Człowiek sztuki. Brzmi dumnie czy zwiastuje kłopoty? Jak artystom żyje się dziś w Polsce? Na chwilę przed otwarciem Artshow, organizowanej już po raz piąty wielkiej wystawy sztuki współczesnej, zadaliśmy to pytanie organizatorce wydarzenia Ewie Mierzejewskiej i Nastazji Staniszewskiej. Promotorce sztuki i malarce. Łączą je twórcza osobowość i szacunek do artystycznej pracy. Obie kochają sztukę i dobrze znają polski rynek, choć patrzą na niego nieco inaczej. Rozmawiamy o tym, gdzie ich drogi się spotykają, jak wygląda codzienność polskich artystów i dlaczego wystawy takie jak Artshow cieszą się coraz większym powodzeniem.
Jaką cenę płaci się za bycie artystą w Polsce, w 2025 roku? Czy to bardziej wolność, czy wciąż niepewność?
Ewa: Artystom nie jest łatwo. To trudny zawód, wymaga poświęcenia i pokory. Wielu z nich wciąż musi zmagać się z problemami finansowymi, choć z drugiej strony są oczywiście i tacy, którym powodzi się znakomicie. Mimo to uważam, że ogólna sytuacja twórców w Polsce jest lepsza niż jeszcze pięć, dziesięć lat temu. Powiem więcej - może być już tylko lepiej. Polacy kupują coraz więcej dzieł sztuki i coraz bardziej się sztuką interesują. To proces, którego już nic nie zatrzyma, bo sztuka jest ostatnią dziedziną, w której mamy ogromne „zapóźnienie cywilizacyjne” w stosunku do krajów zachodnich. Przez ostatnich kilka lat – dokładnie od pandemii – rynek sztuki zaczął się u nas rozwijać w szalonym tempie. Teraz możemy już mówić, że jest „moda na sztukę”. Coraz więcej osób chodzi na wystawy, do muzeów. Na każdy Artshow w ciągu jednego tylko weekendu przychodzi nawet do kilku tysięcy osób. Prawdopodobnie w najbliższy weekend – 31 maja i 1 czerwca – znowu pobijemy rekord frekwencji. W miarę, jak zainteresowanie sztuką będzie rosnąć, artystom będzie przybywać klientów, a ceny ich prac pójdą w górę. To będzie się przekładać na poprawę ich sytuacji finansowej, a w konsekwencji zwiększy ich poczucie bezpieczeństwa i da im większą swobodę twórczą.
Dla artysty ideałem byłoby pogodzenie aktu twórczego, autopromocji i sprzedaży. To jest możliwe?
Nastazja: Najlepiej byłoby, gdyby trzy inne osoby zajęły się każdym z segmentów, gdyż sam proces twórczy jest niezwykle pochłaniający. Często mnie jako artystce brakuje sił na promocję, a co dopiero na osobiste zajmowanie się sprzedażą. Tutaj w moim subiektywnym odczuciu, idealnym rozwiązaniem - wsparciem dla artysty, jest menedżer - marszand. Proces twórczy wymaga mnóstwo czasu, skupienia i pochłania umysł w całości. Każdy najmniejszy choćby rozpraszacz może wpłynąć niekorzystnie na proces powstawania obrazu, który niekiedy trwa miesiąc, innym razem pół roku, a czasem ponad rok, kiedy początkowa koncepcja malarska ulega zmianie.
Co najbardziej pociąga dziś kolekcjonerów, odbiorców sztuki?
Ewa: Wśród nowych, rosnących w siłę trendów wymieniłabym wielkoformatowe instalacje, sztukę video i – na przeciwnym biegunie – powrót do asamblaży, tkanin, gobelinów, reliefów. Poza tym zauważyłam, że choć nadal wielu kolekcjonerów faworyzuje abstrakcję, to coraz częściej wybierana jest sztuka przedstawiająca, zwłaszcza ta, która przedstawia jakąś historię. Taki artystyczny „storytelling” jest teraz bardzo ważny. A jeśli miałabym powiedzieć, co ogólnie nas w sztuce pociąga, to na pewno jest to oryginalność. Niepowtarzalny, indywidualny styl artysty. Spójrzmy na obrazy Nastazji. Niby każdy przedstawia co innego, ale nie mamy wątpliwości, że wszystkie wyszły spod jej ręki. Bo jej styl jest unikalny. Nikt inny tak nie maluje.
Jak wygląda codzienność artystki? Czy da się żyć tylko z malowania?
Nastazja: Mieszkam w pracowni artystycznej od dwóch lat z mężem i pieskiem - Bąbelkiem, a od niecałego miesiąca również z naszym nowonarodzonym synkiem. Wiele osób powtarzało mi, że nie da się pogodzić roli żony, matki i artystki. Jestem dowodem, że jednak można, ale wymaga to wielu poświęceń i ogromnej elastyczności oraz wsparcia ze strony małżonka. Codziennie staram się malować. Bywają dni, gdy siedzę przy obrazie 10 godzin i malowanie sprawia mi mnóstwo radości, a bywają i takie, gdy ciężko mi się zebrać do rozpoczęcia malowania lub też proces twórczy bywa przytłaczający. Niekiedy czuję się osamotniona, gdyż bycie malarką to samotny proces i czasem gubię się we własnych wizjach. Zanim zaszłam w ciążę, zażywałam leki na nerwicę, ale ciąża zmotywowała mnie do odstawienia ich ze względu na zdrowie synka, więc ostatnie 9 miesięcy tworzenia było dla mnie wyzwaniem. Mimo wszystko malowałam cały czas aż do ostatnich dni. Przed samym porodem udało mi się zawieźć obraz do BWA Awangarda do Pałacu Hatzfeldów we Wrocławiu na wystawę organizowaną przez Związek Polskich Artystów Plastyków, po czym od razu mąż zawiózł mnie do szpitala. Po urodzeniu synka zamiast dać sobie czas na dojście do siebie w nowej rzeczywistości z noworodkiem (jak wszyscy zalecają), ja pomiędzy karmieniami piersią, gotowaniem i sprzątaniem, usiadłam na powrót do obrazu, gdyż uznałam go za niewystarczająco dobry. Dla mnie twórczość oraz rodzina to sens życia i jedno nie wyklucza drugiego. W moim przypadku dopracowanie obrazu okazało się ważniejsze niż sama potrzeba snu. Może to z lekka obsesyjne, ale taki mam charakter, jestem perfekcjonistką i nie odpuszczam, dopóki nie uznam, że moja praca została wykonana idealnie. Zdaję sobie sprawę, że jest to w 100 % subiektywna ocena. Zawód artysty sam w sobie nie jest zawodem w tradycyjnym rozumieniu – nikt mnie nie zatrudnia – to raczej indywidualna postawa i decyzja jednostki, która wymaga poświecenia. Jestem przekonana, że każdy artysta miewa trudniejsze dni, ale jeśli czegoś bardzo pragniemy i jesteśmy w stanie się temu w pełni poświęcić, to tylko niebo jest naszą granicą. Tylko od nas zależy, czy się poddamy, kiedy jest ciężko, czy potraktujemy kłopoty jak ukryte szanse. Tylko przeskakując kłody rzucane pod nogi możemy zajść w życiu jeszcze dalej. Droga artysty wymaga pokory, cierpliwości i przede wszystkim poświęcenia, oddania się procesowi twórczemu, obserwacji i czasu.
Jaką rolę pełnią takie wydarzenia jak Artshow w budowaniu kariery artystycznej twórcy?
Ewa: Celem Artshow jest popularyzacja sztuki współczesnej i wsparcie dla artystów. Dla artystów i właścicieli galerii to świetna okazja do zaprezentowania się szerokiej publiczności w bardzo krótkim czasie –wydarzenie trwa tylko dwa dni. Wielu uczestników przyjeżdża spoza Warszawy. Niektórzy po raz pierwszy pokazują swoje prace na tak dużej, prestiżowej wystawie. Podczas Artshow większość z nich jest obecna na miejscu i chętnie rozmawia z gośćmi. To właśnie spotkanie między twórcą a odbiorcą sztuki jest esencją Artshow. Tu nie chodzi tylko o sprzedaż – choć prawie wszystkie prace można kupować – ale o nawiązywanie nowych znajomości, o wymianę kontaktów. Dla artysty takie spotkania bywają bardzo rozwijające, bo twórca dostaje od razu, na miejscu, cenną informację zwrotną. Jeśli ktoś jest naprawdę utalentowany, to bardzo szybko zostaje zauważony przez osoby odwiedzające wystawę. Jeśli pozna go dobry, wytrawny kolekcjoner albo właściciel renomowanej galerii, postęp w karierze ma niemal gwarantowany. Bardzo ważna jest atmosfera, w jakiej to wszystko się odbywa. Od początku moim zamiarem było stworzenie wydarzenia z dobrą energią sprzyjającą temu, by twórcy i odbiorcy mogli się spotkać i porozmawiać w niezobowiązującej atmosferze. Artyści, którzy brali udział we wcześniejszych edycjach, często powiadają, że udział w Artshow pomógł im „wyjść do ludzi”, pozbyć się nieśmiałości w bezpośrednim kontakcie z odbiorcami. Wielu twórców naprawdę ma duże trudności z pokazaniem światu owoców swojej pracy.
Czym kierujesz się wybierając artystów do udziału w wydarzeniu? Co sprawia, że ktoś się wyróżnia?
Ewa: Wszyscy uczestnicy podlegają selekcji. Nie każdy kto się zgłosi, zostaje przyjęty. Niektórzy myślą, że przyjmujemy tylko absolwentów uczelni artystycznych albo twórców już znanych na rynku sztuki. To prawda, że doceniamy i szanujemy twórców z dużym dorobkiem, ale dajemy też szansę debiutantom, a nawet amatorom. Dla mnie zawsze najważniejszy jest talent. Potem zastanawiam się, czy to, co widzę, jest unikalne, czy artysta ma swoją niepowtarzalną twórczą osobowość, a przynajmniej ciekawy pomysł na siebie w roli twórcy. Oczywiście ważna jest biegłość warsztatowa. W przypadku galerii jest podobnie, tylko tu prosimy zawsze o przysłanie listy i zdjęć prac tych twórców, którzy będą przez galerię prezentowani.
Nastazjo, czy pamiętasz moment, w którym klient po raz pierwszy zapłacił za twój obraz? Co wtedy czułaś? Jak to na ciebie wpłynęło?
Nastazja: To były mieszane uczucia – z jednej strony euforia, bo ktoś docenił mój obraz, z drugiej strony nostalgia, ponieważ go tracę, z trzeciej lęk, bo ktoś inny staje się właścicielem mojej zrealizowanej wizji twórczej. Często budzi we mnie obawy, co stanie się z moim obrazem, gdzie zawiśnie – czy nowy właściciel go doceni. Rozstania z własnymi pracami bywają trudne. Czuję wówczas, że tracę namiastkę siebie, artystyczne „dzieci”. Najtrudniej bywa, gdy nie znam właściciela, który kupił obraz, gdyż sprzedaż odbyła się za pośrednictwem domu aukcyjnego bądź platformy, takiej jak Artsy.net lub Saatchi Art. Każdy obraz jest niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju. Wiem, że nigdy nie namaluję dwóch takich samych prac, ale zawsze powtarzam sobie, że żegnając stare, daję sobie przestrzeń na nowe, świeże wizje.
Ewo, a jak oceniasz rynek młodej sztuki w Polsce?
Ewa: Polacy kochają młodą sztukę. To już nawet nie moda – to szał! Co ciekawe, nie jest to tylko lokalna moda, bo na świecie w ostatnim roku najbardziej urósł właśnie ten segment na rynku sztuki, choć cały rynek pikuje. W Polsce moda na sztukę najmłodszego pokolenia ma dość oczywiste podłoże. U nas wiele osób dopiero zaczyna eksplorować świat sztuki współczesnej. Czuje się w tym świecie nadal niepewnie. Na początek wybiera zatem tańsze obiekty – nie chce za dużo ryzykować. To bardzo zdrowe i normalne podejście. Poza tym wiele osób ma po prostu niewielkie zasoby finansowe, więc poszukuje obiektów w przystępnych cenach. A wszyscy sądzą, że sztuka młoda równa się sztuka niedroga. Generalnie jest to prawda, ale jest sporo wyjątków od tej reguły, bo nawet studenci Akademii Sztuk Pięknych potrafią wyceniać swoje prace na takim samym poziomie, jak twórcy już uznani, z dorobkiem, ale nie przykładający się dotychczas do marketingu i promocji, i nie dbający o to, by ich prace kosztowały więcej. Jest jeszcze jedna, ważna motywacja dla zakupów młodej sztuki: mamy nadzieję, że teraz kupimy obraz czy rzeźbę nikomu nie znanego studenta, a za kilka czy kilkanaście lat zdobędzie on sławę i ceny jego prac poszybują w górę. Kiedyś nazywało się to „efektem Sasnala” – od spektakularnej, międzynarodowej kariery artysty o tym nazwisku. I tu znowu pozwolę sobie na zimny prysznic: prawdziwy talent zdarza się bardzo rzadko, a młody człowiek nie zawsze robi wielką karierę. Jeśli naprawdę chcemy zainwestować w kogoś z potencjałem, wybierajmy raczej osoby młode, ale już z dorobkiem, już doceniane przez środowisko artystyczne i publiczność, mające za sobą udział w ważnych wystawach. Nastazja jest tu świetnym przykładem.
Nastazjo, jakie masz doświadczenie z wykorzystaniem mediów społecznościowych w promocji swojej sztuki?
Nastazja: Od paru lat korzystam z Instagrama i Facebooka, i jest to dla mnie naturalne, aczkolwiek niekiedy czuję się przytłoczona mediami społecznościowymi. Bywają dni, że wyłączam telefon, by nikt i nic nie rozpraszało mnie podczas procesu twórczego. Świat zewnętrzny sam w sobie bywa przytłaczający, a co dopiero media społecznościowe. Tik Tok to dla mnie odległa wyspa, której istnienia nie pojmuję. Pomimo dość młodego wieku jak na artystkę, mam renesansowe podejście do tematu i trudno jest mi nadążyć za nowymi trendami. Cenię sobie spokój, ciszę i przestrzeń. Media społecznościowe bywają przydatnym narzędziem, ale z umiarem i rozważnie należy z nich korzystać.
Ewo, jakie rady dałabyś młodym twórcom, którzy dopiero zaczynają i nie wiedzą, jak wejść na rynek?
Ewa: Nie naśladujcie nikogo. Szukajcie własnego stylu i własnej drogi. Pracujcie dużo, systematycznie i ciężko, bo bez tego nie ma szansy na sukces. Doświadczeni twórcy i kolekcjonerzy mówią, że o artystycznej karierze decydują: talent, pracowitość i szczęście. A żeby dać sobie szansę na ten potrzebny łut szczęścia, zapraszam was na Artshow. Bo trzeba być w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu.
Ewa Mierzejewska: promotorka i popularyzatorka sztuki współczesnej. Organizatorka Artshow, wystawy prac artystów z całej Polski, należących do różnych pokoleń, posługujących się różnymi technikami.
Nastazja Staniszewska: artystka młodego pokolenia. Absolwentka krakowskiej i wrocławskiej ASP, doktor malarstwa, stypendystka i uczestniczka wielu międzynarodowych wystaw.