoś publicznie i przekonująco mówił o żonie, że jest aniołem.

Kuba: Z tym aniołem przesadziłem?

Ola: Mnie się podoba.

250729_ZUZA_TwojStyl_0140
fot. Zuza Krajewska

 

Kuba Badach: "Stoję z Olą na solidnej drabinie, która się nie chwieje, a widoki mamy piękne"

Na tym etapie życia czym jest dla was szczęście?

Ola: Świadomością, że możesz robić to, co czujesz, nie oglądając się na innych. Że żyjesz z pracy, która sprawia ci przyjemność, i otaczasz się ludźmi, którzy cię dopełniają.

Kuba: Mam dwie definicje. Pierwsza jest obrazkowa i zwyczajna: my dwoje w Alpach na spacerze z psami. Druga dotyczy metafizycznego poczucia szczęścia, wynikającego ze spokoju, z braku lęku. Jestem szczęśliwy, bo nie boję się tego, co ktoś może o mnie pomyśleć. Już wiem, co potrafię, znam swoją wartość. Stoję z Olą na solidnej drabinie, która się nie chwieje, a widoki mamy piękne.

Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze magazynu "Twój Styl".

st_10_001_portret podstawowa

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 10/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również