Za uważność na ludzi. Za zwykłą pracowitość. Za odwagę wejścia w wielki świat. Za szacunek dla inaczej myślących. Za ambicję, by jako pierwsza dama zrobić coś dobrego. Za odporność na krytykę zazdrośników. Za umiejętność godzenia pokłóconych. Za klasę, z jaką reprezentuje Polskę. Za przykład, jak być z rodziną mimo nadmiaru obowiązków. Za szczerość, którą zaimponowała w biografii Pierwsza dama. Za to, jak wysoko zawiesiła poprzeczkę kolejnym żonom prezydentów – „Twój STYL” przyznaje tytuł Kobiety Roku 2024 – Pani Jolancie Kwaśniewskiej.
Spis treści
Wjechała raz z Adamem Małyszem na szczyt skoczni. Spojrzała w dół – otchłań. Podobnie czuła się w dzień po wyborach prezydenckich wygranych przez Aleksandra Kwaśniewskiego. „Nie chciałam tej prezydentury”, przyznaje. Wiedziała, że zmieni życie ich rodziny raczej… nie na dobre. Ale jest prymuską, rolę prezydentowej traktowała jak zadanie, choć mogła być tylko dekoracją. Były przykłady. Jak być pierwszą damą, uczyła się sama, w biegu, czasem na błędach, ale znalazła swoje miejsce w elicie królowych, cesarzowych, żon prezydentów. Ich wsparcie pomogło robić rzeczy pozornie niemożliwe. Nie da się wyliczyć akcji zorganizowanych przez jej Fundację „Porozumienie bez Barier”: „Motylkowe szpitale”, „Otwórzmy dzieciom świat”, „Możesz zdążyć przed rakiem”, „Szkoły tolerancji”. Nie wszyscy ją kochali, jednak gdy mąż kończył kadencję, poparcie dla niej, jako następczyni, przekraczało 50 procent. Do wyborów nie stanęła, ale pokazała, że misja pierwszej damy nie jest kadencyjna. Fundacja działa nadal. Późno wydała biografię. 500-stronicowa Pierwsza dama wciąż jest na liście bestsellerów. Przypomina, że historia Jolanty Kwaśniewskiej jest… niepowtarzalna?
Twój STYL: Czy w świecie wielkiej polityki, dyplomatycznego protokołu jest miejsce na zwykłe żarty, figle?
Jolanta Kwaśniewska: Raczej na figle poza protokołem. Podczas oficjalnego spotkania osobę, która zachowałaby się krotochwilnie, uznano by za niepoważną. Protokół, zasady stroju są po to, by drobiazgi nie przeszkadzały ważnym sprawom. A jednak żartobliwe sytuacje się zdarzają. Pamiętam, jak podczas imienin mąż dorwał się do perkusji orkiestry wojskowej. Kiedyś, dla zabawy, jeździliśmy na podarowanych nam rowerach w sali kolumnowej Pałacu Prezydenckiego. Gdy jest napięta atmosfera i rozmawia się o rzeczach niełatwych, żarty sytuacyjne przydają się, obniżenie ciśnienia pomaga pójść dalej. Olek ma poczucie humoru, to poprawia nastrój spotkania.
Kamery pokazują początek oficjalnych wizyt, ale obserwatorzy myślą, co jest później. Czy przy herbacie pojawiają się wątki prywatne, small talk, rozmowy o dzieciach?
Na ważnych spotkaniach, np. podczas obrad organizacji Center for Missing & Exploited Children, do której należały także królowa Belgii Paola, królowa Hiszpanii Zofia i Bernadette Chirac, rozmawiało się poważnie. Choćby o stworzeniu jednego numeru telefonu na cały świat, by móc ogłosić alarm, gdy ginie dziecko. Ale w kuluarach to inna sytuacja. Gdy miałam dłuższe włosy, robiłam przedziałek w zygzak, taką błyskawicę. I zawsze któraś z pań pytała: „Jolanta, jak to robisz?”. Królowej Paoli pokazywałam, w jaki sposób układa się włosy grzebieniem. Czyli po ludzku. Gdy spotykałyśmy się w Brukseli, królowa mówiła: „Jolanta, nie będziesz jeździła po hotelach. Jest już u nas Zofia, Sylwia”. Mieszkałam w pałacu, uczestniczyłam w zwykłych kobiecych rozmowach: „Słuchaj, Albert ma takie lumbago… A pamiętasz mojego labradora, odszedł dwa miesiące temu…”. Kiedyś jadłyśmy kolację, a ja mówię: „Dziś jest dla mnie szczególny dzień, rocznica ślubu z Olusiem, wznieśmy toast za niego”. Wtedy szwedzka księżniczka Wiktoria zaproponowała: „Jolanta, napiszemy mu życzenia!”. Były to czasy faksów, napisała po francusku życzenia dla Olka, królowe podpisały i wysłałyśmy.
Ciekawe, czy faks zachował się w „pudłach pamięci”, które opisuje pani w książce?
Tak, jest oryginał! Dużo mam wspomnień z Belgii, łączyły nas serdeczne relacje z parą królewską. Gdy oboje byli w Polsce, podczas obiadu powiedzieli: „Nikt tego jeszcze nie wie, ale nasz syn zaręczy się z Matyldą Komorowską”. Następnym razem spotkaliśmy się w Belgii: para królewska, państwo Komorowscy, rodzice Matyldy, i ja. Królowa Paola mówi: „Matylda będzie miała długi welon, jaki i ja miałam, ale musimy coś wykombinować, bo róże haftowane na tiulu zasłaniały mi oczy i o mało się nie zabiłam, idąc”. Przyniosła welon i upinała go na mojej głowie. Dalekie to było od protokołu.
Obserwując wielki świat, zastanawiamy się, na ile osoba na szczycie władzy, ze swoim wdziękiem lub jego brakiem, może w nieformalny sposób wpłynąć na losy świata, procesy historyczne? Czy to, że jest się przyjaznym, uważnym, procentuje?
Jeśli podchodzimy do partnerów z szacunkiem i serdecznie, a my z Olkiem akurat jesteśmy gadułami i jednocześnie umiemy słuchać – powstają nieformalne więzi. Ktokolwiek do nas przyjeżdżał, zbieraliśmy informacje na jego temat. To jest doceniane, gdy ktoś zadba, by przygotować się do spotkania. Przed przystąpieniem do Unii byliśmy z Olkiem w Hiszpanii i po kolacji z Juanem Carlosem i królową Zofią król mówił: „Za chwilę Polska wejdzie do wspólnoty, pamiętajcie, żeby maksymalnie wykorzystywać fundusze europejskie, budować swoją infrastrukturę. Nasza Hiszpania była biednym krajem, przeznaczyliśmy te środki na drogi, szybką kolej, taka okazja może się nie powtórzyć”. Opowiadał o rzeczach istotnych, ale w serdeczny sposób. Na światowym szczeblu łatwiej spotkać się, załatwić coś, gdy relacje są sympatyczne, nieformalne. W 1997 roku byłam na pogrzebie Matki Teresy, obok mnie siedziała królowa Zofia. Przedstawiłam się, uroczystości trwały długo, rozmawiałyśmy. Gdy później organizowałam w Warszawie konferencję w związku z 10. rocznicą ustanowienia konwencji praw dziecka, napisałam do królowej Zofii z pytaniem, czy jej wysokość pomoże mi w zaproszeniu swoich koleżanek królowych. Tak się stało. To efekt kuli śniegowej.
Pani życie zmieniło się po wyborach z niedzieli na poniedziałek...
Następnego dnia po wygranej Olka pod naszym mieszkaniem w Wilanowie pojawiła się ochrona, zatarasowała wjazd na osiedle, potem przychodzi ktoś i mówi do mnie „pani prezydentowo”. Rozglądam się – to ja? Zaczęłam szukać miejsca, do którego się przeprowadzimy, żeby ludziom nie zatruwać życia. Zdecydowaliśmy, że to powinien być pałac prezydencki, bo najmniej będziemy przeszkadzać warszawiakom.
Parę prezydencką obowiązują procedury bezpieczeństwa, ograniczenia. Czy ktoś w ten pierwszy poniedziałek powiedział pani, jak teraz będzie wyglądało życie rodziny, Oli…?
Nie. Ja, na szczęście, wyniosłam kindersztubę z domu, wiedziałam, używając słów pana Bartoszewskiego, jak się zachować przyzwoicie. Ale już pierwsza oficjalna wizyta, gdy w marcu 1996 roku przyjeżdżała do Polski królowa Elżbieta, to był skok na głęboką wodę. Czułam się bezradna. Spotkałam się z szefem protokołu i ambasadorem Wielkiej Brytanii. Pan ambasador przynosił mi zdjęcia wycięte z brytyjskich magazynów, by pokazać, jak panie, pierwsze damy zaproszone do królowej, są ubrane. Nie było internetu przecież.
Pozwólmy sobie na cytat z książki: „Przed wizytą królowej Elżbiety to była jedna wielka trwoga”.
Tak, trwoga. Uczyłam się angielskiego, mając prawie 40 lat, gdy prowadziłam agencję nieruchomości. Mówiłam po niemiecku, po rosyjsku, ale klienci oczekiwali kontraktów po angielsku. Miałam native speakera, ćwiczyliśmy zwroty związane z handlem nieruchomościami: „Tu jest kominek, tu ogrzewanie gazowe”. Ale z królową tak rozmawiać nie mogłam. Byłam przerażona, całe frazy ćwiczyłam po angielsku, żeby dobrze wypaść. Bo podczas wizyty zdarzyło się, że siedzieliśmy tylko we czworo przy herbatce i nie było z nami tłumaczy.
W kuluarach do królowej należy zwracać się Your Highness czy Your Majesty?
„Ma’am”. Tak było, gdy królowa zapytała, czy może poznać naszą córkę. „Of course, Ma’am”. Na dole pałacu trwała oficjalna wizyta, Ola na górze robiła lekcje, a tu nagle… Poprosiłam panią z sekretariatu, żeby Ola zeszła do nas, bo królowa życzy sobie się z nią przywitać i… żeby dobrze się ubrała. Ona wtedy nosiła szare swetry rozciągnięte, martensy pomarańczowe. Więc ja w pąsach siedzę, a tu dziecko wchodzi: włosy ściągnięte gumką, sukieneczka skromna, z odcinanym stanem, w kwiatuszki i czarne czółenka. Wszystko, co na spotkanie z Ojcem Świętym jej kupiłam. Zdała egzamin.
Dla Oli prezydentura taty musiała być trudna. Bezpieczne dzieciństwo, ciepły dom nagle znikają. Jest samotność w pałacu, bo rodzice często wyjeżdżają, a w dodatku słyszy o nich niepochlebne rzeczy.
Mieliśmy dla córki mniej czasu. Cokolwiek się jednak działo, rozmawialiśmy z nią, tłumaczyliśmy, jaka jest teraz nasza rola. Gdy wyjeżdżaliśmy, czuwały nad Oleńką osoby pracujące w pałacu, więc mieliśmy pewność, że w porę wróci do domu, odrobi lekcje. Ale były niespodzianki, bo Ola na początku nie miała śmiałości zadzwonić i poprosić o obiad. W naszych pokojach kuchni nie było. Raz, gdy zadzwoniła i cichutko powiedziała: „Tu Ola Kwaśniewska, czy mogłabym dostać coś do jedzenia?”, usłyszała: „Jakaś Wiśniewska dzwoni i chce jeść”. Prosiłam więc przed wyjazdem naszego kelnera: „Panie Adasiu, niech pan tam wpadnie do Oli zapytać, czy nie jest głodna”.
Miała prawo się zbuntować. Zwiała kiedyś z pałacu, do klubu, na koncert?
Nie, nigdy
Pani też ma wizerunek osoby odpowiedzialnej, kontrolującej się, ale jednocześnie pełnej energii, fantazji. Jest pokusa zapytać, czy istnieje druga Jolanta, spontaniczna?
W ten pierwszy poniedziałek po wyborach zdałam sobie sprawę, że nie mogę sobie pozwolić na ekscesy. To, jak się zachowuję, jak się ubieram, traktuję ludzi, jest oceniane jako wizytówka Polski. Była ostrożność, po jednym potknięciu – spódnica raczej za długa niż za krótka. Podczas przyjęć kieliszek tak długo trzymałam w dłoniach, aż się szampan zagrzał, ledwo umoczyłam usta. Gdy mieliśmy gości w pałacu, jako gospodyni odprowadzałam ich do drzwi, stałam na szpilkach do końca, stąd pewnie teraz moje problemy z żyłami. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym przynieść wstyd.
Przez 10 lat w gorsecie trudno oddychać.
Trudno, ale taka była moja rola. Zdarzały się jednak momenty, gdy wyjeżdżaliśmy do ośrodka w Promniku, do Juraty, tam mogliśmy sobie pozwolić na luz. Prezydent nie ma urlopu, Olek pracował w Juracie, przylatywali ministrowie, jednak po terenie można było chodzić w dżinsach, adidasach, bez makijażu, włosy gumką zebrane. Na szczęście nie było jeszcze paparazzich.
Co sprawiło, że państwa związek przetrwał i nadal mówi pani o mężu „Oluś”?
Przyroda nie znosi próżni. Nie mamy czasu być ze sobą w tygodniu, w weekend jesteśmy tylko dla siebie. Pichcimy, chodzimy na spacery, na grzyby, jeździmy na rowerach, spotykamy się z bliskimi. Mamy wspólne pasje: narty, kino, dobra książka. Jesteśmy otwarci na młodych, na przyjaciół Oleńki. To układ win-win. Oni na żywo mają postaci z Co powie tata? Pytają: „Panie prezydencie, co będzie w Stanach? A co pan sądzi o Putinie?”. Mąż ma świetną pamięć, wszystko im opowiada, tłumaczy zaszłości, o których młodzi nie wiedzą. Oni w rewanżu objaśniają tajemnice kryptowalut i AI. To dla rozumu. Dla serca? W udanym związku są słowa klucze: „Kocham cię”, „Co mogę dla ciebie zrobić?”, „Co chcesz na śniadanie?”. Redaktor patrzy ze zdziwieniem. Często mówi pan żonie „Kocham cię”?
A pani mąż?
Oczywiście. Co rano. I jeszcze parę razy w ciągu dnia. I na dobranoc. Ja także powtarzam te słowa często. Kwiatów mąż nie kupuje tylko przy okazji 8 marca czy imienin, żywe są w naszym domu cały rok. Dobrze się dobraliśmy, nadajemy na tych samych falach. Mamy podobne poczucie humoru, a to ważne, gdy trzeba na rzeczywistość spojrzeć z przymrużeniem oka. Człowiek by zwariował, gdyby na wysokich obcasach szedł przez całe życie. Czasem można sobie pozwolić na o wiele większy luz.
Co nie zmienia faktu, że pozostają państwo aktywni i wciąż są wzorem pierwszej pary. Usprawiedliwiona więc będzie fantazja: zostaje pani prezydentką. Jaki będzie pierwszy projekt prezydenckiej ustawy?
Chciałabym, żeby zrównanie płac kobiet i mężczyzn stało się faktem, i to natychmiast. Bo na tych samych stanowiskach przy takim samym wykształceniu należy nam się tyle samo. Nie rozumiem, dlaczego tak nie jest.
Wkrótce będziemy mieli w pałacu nową pierwsza damę...
…jestem przekonana, że świetną.
Co by jej pani poradziła dla otuchy?
Proszę, abyś przeczytała moją książkę. (śmiech)
Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze magazynu "Twój STYL".
Partnerem Kobiety Roku magazynu "Twój STYL" jest firma YES.
Laur Kobiety Roku TS – złota broszka ozdobiona kwarcem dymnym (kreacja: Magda Dąbrowska, projektantka YES Biżuteria):