Rozmowy

Seniorki w obronie praw kobiet, demokracji i LGBT. "Nie zostawimy młodym popsutego świata"

Seniorki w obronie praw kobiet, demokracji i LGBT. Nie zostawimy młodym popsutego świata
Fot. Agencja Getty Images

Mogłyby prowadzić spokojne życie. Nie narażać się na wrogość. Do pań 70+ nikt nie miałby pretensji, że zajmują się przyjemnościami. One uważają, że nie można zostać w domu, gdy ktoś psuje prawo, łamie zasady przyzwoitości. Wychodziły na demonstracje w obronie praw kobiet, demokracji, wolnych sądów, klimatu, osób LGBT+. „Nie zostawimy młodym popsutego świata” – mówią Iwona, Leokadia, Barbara. Chcecie je poznać?

Zawartość szopy w ogrodzie Iwonny Kowalskiej jest nietypowa. Zamiast narzędzi – transparenty: „Kiedy niesprawiedliwość staje się prawem, opór staje się obowiązkiem”, „W wojnie polsko-polskiej przegramy wszyscy!”, „Idź na wybory, młody wyborco! Spytaj babcię, jak było w PRL-u. Nie ryzykuj powtórki!”. Sporo tego. Robiła je sama, jest specjalistką od poligrafii. Przez osiem lat (do wyborów parlamentarnych w 2023) chodziła z nimi na protesty. – Mam nadzieję, że już nie będą potrzebne – mówi. – Ale nie wyrzucam.

IWONA KOWALSKA: Wolności nie wolno przespać!

Jedna z liderek ruchu Polskie Babcie

W spokojnych czasach Iwonna Kowalska (70 lat) odpoczywa w domu za miastem z wnuczką i psami, które przygarnęła. Kilka lat prawie tam nie bywała. Jej rozkład jazdy dyktowała obecność na protestach. – Dziewięć miesięcy, dzień w dzień, chodziłam pod TVP, bo nie zgadzałam się z rozpowszechnianą za rządów PiS propagandą. Krzyczałam „TVP kłamie!” do muru. Trudne to było, ale czułam, że potrzebne. Dziwiło mnie, że towarzyszą mi głównie seniorzy. Tylko nas to obchodzi? – myślałam. Iwonna była już weteranką manifestacji ulicznych. Zaczęła od demonstracji pod Trybunałem Konstytucyjnym w 2015. Gdy doszło do protestów przed Sądem Najwyższym, m.in. w obronie pierwszej prezes Małgorzaty Gersdorf, od razu się zjawiła: – Organizowali je Obywatele RP, byli już zwartą grupą. Stanęłam z boku. Spoglądali nieufnie: nie znamy pani, nie wiemy, kim pani jest. Nie odpuściłam. Przyszłam drugiego dnia, trzeciego. Czwartego patrzę, a wśród nich mój kolega z podziemia antykomunistycznego, profesor Michał Dadlez. Kiedyś wydawaliśmy zakazane książki. Tak zostałam „autoryzowana” jako zaufany człowiek. Pod Sądem Najwyższym Iwonna stała codziennie przez trzy miesiące. Poznała kilka nieustraszonych seniorek. Wspólnie zaczęły protestować przeciw zagarnianiu świąt patriotycznych przez nacjonalistów. Rozsierdzały brunatny tłum z falangami na polskich flagach. Kulminacją był 11 listopada 2018 roku, stulecie odzyskania niepodległości.

– Stałam z koleżankami, średnia wieku 60+, z transparentem „Konstytucja” – wspomina Iwonna. – Faszyści zjechali z całej Polski, Niemiec, Węgier. Tysięczny tłum wywrzaskiwał w naszą stronę obelgi. Rzucali butelkami. Poleciały petardy. Zapalił się nasz baner. To nie były żarty. W takiej atmosferze jedna z nich, Joanna Krzemińska, powiedziała: „Stwórzmy ruch seniorek do organizowania własnych protestów. Mogłybyśmy się nazwać Polskie Babcie”. Ledwie padło zbiorowe „Zgoda!”, gdy podbiegł do nich policjant: „Uciekajcie! Nie wiem, czy zdołamy was ochronić!”. Po marszu rozwścieczeni narodowcy byli agresywni. Wtedy było najwięcej pobić, prowokacji. – Musiałyśmy uciec, ale organizacja została założona – wspomina Iwonna. Na kolejne manifestacje przychodziły już z flagą „Polskie Babcie – siła bezsilnych”. Wymyśliły swoją „akcję specjalną”: od 20 lipca 2019 roku w każdy czwartek o 16.30 zjawiały się na rondzie de Gaulle’a i robiły przemarsz pod Metro Centrum i Złote Tarasy. Miejsca pełne młodych.

– Patrzyli na nas nieśmiało, ale podchodzili, fotografowali się z nami – opowiada Iwonna. – Raz podeszła dziewczyna. Wyznała, że jest lesbijką, i powiedziała: „Ja nie mam takiej babci, w mojej rodzinie nikt mnie nie akceptuje. Mogę się do pani przytulić?”. Dzieciaków przytulających się do nas na protestach było więcej. Bolało, że wracają do domów, w których są piętnowane. Dla wielu młodych ważniejszy był klimat niż demokracja. Mówili, że kontestują wybory. Tłumaczyłyśmy: „Na wybory nie można się obrażać, na wybory się idzie. Jak nie zainteresujesz się polityką, polityka zainteresuje się tobą. Głosujcie na tych, którzy rozumieją wasze wartości”. Przyznawali, że nikt z dorosłych dotąd tak z nimi nie rozmawiał.

Ryzyko wliczone w wybór

Nie zawsze było miło. Iwonna pamięta, jak na ulicy stała z banerem „Konstytucja”, a ludzie pytali: „Ile wam płacą?”, „Kto was wynajął?”. Rzucali pogardliwie: „Lepić pierogi, nie tu stać, stare komuszyce!”. Ale od przykrych słów groźniejsza była „akcja megafon”.

– Na manifestacjach policja robiła wokół nas kordon – tłumaczy Iwonna. – Odbywało się to w miarę spokojnie, dopóki w pobliżu nie było Kaczyńskiego. Gdy się pojawiał, policjanci wpadali w amok. Dziwne doświadczenie. Chwilę wcześniej zagadywali, żartowali – ot, spotykamy się w różnych rolach, ale się szanujemy. Nagle wszystko się zmieniało. Rzucali się na nas brutalnie, żeby wyrwać megafony – do uszu prezesa nie mogło dolecieć żadne bulwersujące go hasło! Czuć było, że mundurowi boją się kar. Zdarzały się wśród manifestujących połamane żebra, siniaki. Wtedy zaczęłam chodzić na manifestacje w ortopedycznym gorsecie po tacie – bałam się, że mi uszkodzą kręgosłup.

Wiele aktywistek zakładało kaski. Nie było w tym przesady. W Krakowie jedną z seniorek policjanci rzucili na ziemię, uderzyła głową o beton, trzeba było wezwać karetkę. Policja zgłosiła to jako „kolizję drogową”, ale ratownicy napisali w raporcie odważnie: „Kobieta została pobita podczas legalnego protestu”. Iwonna przyznaje, że nie brakowało też zabawnych sytuacji. – Podczas manifestacji z grupą Polskich Babć gdzieś podbiegałam. Z naprzeciwka biegli policjanci. Jeden się nagle rozpromienił: „Dzień dobry, pani Iwonno!”. Wiedziałyśmy, że w policji jest przypisana do nas grupa. Ci panowie nas znali, nie kryli się z tym. My też ich zaczęłyśmy rozpoznawać. Kiedy indziej wezwano ją na komisariat wodny. – Zdziwiłam się, bo na wodzie nie protestowałam, ale tyle było spraw przeciw manifestantom za rządów PIS, że Polskie Babcie skierowano do „wodniaków” – wspomina Iwonna. – Komendant nie wiedział, co z nami zrobić. Uruchomił się we mnie instynkt opiekuńczy: „Pan się nie martwi. I tak zawsze odmawiamy zeznań. Nieważne, o co pan zapyta, odpowiedź będzie taka sama. Trzeba tylko nam to dać do podpisu i Polskie Babcie ma pan z głowy”. Na innym komisariacie młody policjant, który miał ją przesłuchać, gdy przyszło do pierwszego pytania, westchnął: „No, niech mi pani powie, kiedy ten burdel się wreszcie skończy?!”. „Ja i moje koleżanki z Polskich Babć robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby jak najszybciej” – odpowiedziała. Ale najzabawniej było, gdy z grupą koleżanek dostała wezwanie na komisariat w swoje urodziny. Przyszły z banerami, tańczyły, śpiewały. Co chwila któraś szła na przesłuchanie, wracała i dołączała do Sto lat. Już nigdy nie wezwano ich razem tego samego dnia.

Iwonna opowiada o tamtym czasie swobodnie, ale przyznaje, że czuła strach, jak daleko zajdą represje. – Dlaczego się narażałam? Odpowiedź ma przemyślaną: – Uwierzyliśmy, że w 1989 roku wolność dano nam na zawsze. A to nieprawda. Są ludzie, którzy chcą wykoślawić demokrację, nie można być biernym. Bo wolność można przespać. Zamiast gadać, wolę pokazywać młodym, jak to się robi.

 

 

LEOKADIA JUNG: Złote serce, zero strachu

Aktywna uczestniczka protestów ulicznych

Gdy szukam bohaterek do tekstu o „babciach na protestach”, od kilku osób słyszę: „Bez Lodzi się nie obędzie. Była zawsze i wszędzie na pierwszej linii”. Brawurowa babcia! Złote serce, zero strachu”. Miesiąc po wszczepieniu endoprotezy wróciła na manifestacje. „Czas był gorący, to o siedzeniu w domu nie było mowy!” – Lodzia, czyli Leokadia Jung, nie lubi się nad sobą rozczulać. Drobna 70-latka robi mi herbatę i uprzedza: – Jestem z tych, co wolą działać, niż mówić. Ale gdy pytam, skąd się wzięła na protestach, wyrzuca z siebie słowa jak z karabinu: – Jestem cięta na faszystów! Nie podobało mi się, gdy władza zaczęła się z nimi bratać i szczuła ich na kobiety, opozycję. Jak doszło do tego rozmontowywanie Trybunału Konstytucyjnego, miałam skojarzenia z Hitlerem. Niektórzy mówili „nie przesadzaj!”. Odpowiadałam: „Historię trzeba znać”. W latach 30. w Niemczech też się zaczęło od dzielenia ludzi na lepszy i gorszy sort, zamachu na konstytucję. Ciąg dalszy – wiadomo. Młodzi urodzili się w demokracji, nie wiedzą, co znaczy zamordyzm, cenzura, gnojenie ludzi. Ja, rocznik ’55, wiem. Pamiętam ulgę, gdy w 1989 to odeszło w przeszłość. A tu nagle w 2015 puszczam TVP i słyszę, jak płynie hejt na porządnych ludzi! Prezydent Paweł Adamowicz to bandyta? Jurek Owsiak złodziej? No nie wytrzymałam! Powiedziałam sobie: Lodzia, wolność raz dana może być odebrana. Nie będę biernie patrzeć, jak ktoś psuje mój kraj. Trzeba iść na protest! Najlepiej z porządnymi ludźmi.

Bunt w genach

Zaczęła od Lotnej Brygady, grupy stworzonej na wzór Pomarańczowej Alternatywy. Piętnowali nadużycia władzy z humorem. Gdy okazało się, że prezes NIK Michał Banaś, zdeklarowany katolik, wynajmuje swoją kamienicę agencji towarzyskiej, Leokadia z kolegami dekorowała pokoje na godziny w tym przybytku. Innym razem weszła z Lotną Brygadą na dach Zachęty. Krzyczeli o poszanowaniu demokracji i prawa. Dołączyła do Obywateli RP. Na organizowanych przez nich antyfaszystowskich kontrmanifestacjach stawała w pierwszym rzędzie. – Pytałam narodowców: „Co ty wiesz o faszyzmie? Rozumiesz, co znaczą symbole, które nosisz?”. Próbowałam tłumaczyć, że jak się nakręca spiralę nienawiści, nie wiadomo, kogo wkręci. Dziś opozycja, jutro grubi, pojutrze łysi. Zależy, kto będzie wskazywał palcem „gorszych”. Może i ciebie wskaże? W odpowiedzi leciały inwektywy. Na zdjęciach często widać Lodzię na czele manifestacji, jak trzyma z innymi banery. Najmniejsza, najszczuplejsza. Pod Sądem Najwyższym, pałacem prezydenckim, pomnikiem Nieznanego Żołnierza: – Taka się urodziłam, niebojaźliwa – mówi. – Po ojcu chyba to mam. Nie bardzo go znałam, bo ciągle go wsadzali do więzienia. Pierwszego maja, 22 lipca – za komuny w każde święto państwowe siedział, bo coś robił przeciw władzy. Widać w genach dostałam ten bunt…

Nie zostawię dzieciakom popsutego świata

Dla policjantów nie była starszą panią. Od świadków wydarzeń słyszę, że strasznie ją szarpali. Denerwowała ich jej zadziorność. Widać było, że się nie boi. Pyskuje. Obserwowali ją. Dowiedziała się przypadkiem. Wracała z pracy do domu. Tego dnia nie miała w planach udziału w manifestacji, ale coś się działo na Krakowskim Przedmieściu. Stanęła na ulicy, żeby się zorientować. Pojawił się policjant: „Pani Rozalio, co pani kombinuje?” (pomylił jej imię z kryptonimem). Zjawił się następny. Dwóch drągali szło za nią pod same drzwi. Śmiała się, że dorobiła się eskorty.

– Ile razy mnie zatrzymywali? Nie zliczę – mówi Lodzia. Czy była kiedyś poturbowana na proteście? – Nie ma o czym mówić – wzrusza ramionami. Parę siniaków i złamany palec u nogi. Nic wielkiego. Zomowcy w latach ’80 to byli brutalni! Wiem, bo się z nimi ganiałam, roznosząc ulotki. Dziś groźną miną przestraszyć się mnie nie da! Spraw sądowych z czasu protestów Leokadia ma ponad 15. Większość umorzona. Ale pracę w fundacji na rzecz chorych na AIDS straciła. – Dowiedziałam się, że przeze mnie przestali dostawać pieniądze z publicznych funduszy, to odeszłam – mówi. – Władza i w taki sposób potrafi zwalczać niepokornych. Lodzia zrezygnowała też z wyjazdu ze znajomymi do Chorwacji. Wszystko było załatwione, gdy dowiedziała się o akcji na granicy białoruskiej. – Nie mogłam się pogodzić, że niewinni ludzie tam umierają, bo nie wolno im podać butelki z wodą – mówi. – Zamknęli nas wtedy, postawili ciężkie zarzuty, był wniosek o trzymiesięczny areszt. Sąd się nie zgodził. Sprawa w toku, ale nie myślę o tym. Będzie wyrok skazujący, poproszę kogoś, żeby przypilnował kotów. Za pomaganie bezbronnym mogę siedzieć, to nie wstyd. Wstydem byłaby bierność. Wnuczka studiuje prawo, prawnuk jeszcze maleńki – dodaje. – Nie zostawię dzieciakom popsutego świata.

Jej osobisty świat przez protesty zmienił się na lepsze. Mówi, że od skakania przez barierki ma kondycję. Poznała też przyjaciół. – Mam kolegów i wśród profesorów, i wśród studentów. Gdy niedawno zjechaliśmy się na działce koleżanki, impreza była jak duże wesele! Rozglądam się po kawalerce, w  której Leokadia mieszka z dwoma kotami, moją uwagę zwraca kopia Dziewczyny z  perłą Vermeera. Lodzia to zauważa: – Ojciec koleżanki poznanej na manifestacjach znał mnie z jej opowieści i powiedział, że chce mi namalować obraz za to, co robię na ulicach. To zażyczyłam sobie ten. Potem okazało się, że wujek malarz to emerytowany policjant. Widzi pani, życie to zabawne potrafi być!

BARBARA FIAŁKOWSKA: Do ignorancji się uśmiecham

Liderka stowarzyszenia Tęczowe Seniorki

Trzeba mieć fantazję, by w wieku 74 lat skończyć studium aktorskie i robić karierę w serialach. A to tylko jedno z wcieleń Barbary Fiałkowskiej (dziś 78 lat). Żywiołowo przytacza anegdoty z czasu, gdy kierowała urzędem stanu cywilnego („Tysięcy ślubów udzieliłam”). I z okresu, gdy była dziennikarką w telewizji („Zrobiłam wywiad z premier Suchocką, ale się nie nagrał!”). Ostatnio bawi ją rola sędzi w serialu Sprawiedliwi – Wydział Kryminalny („Jako emerytowana prawniczka czasem udzielam reżyserowi konsultacji na planie”). Ale głośno zrobiło się o niej z innego powodu. We współpracy z poznańską Fundacją Barak Kultury w 2019 roku założyła stowarzyszenie Tęczowe Seniorki. Została liderką grupy kobiet (wszystkie 60+), które w sukniach w kolorach flagi LGBT+ manifestują poparcie dla ludzi wszelkich preferencji, ras, kultur i światopoglądów.

– W odróżnieniu od tęczy flaga LGBT+ ma sześć barw – wyjaśnia Basia. I tyle Tęczowych Seniorek od kilku lat maszeruje na Paradach Równości. Ale jest ich więcej. Basia (zawsze w żółtej sukni) jest na prawie wszystkich happeningach tęczowej grupy. – Ludzie pytają: Jesteście lesbijkami? Nie – odpowiadam – ale chcemy, by w naszym kraju wszyscy czuli się szanowani. Tęcza symbolizuje różnorodność i prawo do godnego współistnienia. Moje poglądy są równie dobre, jak twoje, dopóki nie krzywdzą drugiej osoby. Tak tłumaczę tym, którzy chcą rozmawiać. Zawsze z uśmiechem – dodaje. Wierzy, że to najlepszy środek perswazji. Pierwsza wymyślona przez Barbarę Fiałkowską akcja to robienie na drutach tęczowej flagi. W centrum Poznania, w witrynie Baraku Kultury sześć starszych pań dziergało tęczę na oczach przechodniów. – Raz przyszedł nieznany pan i bez słowa, ze łzami w oczach, wręczył nam bukiet. Do dziś pamiętam tamto wzruszenie… Ale ich główna działalność to uliczne przemarsze.

Tęczowy Ragtime

Improwizują, zaskakują i robią furorę! Rok 2023, urodziny ulicy Święty Marcin w Poznaniu. Z głośników płynie ragtime. Basia rzuca hasło: „Dziewczyny, tańczymy!”. I dają czadu. Ulica wiwatuje. – Ktoś wrzucił nagranie do internetu, miałyśmy ponad 300 tysięcy odsłon! Komentarze z całego świata! – wspomina. – Moja rodzina z Australii nas zobaczyła. Odezwali się: „Basia, fajne rzeczy robisz!”. Wierzę, że o lepszy świat można zabiegać i w taki sposób – kolorem, uśmiechem. To była nasza manifestacja wolności w każdym wieku. Na Paradach Równości w Poznaniu Tęczowe Seniorki są zawsze, ostatnio bywają też we Wrocławiu. Raz podeszła do nich grupa matek osób LGBT podziękować, że wspierają ich dzieci. Inna starsza pani wyznała, że jest lesbijką i całe życie to ukrywała, a im pierwszym się przyznaje. – Wolę takie momenty wyłapywać i zapamiętywać niż to, że ktoś coś przykrego krzyknie w naszym kierunku. Uśmiecham się i idę dalej. Ignorancję lepiej oświecać, niż poświęcać jej uwagę. Daję przykład sobą zamiast myśleć o hejterach – mówi Basia.

Rok 2019. Stoi na poznańskim placu Wolności z przewiązanymi oczami. Na szyi ma zawieszony karton z napisem: „Czy mam prawo do eutanazji?” i pisak. Każdy mógł podejść i wyrazić swoje zdanie. – Zdarzył się może jeden komentarz w stylu: „Popełnij harakiri”. Większość wpisów była poważna, wspierająca – wspomina Basia. – Miałam poczucie, że robię coś ważnego, co budzi w ludziach refleksję. Dla takich chwil warto żyć. Z podobnych pobudek zdecydowała, by z Tęczowymi Seniorkami odwiedzić dwie lesbijki pobite przez sąsiadów. Dziewczyny myślały o wyjeździe z Polski. Basia z koleżankami przekonały je, że nie warto się poddawać. Do dziś mają kontakt. Sprawę opisały gazety. Puenta była nieoczekiwana: sąsiedzi przyszli przeprosić. Trudny okazał się za to moment, gdy w Bibliotece Raczyńskich seniorki czytały dzieciom Tęczowe bajki Przemysława Prasnowskiego o równości, akceptacji. Hejterzy odsądzili je w sieci od czci i wiary, grozili. Ktoś napisał „spalić tę bibliotekę!”. Ale pojawiły się też wpisy z gratulacjami – że są odważne. A ich działalność to powód do dumy. – Ze swojej drogi nie zejdę – mówi Basia. – Mogą mnie krytykować, obśmiewać. Znam swoją wartość, szanuję siebie i szanuję innych. Lubię, jak ludzie czują się przy mnie szczęśliwi. Ostatnio z tęczowymi koleżankami uszczęśliwiały uczestników Pisa Festival d’Arte Sociale we Włoszech, gdzie były gościniami. Wywołały euforię. Ludzie z Afryki, Azji, USA fotografowali się z nimi, mówiąc: „Jesteście niepowtarzalne! Odważne! I bardzo potrzebne!”

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 07/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również