Żeby podpisać krem swoim nazwiskiem, trzeba mieć odwagę. I pewność, że zadziała. W Polsce pojawiło się już kilka kosmetyków stworzonych z pasją przez polskich dermatologów. Wreszcie. Przecież oni o potrzebach naszej skóry wiedzą najwięcej. Co mogą zrobić dla naszej urody? Sprawdzam.
Ujarzmiłam retinol
Dermatolog dr Ewa Chlebus specjalizuje się w leczeniu trądziku klasycznego i różowatego. I w odmładzaniu skóry. Prowadzi w Warszawie prywatny gabinet Dr Chlebus, zajmuje się pracą naukową, publikuje w prestiżowych magazynach dla lekarzy, jest doceniana w świecie. Jej ulubiony zabieg medycyny estetycznej: piling. Składnik pielęgnacyjny: retinol. Bo zmniejsza zmarszczki, wygładza, rozjaśnia i wzmacnia skórę. – Zainteresowałam się nim 30 lat temu, gdy jako młoda lekarka brałam udział w badaniach prowadzonych przez warszawską klinikę dermatologiczną dla zachodnich firm. Te doświadczenia wpłynęły na moje zainteresowania naukowe na całe życie. Retinol ma niezwykłe zalety... i mnóstwo wad. Przez lata dr Chlebus ubolewała: To niesprawiedliwe, że skóra reaguje na niego podrażnieniem. I zastanawiała się, dlaczego stosowany w kosmetykach nie daje tak spektakularnych efektów jak przepisywany w maści na receptę. Aż wreszcie postanowiła stworzyć krem z retinolem, który działa, ale nie drażni. Razem z utalentowanym doktorem chemii Kajetanem Dąbrową i doktorem ekonomii Marcinem Chlebusem (prywatnie synem). – Każdy pracował nad tym, na czym najlepiej się zna. Chemik szukał sposobu, by retinol w kremie nie utleniał się i zachowywał wszystkie cudowne właściwości. Doktor ekonomii prowadził badania statystyczne na temat potrzeb kobiet i skuteczności kolejnych próbek. A ja przestudiowałam historię chorób moich pacjentek, które miały uczulenie na kosmetyki. Wybrałam z nich osoby do testowania nowego kremu. Sprawdzali go też pracownicy kliniki, zaprzyjaźnieni profesorowie, doktorzy i rodzina – mówi doktor. Formuła zmieniała się przez dwa lata. Ostatecznie powstał krem bez wody. Dzięki temu jest stabilny, nie trzeba używać go dużo, więc stwarza niewielkie ryzyko podrażnień i nie potrzebuje silnych konserwantów, bo przecież bakterie rozwijają się w wodzie. Zawiera tylko osiem składników, w tym jeden konserwant – taki, który (jak wynika z wieloletnich badań dr Chlebus) najrzadziej uczula. Do kremu dołączona jest szpatułka, która ułatwia zrobienie trzech kropek kremu na twarzy – rozprowadza się je zwilżonymi dłońmi. Wieczorem, tylko trzy razy w tygodniu! – Badania naukowe dowodzą, że to wystarczy, by retinol naprawiał i odmładzał. Chciałam też, by kobiety mogły oprócz mojego kremu używać innych, swoich ulubionych – tłumaczy lekarka. – Na dzień zalecam zawsze z filtrami UV.
Dla kogo powstał krem dr Chlebus? – Dla każdego po 30. roku życia. Młodsze kobiety używają dużo kosmetyków, kolorowych, pachnących, do makijażu. Ten nadmiar wywołuje mikrostany zapalne, więc naskórek staje się nierówny. Retinol, chcąc go wygładzić, mocno złuszcza powierzchnię i może ją przy tym silnie podrażnić. Kosmetyk produkowany jest na razie w laboratorium dr Dąbrowy, ale już zgłaszają się firmy oferujące współpracę. Sprzedaż dopiero rusza w warszawskim gabinecie dr Chlebus i w sklepie internetowym. W opakowaniu jest miejsce na trzy kosmetyki. – Bo chcielibyśmy zrobić więcej kremów. Mam już w głowie nowe pomysły – dodaje dr Ewa Chlebus.
Terapia R-01 zawiera 0,3 proc. retinolu. Leczy i odmładza skórę. Wygładza, rozjaśnia ją, spłyca zmarszczki.
Najpierw był kwas
Doktor Waldemar Jankowiak - lekarz medycyny estetycznej, szef kliniki w Poznaniu i twórca marki Dottore Cosmeceutici - upiększa i leczy na parterze kliniki, a na piętrze wraz z zespołem tworzy kosmetyki. – Ponad dwadzieścia lat temu, przed zrobieniem drugiego stopnia specjalizacji z chirurgii, dostałem od żony dodatek do „Rzeczpospolitej” poświęcony nauce i technice. Był tam artykuł o kolagenie: że ktoś go sprowadził z Ameryki do Polski i że można go wstrzykiwać, by wygładzić zmarszczki. Ten dzień zmienił całe moje życie – opowiada doktor. Porzucił chęć zostania chirurgiem plastycznym i pojechał do znajomych w Europie Zachodniej, by uczyć się w dziedzinie, która dziś nazywa się medycyną estetyczną. – Po powrocie wyremontowałem gabinet, zacząłem robić zabiegi... i stanąłem przed problemem, co zalecać pacjentkom do pielęgnacji. Sprawdzały się kosmetyki jednej z firm, ale wkrótce wycofała się z Polski, więc musiałem sam zacząć robić kremy – opowiada. Pierwszy był Novo z kwasem glikolowym, stworzyła go zaprzyjaźniona właścicielka apteki. Pomysłodawcą opakowania inspirowanego wyglądem recepty jest dr Jankowiak. – Kolor wpadł mi w oko, gdy spojrzałem na butelkę torfowej whisky w irlandzkim odcieniu zieleni – wspomina. Nazwę też wymyślił sam. Dużo nauczył się od lekarzy medycyny estetycznej z Włoch, stąd dottore. Dziś w ofercie jest 20 kosmetyków, najlepiej sprzedają się linie z witaminą C, retinolem. I jedna z ostatnich – City, która chroni przed zanieczyszczeniami. – Dochody ze sprzedaży idą na zrobienie kolejnych kosmetyków. Niedawno dostałem zwrot pieniędzy z ubezpieczenia zdrowotnego, mieliśmy z żoną pojechać dookoła świata, tak się kiedyś umówiliśmy. Ale dołożyliśmy do linii City – uśmiecha się. – Zdążymy jeszcze pojechać.
Kremy Dottore Cosmeceutici odmładzają, łagodzą, chronią przed słońcem i zanieczyszczeniami.