Black Friday, Cyber Monday, mikołajki, gwiazdka, a zaraz potem zimowe wyprzedaże… Wszechświat wydaje się mówić, że potrzebujemy jeszcze więcej rzeczy, a jeśli nie korzystamy z okazji, popełniamy wielki życiowy błąd.
Sięganie po nowe wyzwala hormony szczęścia. Ale tylko na chwilę. Potem przychodzi rozczarowanie albo… ochota na więcej! Czy potrafimy się zatrzymać? Zeskoczyć z karuzeli, która kręci się coraz szybciej, przyprawiając o zawroty głowy?
Współczesny świat daje wiele możliwości. Ale jednocześnie stawia przed nami mnóstwo pokus, wystawiając na próbę nasze umiejętności samokontroli. Łatwo zatracić się w poczuciu, że potrzebujemy więcej – rzeczy, atrakcji, przygód, przyjemności. „Wynika to zarówno z motywacji i potrzeb konsumentów (hedonizm), jak i działań firm oraz agencji marketingowych, ukierunkowanych na zysk. Za pomocą różnych chwytów stwarzają one liczne pokusy, wymuszając impulsywne zachowania klientów oraz osłabiają racjonalność decyzji konsumenckich” – pisze psycholog dr Jacek Buczny w artykule "(Nie) utonąć w konsumpcji" (źródło: swps.pl/uczelnia/blogosfera). W efekcie większość z nas posiada znacznie więcej niż potrzebuje, a mimo to wciąż sięga po więcej. Eksperci ostrzegają jednak, że nadmiar rzeczy, lecz także bodźców i doświadczeń z czasem prowadzi do przeciążenia, poczucia chaosu i zaburzenia równowagi psychicznej.
Zmieniające się co sezon trendy skłaniają nas do uzupełniania garderoby, zapasu kosmetyków, bibelotów do domu, a czasem nawet wymiany mebli czy samochodu. Wielu z nas ma poczucie, że tak trzeba – i zyskuje poczucie komfortu dzięki „byciu na czasie”. Kupowanie nowych rzeczy jest sposobem na sprawianie przyjemności, sobie lub innym (o czym dobitnie świadczy ilość prezentów, jakie dajemy co roku choćby na zbliżającą się gwiazdkę. Konsumenci zwykle przeznaczają ok. 600-700 zł na prezenty. Niektórzy więcej.
Psychologowie ostrzegają jednak, że przyjemność, jaką uzyskujemy dzięki nowościom, jest krótkotrwała. Dlatego – niczym osoby uzależnione – nabieramy ochoty na więcej, z nadzieją, że nowy bodziec nas uszczęśliwi. Jeśli jednak nie spełnia naszych oczekiwań, przychodzi rozczarowanie i uczucie niezadowolenia. "Choć liczne badania naukowe pokazują, że zachowania konsumenckie, np. jedzenie, picie, kupowanie, stają się sposobem na radzenie sobie z trudnościami wynikającymi ze spraw codziennych, to ucieczka w konsumpcję i brak samokontroli nie czynią ludzi szczęśliwymi" – stwierdza dr Jacek Buczny.
Jest coraz więcej badań naukowych, które pokazują, że prowadzenie prostszego, mniej nastawionego na konsumpcjonizm życia, daje większe poczucie szczęścia. Jak podkreślił współautor jednej z prac na ten temat, prof. Rob Aitken z Uniwersytetu Otago w Nowej Zelandii, dzieje się tak, ponieważ ograniczanie konsumpcjonizmu daje więcej przestrzeni i zapewnia więcej okazji do interakcji z innymi. Z prowadzonego przez jego zespół badania wyniknęło, że osoby stawiające na minimalizm częściej odczuwają większe zadowolenie oraz mają lepsze relacje społeczne. To dlatego, że ich styl życia pomaga skupić się na autentycznych relacjach i doświadczeniach – a to one są podstawowym źródłem odczuwanego szczęścia – oraz zmniejszyć stres wynikający z nadmiaru rzeczy i obowiązków. Katarzyna Kędzierska, autorka bloga o minimalizmie SIMPLICITE oraz książki "Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce”, jest tego samego zadania. „Jeśli postanowisz mniej swoich zasobów przeznaczać na pogoń za posiadaniem i kupowaniem, zostanie więcej na pełne życie, czymkolwiek ono dla Ciebie jest” – pisze. „Więcej czasu dla bliskich, na rozwój osobisty, rozwijanie pasji czy spełnianie marzeń".
Minimalizm, rozumiany jako świadome ograniczanie posiadanych dóbr i gromadzonych doświadczeń oraz uporządkowanie przestrzeni wokół nas, to według ekspertów dobry sposób na odzyskanie spokoju, poczucia szczęścia i sensu życia. Ale… łatwiej powiedzieć niż zrobić! Silna wola i umiejętność samokontroli często topnieją w kontakcie z kolejnymi atrakcjami i komunikatami typu „musisz to mieć!”. „Powstrzymywanie zgubnych nawyków eksploatuje zasoby znacznie silniej niż rozwiązywanie trudnych zadań matematycznych” – pisze dr Jacek Buczny. Prof. Rob Aitken uspokaja jednak, że w dążeniu do minimalizmu nie chodzi o to, by wyzbyć się wszystkich dóbr materialnych i zacząć prowadzić życie ascety. Chodzi raczej o określenie, co nam nie służy i bez czego możemy się obyć, aby zyskać miejsce na to, co faktycznie jest dla nas niezbędne.
Jak wprowadzić umiar w codzienne życie? Na pewno nie „na siłę” – jeśli z dnia na dzień postanowimy pozbyć się wszystkiego, również tego, co lubimy, w imię stawiania na minimalizm, zamiast oczekiwanego spokoju wprowadzimy w życie zamęt. Nie porządkujmy otoczenia „za karę”. Spróbujmy zorganizować je tak, żeby naprawdę dawało nam poczucie spokoju i psychicznego dobrostanu.