Makijaż i perfumy

Yoga Skin Makeup

Yoga Skin Makeup
Fot. IMAXTREE

To bardzo modny lekki, letni makijaż. Twarz wygląda w nim jak po treningu jogi – stąd nazwa. Lekko lśni, ma zdrowy, ożywiony kolor.

Jestem przyzwyczajona do mocniejszego makijażu, dlatego do Yogi Skin Makeup podchodziłam z pewną rezerwą. Uważałam, że to propozycja dla młodych, podążających za modą kobiet o idealnej skórze. Jakże się myliłam. Wyszło elegancko, lekko, świeżo. Mankamentów, na przykład cieni pod oczami, zaczerwienień, rozszerzonych porów czy zmarszczek nie było widać. Skóra wyglądała, jakby była niepomalowana, ale z natury idealna. Młodsza i nowocześniejsza. Ładniejsza wersja mnie.  

  1. Najpierw przetarłam twarz tonikiem i kremem nawilżającym – po to, by przygotować skórę. Na wypielęgnowanej lepiej i dłużej trzymają się kosmetyki do makijażu. To ważne, bo w tym makijażu nie zasłaniamy skóry grubym podkładem, pokazujemy raczej jej naturalną urodę. Nakładamy sporo kosmetyków, ale w minimalnej ilości. 
  2. Po pielęgnacji poczekałam kilka minut – to sztuczka wizażystów. W tym czasie wodna część nałożonego kosmetyku odparuje, a to, co najważniejsze dobrze zwiąże się ze skórą. Nie czekam bezczynnie z zegarkiem w ręku, bo jestem ciągle w biegu. Myślę, że znielubiłabym makijaż zanim bym go zrobiła. W tym czasie można przygotować sobie kawę, wodę, kanapkę, ubranie albo założyć kolczyki.

  3. Następnie zrobiłam na wierzchu dłoni trzy takiej samej wielkości kropki: kremu nawilżającego, płynnego rozświetlacza i bazy pod makijaż. Na koniec dodałam jedną malutką kropelkę oleju (do pielęgnacji). Palcem wskazującym drugiej ręki zmieszałam kosmetyki ze sobą (na wierzchu dłoni). Bardzo dokładnie – to jedna z najważniejszych czynności w tym makijażu.

  4. Mieszankę nakładałam na twarz miękkim pędzlem z długiego sztucznego włosia (można też wilgotną gąbką do makijażu, tzw beauty blenderem). Robiłam nim okrężne ruchy, jednocześnie dociskając go do skóry. (Gąbką też należy wciskać kosmetyki miejsce przy miejscu). Maczałam aplikator i wciskałam. Raz za razem, miejsce przy miejscu. Bez pośpiechu, bo od tego, jak dobrze połączy się mieszanka ze skórą, zależą trwałość i naturalny, zdrowy efekt makijażu. Uwaga! Nie pokrywaj kosmetykami powiek i skóry pod oczami. Do tych miejsc przejdę w następnym kroku.

  5. Teraz palcem wskazującym nałożyłam pod oczy i na powieki lekki płynny korektor. Zaczęłam od wewnętrznych kącików. Wciskałam kosmetyk punktowo, nie naciągałam skóry, bo jest bardzo wiotka.

  6. Natychmiast nałożyłam na twarz odrobinę sypkiego pudru. Po co? By utrwalić nałożone kosmetyki. Dlaczego natychmiast? By korektor pod oczami nie zdążył wejść w załamania skóry wokół oczu (tzw kurze łapki). Utrwalony pudrem nie będzie się przemieszczał. Co to znaczy odrobina? Minimalną ilość przesypałam ze słoiczka do zakrętki, dotknęłam jej lekko grubym pędzlem, postukałam nim o dłoń, by osypać niewidoczny nadmiar kosmetyku i dopiero wtedy musnęłam nim twarz. Powtarzałam tę czynność, aż pokryłam pudrem całą twarz. Ma pozostać niewidoczny. Dlatego bardzo ważne jest, by był drobny, jak mąka. Może być biały lub beżowy, to już mniej istotne. 

  7. Różem w kremie postawiłam kropki na tzw jabłuszkach policzków, czyli w miejscach, które najbardziej wystają, gdy się uśmiecham. Roztarłam kolor tym samym pędzlem (lub gąbeczką), którego używałam do nakładania podkładu. Ale tym razem nie robiłam kółek na skórze - rozprowadzałam kolor ku skroniom. Likwidowałam przy tym granice różu, by nie były widoczne. Po tej czynności na aplikatorze pozostała odrobina różu. Tą prawie niewidoczną resztę nałożyłam na skórę w linii włosów i musnęłam czubek nosa. Tak robiła Marylin Monroe, gdy chciała wyglądać na podekscytowaną albo podnieconą (też po seksie).

  8. Jeszcze tylko lekko przyciemniłam brwi (kredką w chłodnym odcieniu brązu), nałożyłam na nie szczoteczką odrobinę kremu – lekko lśniące wyglądają na naturalnie mocne i wypielęgnowane.

  9. Wytuszowałam rzęsy – koniecznie brązową albo bordową mascarą. Niepogrubiającą. Oprawa oczu ma wyglądać naturalnie.

  10. Na koniec nałożyłam balsam na usta – może być lekko koloryzujący, różowawy (pasuje do ciepłego odcienia skóry) lub nude (świetnie wygląda przy chłodnym kolorycie twarzy). Jest ich w sklepach mnóstwo – wyglądają jak grube kredki-sztyfty.

Współpraca: Beata Milczarek  @beatamilczarekmakeup

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również