"Wolę być szczera, niż miła. Zwolenników szczerości jest dziś więcej. Uprzejmość kojarzy się nam z hipokryzją albo zrezygnowaniem z siebie. Czy słusznie? Rozmawiamy z parą terapeutów, Izabelą Butniewicz i Wojciechem Papierkowskim. Ona należy do frakcji miłych, a on jest szczery do bólu.
Spis treści
Izabela Butniewicz – certyfikowana terapeutka, superwizorka Gestalt, prowadzi psychoterapię indywidualną, www.psychoterapia- -spotkanie.pl
Wojciech Papierkowski – coach, certyfikowany trener biznesu, konsultant terapii pozytywnej.
Gdzie przebiega granica między asertywnością, a byciem obcesową, nieuprzejmą? Jak strzec własnych granic, by inni nie czuli się dotknięci? Czy lepiej godzić się na ustępstwa w imię dobrego samopoczucia innych, często bardzo bliskich nam osób, czy lepiej grać w otwarte karty i czy zawsze będzie to gra wyższym kosztem? Czy szczerość zawsze niesie ze sobą ryzyko zranienia? Para psychologów: zwolenniczka frakcji miłych i obrońca szczerości tłumaczą, jak odróżnić szczerość od zakamuflowanej agresji i nie ulegać manipulacyjnym żartom oraz jak właściwie odczytywać intencje rozmówcy, które są kluczowe dla odróżnienia fałszywej szczerości od tej płynącej prosto z serca.
PANI: Dziś chyba my, kobiety, nie bardzo mamy ochotę być miłe. Mówimy, że skończyłyśmy już z byciem grzecznymi.
IZABELA BUTNIEWICZ: Myślę, że między tym, czego chcemy, a tym, co robimy, jest wciąż daleka droga. Jakiś czas temu amerykańscy psycholodzy przeprowadzili eksperyment – poczęstowali dzieci lemoniadą. Zamiast ją posłodzić, osolili. Można przyrządzić w domu i sprawdzić, jak okropny ma smak. Chłopcy mówili: fuuu, niedobre i wypluwali. Dziewczynki wypijały do końca, a pytane, czy była smaczna, niejednokrotnie odpowiadały, że tak. Zdarzało się nawet, że godziły się na dolewkę. Dlatego myślę, że choć wiele z nas mówi: miła to już byłam, w rzeczywistości bywa różnie. Wciąż nam się zdarza rezygnować z siebie, byle sprawić innym przyjemność. Szczególnie w relacjach z osobami znaczącymi w naszym życiu.
Czyli lepiej być szczerym niż miłym?
WOJCIECH PAPIERKOWSKI: To zależy. Ja patrzę na szczerość jako asertywność, dlatego mogę powiedzieć: tak, lepiej być asertywnym i nie chować się za uprzejmością. Ta lemoniada mi nie smakuje, nie chcę jej pić. To ważne, potrafić przekazać swoją opinię w sposób prosty i bezpośredni. Załóżmy, że podczas świątecznego obiadu gospodyni pyta: jak tam barszcz, smakuje ci? Byłem w takiej sytuacji ostatnio i odpowiedziałem: nie smakuje. Mamy prawo wyrażać szczerze własne opinie.
Widziałam taką scenę w restauracji: przy stoliku siedziały dwie dojrzałe kobiety, matka i córka. Córka zawołała kelnera: proszę zabrać ten talerz, to danie jest niejadalne. Jak można podawać coś takiego, czy pan tego próbował? Mama mitygowała: po co tak ostro? Ty się musisz nauczyć asertywności, mamo!
W.P. No nie, ani szczerość, ani asertywność nie oznaczają, że mamy prawo kogoś dotknąć, obrazić, przekroczyć jego granice. Czym innym jest powiedzieć: to mi nie smakuje, a czym innym: nie umiesz gotować, zabieraj ten talerz.
I.B. Szczerość polega na tym, że ujawniamy siebie. Myślę, że arogancki ton, napastliwy sposób zwracania się do kogoś ukrywa po prostu naszą obawę, że nie zostaniemy wysłuchani. Zdarza nam się podnosić głos, ponieważ się boimy, że inaczej nie wezmą nas pod uwagę. Stroszymy się więc, stajemy obcesowi.
A nie jest tak, że szczerością uzasadniamy czasem własny brak taktu, nieoglądanie się na uczucia innych? Wiecie, bo ja już taka jestem, zawsze walę prawdę prosto w oczy.
I.B. I tak się jakoś składa, że jest to zawsze prawda nieprzyjemna. Tak, jest też taka fraza: „Nie chciałam ci tego mówić, ale…” i bach, cios w nos. To nie szczerość, tylko zakamuflowana agresja. Podobnie jak złośliwe żarty: niby dowcip, niby jakaś prawda o mnie, ale jej istotą jest przytyk. I jeszcze nie możesz się nie śmiać, bo jak to, chyba się nie obrazisz, nie masz poczucia humoru, dziewczyno?
W.P. To po prostu manipulacja. Jeśli chcemy odróżnić „szczerość” od szczerości, spójrzmy na intencje. Czy ktoś się przed nami otwiera, czy wali nas tą „prawdą” jak pałką? Chce nas wesprzeć czy coś ugrać? Charakterystyczna dla takiej niby-szczerości jest niechęć do dalszej rozmowy. Widzę to często w sytuacjach biznesowych. Ktoś wypala swoją „prawdę” i mówi: przedstawiłem moje stanowisko, do widzenia. Zatrzaskuje drzwi.
Jest takie powiedzenie, że szczerość nie popłaca, z przyjaciół nas ogołaca. Może ona zawsze trochę rani?
W.P. Bycie otwartym może powodować konflikty – nawet gdy mamy dobre intencje. Czasem po prostu dlatego, że nie umiemy dobrać właściwych słów. Ale z drugiej strony ma ogromną wartość w relacjach. Znam menedżera, który miał w zespole dobrą specjalistkę z przykrym problemem w postaci nieświeżego oddechu. Zorientował się, że wszyscy o tym wiedzą, tylko ona nie. Poprosił ją na nieformalne spotkanie w cztery oczy i powiedział jej o tym. Zaproponował parę dni wolnego, żeby rozwiązała problem. To nie była miła sytuacja. Ale specjalistka po kilku dniach, kiedy wróciła do biura, przyszła do niego i podziękowała, że jako jedyny ze współpracowników był wobec niej szczery. Inni byli uprzejmi i co z tego?
Ale moim zdaniem on był uprzejmy! Powiedzieć prawdę, ale tak żeby druga osoba nie poczuła się moją otwartością zraniona – czy to nie jest uprzejmość i delikatność?
I.B. Ja też tak myślę. Ostatnio jedna z moich klientek miała dylemat: jakimi słowami powiedzieć partnerowi, że nie czuje się szczęśliwa w związku. Powstrzymywała ją obawa, że go zrani. Długo szukała właściwych słów. Za uprzejmością ukrywa się często troska o uczucia drugiej osoby. A jest coś takiego w dzisiejszych czasach, że bycie miłym ma konotację negatywną. Bo może to manipulacja? Może hipokryzja albo podstęp? Zupełnie niepotrzebnie przeciwstawiamy szczerość uprzejmości i kopiemy między nimi przepaść. Czy to jest wybór albo-albo? Nie można wyrazić otwartej opinii w sposób uprzejmy? Można. Nawet jeśli mamy do powiedzenia coś trudnego. Dzwonimy do przyjaciela: słuchaj, zniknąłeś dla mnie, nie dzwonisz, tak rzadko się spotykamy, czuję się odsunięta, jakbym nie była ci potrzebna. Takie słowa są szczere, ale i miłe, bo jest w nich komunikat: zależy mi na tobie. A mogę też powiedzieć: wiesz, dziwnie się zachowujesz, odsuwasz od ludzi, czy ty się w ogóle umiesz przyjaźnić? Psujesz swoje związki, może na terapię idź. Niby też szczere, ale jest różnica, prawda?
Jak tę przepaść zasypać?
I.B. Próbujmy być szczerzy, a jednocześnie uważni na innych. Ja tak rozumiem słowo „uprzejmość” – to uważność na innych ludzi. Doceniajmy to, że ktoś jest dla nas miły. Jedna z pacjentek opowiadała mi, jak pewien starszy pan powiedział jej komplement. Powtórzyła go w domu i zaskoczyła ją reakcja domowników: uuu, co za fałsz, ciekawe, czego od ciebie chciał. Dlaczego nie miałby zrobić przyjemności bezinteresownie? Chyba zapomnieliśmy, że bycie miłym to również podarowanie innym dobrej chwili.
W.P. Nie umiemy też przyjmować komplementów. Mówimy: eee no nie żartuj, to żadna moja zasługa, no co ty. A do innych: jakiś dziwak do mnie podszedł i powiedział, że ładnie wyglądam. A chciałbym powiedzieć, że przyjmowanie komplementów to też jest zachowanie asertywne. Wystarczy podziękować.
Bycie miłym jest jedną z soft skills, cenionych kompetencji miękkich. Dlaczego?
I.B. Bo daje innym poczucie bycia uszanowanym. Jeśli jesteśmy dla siebie uprzejmi w grupie, to czujemy się ważni, doceniani, traktowani na równi. To zamyka drogę do krytykanctwa, osądzania. Warto pamiętać, że nie tylko słowa są ważne. Ton głosu, wyraz twarzy są równie ważnymi komponentami bycia uprzejmym. Pamiętam taką sytuację, kiedy w dużej złości mówiłam do mojego rozmówcy: szanowny panie, niech pan zrozumie… A on na to: proszę do mnie nie mówić „szanowny”, bo pani mnie nie szanuje! Dlatego ważne jest odpowiednie nastawienie emocjonalne: pozytywne, akceptujące, przyjazne. Takie, które daje do zrozumienia, że nie kwestionuję na dzień dobry, lecz przyjmuję to, co rozmówca do mnie mówi. Że myślę: masz, człowieku, prawo do swojego zdania, daję ci przestrzeń, żebyś mógł się wypowiedzieć.
W.P. Widziałem kiedyś taki mem: dwie osoby stoją naprzeciw siebie, a między nimi napisana kredą na podłodze liczba. Jedna widzi dziewiątkę, a drugie – szóstkę. Każde z nich ma rację, mimo że widzą co innego. To ważne, czy mamy w sobie na to zgodę. Czy życzliwie dopuszczamy, że inni też mogą mieć rację. Myślę, że w byciu miłym jest właśnie życzliwość. A sporo podróżując, mam niestety wrażenie, że przynajmniej w sytuacjach biznesowych, oficjalnych jesteśmy bardziej szorstcy i nieprzyjaźni niż inne nacje.
Bo my chyba niezbyt cenimy dyplomację. Często słyszę, że zamiast owijać w bawełnę, trzeba wyłożyć kawę na ławę.
I.B. To przepis na to, jak się nie dogadać. Popatrzmy, co się dzieje z rozmówcą, kiedy strzelimy w niego komunikatem krytycznym, choćby: w twoim raporcie są liczne błędy. Wyrażona wprost krytyka zamyka rozmówcę (zaczyna stawiać opór, bronić się itd.). Żeby ją przełknął i przyjął, trzeba przygotować „kanapkę”: włożyć trudną informację pomiędzy pozytywne. Czyli: świetnie robisz te raporty. Zdarzają ci się błędy w podsumowaniach, zwróć na to, proszę, uwagę. Znakomita była twoja prezentacja sprzed miesiąca, bezbłędna.
W.P. Dyplomacja, kurtuazja, retoryka są sztuką. Trzeba w nie włożyć wysiłek, zainwestować czas, sporo ćwiczyć. Mimo wszystko łatwiej jest brutalnie oznajmić swoją rację i wyjść.
Wygląda na to, że szczerość może być łatwiejsza od uprzejmości? A jednak często się skarżymy, że w naszych związkach jej brakuje.
I.B. Ponieważ potrzeba do niej odwagi. Kiedy chcemy wypowiedzieć się szczerze, doświadczamy wielu obaw: jak wypadnę, jak przyjmą moje słowa, czy nie zostanę odrzucona, skrytykowana. To jak w filmie „Notting Hill” – Julia Roberts przychodzi do księgarni Hugh Granta i mówi: stoję przed tobą jako zwykła dziewczyna, która prosi chłopaka, żeby ją kochał. Pełna otwartość, ujawnienie siebie, ale też narażenie się na reakcję drugiej strony. Bo Hugh Grant odpowiada: nie. I na to się narażamy na co dzień, kiedy szczerze odkrywamy się przed innymi. Ryzykujemy.
W.P. Nie mamy warsztatów szczerości. Jeśli chcemy nauczyć się wyrażać wprost, warto skorzystać z kursów asertywności. A gdy chcemy mieć więcej otwartości w związku, musimy zadawać pytania i prosić o szczerość. Powiedz mi otwarcie, co o mnie myślisz, co sądzisz o moim zachowaniu dzisiaj? I być gotowym znieść odpowiedź. Jeśli jej nie przyjmiemy, jeżeli zaczniemy się bronić, partner następnym razem ucieknie w ogólniki.
I.B. Tak, myślę, że ucieknie. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich pytań. Ale jest pewna metoda, którą mogę polecić. Zespół psychologów, w którym prowadziłam superwizję, opracował grę Otwarte karty, przeznaczoną dla grup z problemem utykającej komunikacji. Podobne talie dla par czy przyjaciół są na rynku, np. Ja-Ty, która naprawdę otwiera rozmowę. Można wylosować kartę: wyobraź sobie, że opowiadasz o mnie przyjacielowi. Co byś mu powiedziała? Warto sięgnąć po taką talię w domu w deszczowy wieczór. To mi przypomniało, że dawno temu na towarzyskich spotkaniach grało się w szczerość. Pamiętacie? Kręciliśmy butelką i gadaliśmy bez końca. Nieraz naprawdę szczerze.