Facet w kobiecym piśmie jest podejrzany, jak kot w gołębniku, najlepiej więc od progu zadeklarować wegetarianizm. Tak zrobiłem i w efekcie od lat jestem cięty na zjawisko, które nazywam pełzającym szowinizmem. Niby nic, a jednak, gdy nastawić uszu, nawet w dobrym towarzystwie łatwo wychwycić seksistowskie tony.
„Teraz przedstawię panom naszą śliczną szefową HR” usłyszałem raz od szefa firmy, a jego podwładna nie miała śmiałości zrewanżować się: „Dziękuję szczuplutkiemu panu Prezesowi.” Podobny wydźwięk mają też zdrobnienia: „Zosieńko, zrobi nam pani kawki?” słyszą nie tylko asystentki, ale też osoby na kierowniczych stanowiskach, które do parzenia kawy predysponuje stereotyp, że „każda dziewczyna to dobra gospocha”. Chciałbym zobaczyć minę szefa, gdy dostanie pod nos filiżankę z zachętą: „Proszę Roberciku.”
Osobną kategorią są komentatorzy sportowi, którzy medalistkę olimpijską w kolarstwie górskim Maję Włoszczowską nazywali „biało-czerwoną pchełką”, dodając rubasznie, że „rzadko widują kobietę na rowerze bez koszyczka.” Spytałem Olgę Kozierowska, byłą menedżerkę wielkich korporacji, a teraz szefową Fundacji „Sukces pisany szminką”, jak radzi sobie w tak krępujących sytuacjach. Odpowiedź była konsyliacyjna: gdy kolega, zwyczajnym tonem, rzuca na powitanie: „Świetnie wyglądasz Olga” można miło podziękować. Trudniej przyjąć opinię: „Nooo, Oleńka, taakie nooogi to majątek.” Ekspertka od praw kobiet radzi wtedy spokojną ripostę: „Nie czuję się zręcznie słysząc taki komplement. Wolałabym nie być tak oceniana.” Ważne jest, by nie przyjąć tonu konfrontacji, trybu rozkazującego: „Przestań! Nie życzę sobie! Ty…”, bo układanie relacji między kobietą i mężczyzną nie musi prowadzić do wojny. Czy chcemy udowodnić, że jesteśmy tacy sami? To niemożliwe. Rzecz w tym, by różnic pomiędzy płciami nie podkreślać mnożąc stereotypy.
Profesor Jacek Dąbała, ekspert od mediów, ubolewa w felietonie „Seksizm w głowach” nad spadkiem oglądalności konkursu Miss America, gdy dziewczyny nie będą już na scenie pozowały w bikini i „nikt nie pozna wyjątkowo pięknych kształtów ich ciała.” Rozumiem to poczucie estetycznej straty, ale jako kobieta honoris causa zgodzić się nie mogę. Czuję zażenowanie, gdy podczas konkursów tańca mężczyzna występuje we fraku i z muchą, a kobieta w stroju, który przypomina jednoczęściowy kostium plażowy tyle, że z cekinami. Ale by nie wyjść na ortodoksa, pragnę zadeklarować: Gdyby któryś z panów prezesów, albo profesorów chciał nam zatańczyć w samych slipach, nie widzę problemu.