O Ewie Teledze większość osób mówi: kobieta wulkan. Aktorka zazwyczaj robi kilka rzeczy jednocześnie, w tym samym czasie myśląc o kilku kolejnych. Wciąż ma nowe pomysły. Teraz zadebiutowała jako pisarka. Co warto wiedzieć o jej nowym projekcie i życiu prywatnym?
Jak się czuję jako debiutująca pisarka? Bardzo dobrze. Może kolejną książkę napiszę... Dzisiaj myślę, że zdecydowałam się na to, bo miałam pewne doświadczenia związane z pisaniem. W Stowarzyszeniu K40 wydawaliśmy pismo, a także tomik wierszy mojego męża – przyznaje aktorka, która jest współzałożycielką i prezeską Stowarzyszenia K40 działającego na rzecz osób chorych, niepełnosprawnych, starszych i wykluczonych społecznie. – Poza tym pisałam scenariusze, m.in. serialu „Ekler”. Cały proces powstawania książki wydawał mi się zupełnie naturalny, ale przyznam, że kiedy wzięłam ją wreszcie do ręki, poczułam wzruszenie.
Powstanie książki o Márcie Mészáros miało dla Ewy Telegi wiele znaczeń: napisała pierwszą książkę, uhonorowała kogoś dla siebie ważnego, ale też coś jej to uświadomiło. – Najważniejsza pozostaje dla mnie opowieść o jej matce. Kiedy umierała, powiedziała nastoletniej Márcie: „Pamiętaj, bądź dla siebie najważniejsza”. Ciekawy jest ten komunikat, tak odmienny od tego, czego zazwyczaj dowiadują się dziewczynki. Życie Marty pokazuje, że może właśnie to powinny mówić matki swoim córkom - twierdzi.
Córka Ewy Telegi, Zofia Domalik, również jest aktorką. Czy radzi się mamy w sprawach zawodowych? – Kiedyś częściej to robiłam, teraz mniej. To dla mnie odcięcie pępowiny – mówi Zosia. – Pyta, ale się nie słucha – śmieje się jej mama. - Właśnie wczoraj była awantura. Powiedziała mi, że nie muszę mówić wszystkiego, co myślę. W sumie ma rację. Choć my w ogóle jesteśmy taką rodziną, która nieustannie rozmawia i mówi, co myśli.
Na ukształtowanie osobowości Ewy miała wpływ tragedia, której doświadczyła jako 23-latka. Ona i operator Marcin Isajewicz byli małżeństwem dwa lata, kiedy na planie filmu „Biała wizytówka” Filipa Bajona doszło do wypadku drogowego. Zginął 31-letni mąż Ewy Telegi i scenografka Krystyna Krasińska. Operator Piotr Sobociński i Filip Bajon mieli niezagrażające życiu obrażenia. - Przeżyłam koszmar. Na pewno miałam depresję, ale nie wiedziałam, że powinnam szukać pomocy. Pamiętam, że przeżywałam śmierć Marcina fizycznie, bolały mnie plecy z tęsknoty – wspomina aktorka. – To wiele zmieniło w moim podejściu do życia i do zawodu.
Drugiego męża, Andrzeja Domalika, spotkała, mając 30 lat. – Wydawało mi się, że jestem stara i że już mnie nic nie czeka. Ja byłam wdową, Andrzej rozwodnikiem – wspomina aktorka. Szybko zorientowali się, że są w sobie zakochani. – Andrzej wprowadził się do mnie po tygodniu. Zaraz potem wzięliśmy ślub w Paryżu, niedługo potem urodziła się Zosia. I przez wszystkie lata nigdy nie przeżywaliśmy kryzysu, spokojnie kroczymy przez życie. Andrzej Saramonowicz, który zna ich oboje wiele lat, mówi: - Sprawiają wrażenie szczęśliwie odnalezionych. Choć stanowią dwa odmienne bieguny: on ze swoim stoickim spokojem i ona – rozwibrowany koliber. - Zgadzam się – mówi Ewa. - Jesteśmy różni. Ja jestem ekstrawertyczką, on introwertykiem. On lubi chodzić, ja jeździć na rowerze. Ja wolę ciepło i morze, a Andrzej góry, zimę i narty. On czyta cały czas, co mnie dotyczy w mniejszym stopniu. Ale razem oglądamy seriale.
Andrzej Domalik na pytanie, co mu się w jego żonie podoba, odpowiada: - Wszystko. Jak ktoś ma tak zjawiskową urodę, taki uśmiech i tę nieszczęsną energię, to czego chcieć więcej? Poza tym moja żona jest ze Śląska, a to oznacza coś, co jest dzisiaj niecodzienne – niezależnie od tego, co się dzieje, obiad jest zawsze o 15.30. Nie trzeba o tym rozmawiać, ale nie wolno się spóźnić.
Zosia Domalik przyznaje: - Mimo że wydają się skrajnie różni, wiele ich łączy, choćby inteligencja i uczciwość oraz to, że są dobrymi ludźmi. Jestem im wdzięczna, że zawsze traktowali mnie poważnie. Mama ma superdobrą energię i jest niesamowicie zabawna. Nigdy się na niej nie zawiodłam w trudnym momencie. Dostałam od nich obydwojga bardzo dużo miłości. Za jedną połowę odpowiedzialna jest moja mama, a za drugą tata. Oboje uznają za jeden z najważniejszych elementów ich związku szacunek dla niezależności. – To jest piekielnie ważne. Wypracowaliśmy ją sobie krok po kroku, bez specjalnych negocjacji. Powstała naturalnie, pewnie jako nasza wspólna potrzeba. I mam wrażenie, że oboje jesteśmy z tego dumni – mówi Andrzej Domalik. Ewa Telega dodaje: - Nigdy nie mówimy „my”. Jesteśmy razem, ale pozostajemy osobnymi osobami. Nawet konta mamy oddzielne. Z czego kiedyś wyniknęła zabawna historia. Z jakiegoś powodu postanowiliśmy się nawzajem upoważnić do swoich rachunków bankowych. I wtedy zorientowałam się, że mój mąż ma duże oszczędności. Natychmiast namówiłam go na kupno mieszkania jako lokaty kapitału. Wytłumaczyłam mu, że jeśli je wynajmiemy, będzie miał co miesiąc z niego zysk. Bardzo się zdziwił. On nie ma głowy do interesów. Ja też nie bardzo, ale czasem mi się udaje – śmieje się Ewa Telega.
Cały artykuł przeczytasz w najnowszym numerze magazynu PANI.