Popularna aktorka z Warszawy i przedsiębiorczy muzyk z Zakopanego. Razem z dwójką dzieci od lat tworzą szczęśliwą rodzinę. Poznajcie ich życie na walizkach z dala od błysku fleszy.
Magdalena Schejbal: Mój dom jest tam, gdzie są moi bliscy. Raz w stolicy, a raz w Zakopanem, skąd pochodzi Sławek i gdzie zjeżdżamy z dziećmi na każdy weekend, święta i wolne dni. Z Podhalem jestem związana od dziecka, tutaj spędzałam czas z rodzicami oraz siostrą. Górale podobno nie mają najlepszych opinii jako partnerzy, bo bywają porywczy i władczy. Ale trafiła kosa na kamień! A mówiąc serio, Sławek jest wrażliwym, bardzo pracowitym i pełnym pasji człowiekiem, który nade wszystko lubi i – co ważne – potrafi rozmawiać.
Nasz związek trwa prawie 10 lat. Nie zawsze jest łatwo. Większość roku spędzamy osobno, choć pozostajemy w nieustającym kontakcie. Tęsknimy za sobą, a kiedy już jesteśmy we czwórkę, to bardzo intensywnie. Znalazłam przy Sławku bezpieczną przystań, do której zawsze mogę wrócić.
Ponad rok temu otworzyliśmy Dworzec, nowoczesny dom kultury. Mamy bistro, część kawiarnianą, a na piętrze wielką przestrzeń imprezowo-artystyczną. Parę lat temu usłyszałam, jak za płotem naszego zakopiańskiego domu rozmawiają prezesi PTTK, że w centrum do wynajęcia jest piękny budynek z początku XX wieku. „Super, to my ze Sławkiem jesteśmy chętni!”, oznajmiłam i zaczęłam mu wiercić dziurę w brzuchu. Remont trwał ponad dwa lata. Trudności się mnożyły, ale ramię w ramię parliśmy do przodu. Sławek i jego przyjaciele wiele rzeczy zrobili sami, a ja urządziłam wnętrze lokalu. Dominuje nowoczesny styl loftowy, z ukłonem w stronę góralskiej tradycji. Ktoś mógłby powiedzieć: „Ech, wariaci bez doświadczenia”, ale… kto nie ryzykuje, ten nie żyje!
Wcześniej prowadziliśmy burgerownię w Zakopanem, próbowaliśmy także otworzyć lokal w Warszawie. Chodziło o to, żeby Sławek był częściej przy mnie i dzieciach. Ale wiadomo, jak się kończy przesiedlenie górala do Warszawy… Ustaliliśmy, że będziemy żyć na dwa domy. W rozjazdach. Dzieci chodzą do szkół w Warszawie, a ja mam etat w Teatrze Ateneum. W weekendy pakuję syna, córkę i naszą suczkę do auta i pędzimy w Tatry. Dzieciaki lubią ten nasz rodzinny rytm. W piątek po lekcjach czekają, aż wyjedziemy. Suczka kładzie się na walizce, abyśmy o niej nie zapomnieli. Koledzy z Ateneum już przestali się dziwić, że wiecznie targam bagaże. Dopytują tylko, czy właśnie wróciłam z Zakopanego, czy dopiero tam jadę.
Rozłąka bywa trudna, więc staramy się dostrzegać same plusy. Cenię wolność, polubiłam nawet tę chwilową samotność. Choć gdy dzieci były młodsze, a ja pracowałam więcej, czasem czułam się jak samotna matka, która ma wszystko na głowie. Jednak muszę przyznać, że Sławek potrafił rzucić wszystko i przyjechać, aby nas wspomóc. Kiedy wyjeżdżałam na plan zdjęciowy na drugi koniec Polski, on przejmował stery w domu. Nie zapomnę, jak wracałam po dłuższej nieobecności, stęskniona. Najpierw natykałam się na zadowolone, najedzone i zadbane dzieci, potem na Sławka oglądającego mecz znad deski do prasowania. Obok piętrzył się stos ubrań.
I pomyśleć, że poznaliśmy się na planie serialu „Szpilki na Giewoncie”, w którym wcieliłam się w bizneswoman z miasta, która osiada w górach. Sławek zagrał tam ze swoim zespołem, konsultował też sprawy dotyczące folkloru góralskiego. Jest człowiekiem wielu pasji, co bardzo mnie ujęło. Ma wykształcenie ekonomiczne, od lat pracuje w branży gastronomicznej. Był instruktorem narciarstwa, uprawiał wspinaczkę i od dziecka gra na skrzypcach. Potem zajął się odtwarzaniem muzyki góralskiej, tej rdzennej. Nic dziwnego, że produkcja serialu zaprosiła go do współpracy. Myślę, że już przy pierwszym spotkaniu strzelił w nas piorun sycylijski, choć zanim zostaliśmy parą, musiało minąć trochę czasu. To mój najdłuższy związek w życiu. Co jakiś czas ludzie dopytują, czy weźmiemy w końcu ślub. Ja do małżeństwa mam raczej luźny stosunek i nie upatruję w nim spełnienia, ale może kiedyś?
Mój zawód wymaga ode mnie bycia na świeczniku. Już dawno założyłam, że dzieci nie są jego częścią – co nie znaczy, że kiedy gram w teatrze, to nie zabieram ich ze sobą. Spędzają w garderobie sporo czasu, podobnie jak my z siostrą, przed laty, u rodziców (pary aktorów Grażyny Krukówny i Jerzego Schejbala – red.). Pamiętam, jaką frajdę sprawiało mi myszkowanie za kulisami i jak garderobiany pomagał nam odrabiać lekcje.
Żyjemy ze Sławkiem na dwa domy, więc dość często czegoś szukam. Miewam problem z utrzymaniem porządku, a potem nagle się mobilizuję i sprzątam pół dnia. Czasem oczekuję, że on domyśli się, o co mi chodzi. A Sławek woli, abym jasno wyłożyła kawę na ławę. Mam świadomość, że bywam trudną partnerką. Walczę o swoje zdanie, o własną autonomię. Na szczęście Sławek jest zawsze gotowy do dyskusji. Sceny zazdrości? Nawet jeśli, to dyskretne. Na początku było trudniej, bo Sławkowi trudno było uwierzyć, że nie zakochujemy się w każdym partnerze, z którym gramy sceny pocałunku. Chciałabym, abyśmy mieli ze Sławkiem więcej czasu tylko dla nas. Rzadko pokazujemy się razem publicznie, więc czasem pojawiają się plotki o tym, że się rozstaliśmy, co nas już nawet nie irytuje, tylko śmieszy.
Magdalena Schejbal – aktorka Teatru Ateneum w Warszawie. Zdobyła popularność dzięki serialom: „Szpilki na Giewoncie” (Polsat), „Kryminalni”, „Blondynka”. Zagrała także w filmach, m.in. „Głośniej od bomb” (reż. Przemysław Wojcieszek, Nagroda Prezydenta Miasta Gdyni za najlepszy debiut aktorski na festiwalu w Gdyni, 2001), „Nie kłam, kochanie” (reż. Piotr Wereśniak) czy „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach” (reż. Kinga Lewińska). Mama Ignacego i Anieli.
Sławomir Zięba-Drzymalski: Kiedy poznałem Magdę, nie wiedziałem, że jest znaną aktorką. Nie miałem czasu na telewizję czy kino. Wychowałem się w Zakopanem, gdzie dzieciaki mają mnóstwo obowiązków i zajęć (gdy wychodzisz ze szkoły, to już wiesz, co będziesz robił aż do wieczora). Miałem liczne pasje. Pamiętam, jak przed laty ekipa serialu „Szpilki na Giewoncie” zgłosiła się do mnie z propozycją współpracy. Nagraliśmy z moim zespołem kilka utworów, pomogliśmy zorganizować stroje góralskie itd. Magdę spotkałem na planie, podczas realizacji pilota serialu. Potem chyba przez rok się nie widzieliśmy, aż do pierwszej transzy „Szpilek…”.
Co mnie w niej ujęło? Nie wymienię konkretnych cech. To proste: spotykasz daną osobę i albo jest, jak to mówi młodzież, „przelot”, albo go nie ma. Inni nazywają to dobrą energią czy fluidami. Ważne, że gdy zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, wszystko potoczyło się naturalnie. Kiedy zostaliśmy parą, nie zastanawiałem się nad tym, czy to znana aktorka, bo chodziło mi o tę właśnie osobę. Po prostu.
Już na początku ustaliliśmy, kto gra pierwsze skrzypce, a kto stoi w cieniu. W dość naturalny sposób zostałem jej menedżerem. Chciałem się przyjrzeć zawodowym sprawom Magdy i wychwyciłem nieprzejrzystości. Postanowiłem jej pomóc w umowach, a także zadbać o to, aby miała dobre warunki pracy i przez to większy spokój. To nie przeszkadza nam w życiu prywatnym, dlatego że jasno określiliśmy obszary, kiedy mówimy o pracy. Potrafimy stwierdzić: „Stop! Zajmiemy się tym rano”. I już.
Staram się być na wszystkich jej premierach. Mam szacunek do intuicji Magdy: ona najlepiej wie, czy przyjąć daną rolę. Cenię w niej to, że nawet gdy miała okres bezrobocia, to była w stanie odmówić udziału w projekcie, który jej nie pasował. Magda bardzo przejmuje się każdym zadaniem, choćby nagrywaniem audiobooka. Prosi o charakterystykę postaci itp. Ubolewam nad tym, że skoro jest osobą wymagającą, bywa postrzegana jako trudna we współpracy. Tymczasem oboje cenimy profesjonalizm i odpowiedzialne podejście. Przydaje się też przyzwoitość. Takimi ludźmi chcemy się otaczać na co dzień.
Od niedawna zajmujemy się z Magdą prowadzeniem i rozkręcaniem wspólnego przedsięwzięcia, jakim jest Dworzec. Owszem, brakuje czasu na relaks, ale dzięki temu nie ma w naszej relacji stagnacji. Cenię u Magdy determinację i pomysłowość. Ona traktuje problemy i przeszkody jako wyzwania, co dodatkowo nakręca mnie do działania. Nasz lokal mieści się na tyłach ulicy Krupówki, naprzeciwko mojego rodzinnego domu. To był kiedyś mój plac zabaw. Wychowałem się za płotem. Tutaj skakałem na górę piachu, wcielając się z kolegami w żołnierzy. Wnętrze było w opłakanym stanie, ale założyliśmy, że jak najwięcej zrobimy samodzielnie. Razem z kolegami stworzyłem bar na kółkach, stoliki. Oczyszczaliśmy stare belki, ściany i sufity, z zachowaniem oryginalnych zdobień góralskich. Spędzamy tutaj z rodziną i przyjaciółmi wiele czasu, czujemy, że to miejsce nas reprezentuje i nas przedstawia.
Co jakiś czas staramy się wprowadzać weryfikację swojej roli w związku i w życiu. Warto być czujnym, zauważać zmiany, definiować siebie na nowo. Kiedy Magdzie trafia się projekt artystyczny, który wymaga wyjazdu, od razu przejmuję stuprocentowo obowiązki nad dziećmi, domem, psem. My przez większą część roku jesteśmy w drodze. Czasem ktoś mnie dopytuje: „Sławek, a gdzie tak naprawdę jest wasz dom?”. „W samochodzie, pomiędzy pierwszym a drugim fotelem”, uśmiecham się. Na szczęście zgadzamy się z Magdą w najważniejszych sprawach, jak choćby wychowanie dzieci. Wiemy, że jeśli wzięliśmy na siebie taką odpowiedzialność jak rodzicielstwo, to warto dzielić się obowiązkami, a istotne decyzje omawiać wspólnie. Każdy z nas pełni nieco inną rolę jako rodzic. Jaką? To mniej istotne, bo liczy się cel: aby nasze dzieci były dobrymi ludźmi.
Czasem lubię zażartować, że Magda jest jak halny. Potrafi wyzwolić wielkie emocje, ale też przynieść nagle spokój i oczyszczenie atmosfery. Radzę sobie coraz lepiej z odczytywaniem jej uczuć. Przyjmuję je z rosnącą cierpliwością. Podziwiam Magdę za wielką ilość pomysłów, które wnosi do każdej roli. Mam nadzieję, że kolejnym wyzwaniem, którego się podejmie, będzie reżyseria. Bardzo jej kibicuję, szczególnie że ma na to przestrzeń w naszym Dworcu. Organizujemy tutaj spektakle, imprezy, koncerty, spotkania z różnymi osobowościami (byli i Kasia Nosowska, i Radosław Sikorski). Wiele przed nami.
Jak większość facetów, miewam problem z wyjściem do sklepu z meblami, a Magda chce, bym jej towarzyszył. Irytujące bywa kobiece roztargnienie, które dezorganizuje plany. Tyle że u Magdy zdarza się to wyłącznie w sytuacjach prywatnych. Na plan czy do teatru nigdy się nie spóźni, ale do znajomych na kolację – owszem. A ja z założenia nie znoszę przychodzić po czasie, więc ją popędzam, co Magdę denerwuje. Przekonuję, że przecież wygląda świetnie i nie musi się dłużej szykować. Wtedy udaje się nam wreszcie wyjść. (uśmiech)
Sławomir Zięba-Drzymalski – właściciel (wraz z partnerką) kawiarni, bistro i klubu Dworzec w Zakopanem. Absolwent ekonomii na Akademii Ekonomicznej w Krakowie, wcześniej był m.in. instruktorem narciarstwa i snowboardu, miał własny zespół muzyki góralskiej, zajmował się pielęgnowaniem góralskiego folkloru w zespołach regionalnych.