Kariera i finanse

O kobiecych patentach na sukces w biznesie rozmawiamy z prawniczką z międzynarodowej korporacji, właścicielką lodziarni i dyrektor generalną w dużej firmie

O kobiecych patentach na sukces w biznesie rozmawiamy z prawniczką z międzynarodowej korporacji, właścicielką lodziarni i dyrektor generalną w dużej firmie
Fot. mat. prasowe

Upór, wiedza, intuicja, doświadczenie, a może umiejętność dokonywania wyborów? Czy jednak wiara w swoje siły wyniesiona z domu lub wsparcie innych. Na czym rośnie dobra pewność siebie? Agnieszka, Aneta i Katarzyna opowiadają, jak budowały wiarę, że poradzę sobie w biznesie. I w życiu.

Agnieszka Kozar, dyrektorka Działu Prawnego w Philip Morris na Polskę i Kraję Bałtyckie: "Pewność siebie zawdzięczam ludziom, na których mogę liczyć".

Uwierzyć w siebie

Obraz idealnego świata prawników, walczących o wielkie sprawy i wygłaszających płomienne przemowy, zaczerpnęłam z mojego ulubionego serialu. W liceum pasjami oglądałam film o Ally McBeal, energicznej prawniczce. Marzyłam, że będę jak ona. Tak właśnie chciałam żyć. Rodzice dawali mi prawo do poszukiwania swojej drogi. Trzeba sobie zapracować na sukces, mówili. To buduje siłę. Z małego Ciechanowa pojechałam na studia prawnicze do Warszawy, a potem do Kopenhagi. To był pierwszy sprawdzian pewności siebie. Pod koniec studiów zaproponowano mi staż w Philip Morris, w dziale prawnym korporacji.  Podjęłam wyzwanie i... zostałam na lata. Z perspektywy czasu wiem, że miejsce, w którym pracuje, miało również duży wpływ na budowanie mojego poczucia pewności siebie.

Sprawdzian siły

Miałam 26 lat, świetną pracę, pieniądze, przyjaciół, podróże. Jestem królową świata – myślałam. Zero pokory. Jeden dzień zmienił wszystko. Zdarzył się wypadek. Usłyszałam: nie będę chodzić. To, co uważałam za pewne, wymknęło mi się z rąk. Musiałam na nowo wypracować poczucie sensu, celu, odbudować pewność siebie. Odkryłam, że mogę liczyć na wsparcie najbliższych. Pomogli rodzice i grupa przyjaciół. Im też było trudno, nikt nie wie, jak się zachować w takiej sytuacji.

"Nie martw się, wszystko będzie dobrze" – te słowa to za mało.Liczy się obecność i konkretne wsparcie. Takie, jakie dostałam także od mojej firmy. Usłyszałam, że mogę wrócić, kiedy tylko chcę, moje miejsce czeka. Zdecydowałam się na to po 11 miesiącach. Biuro było przygotowane, przystosowane do mojej nowej sytuacji. Pojawił się nawet konsultant na wózku, który sprawdził, czy wszystko jest urządzone tak jak trzeba. To doświadczenie nauczyło mnie jednego: sukces to nie pieniądze, tylko ludzie, na których można liczyć w trudnych sytuacjach.

Empatia pomaga

Kolejną lekcję pewności siebie, zwłaszcza w relacjach międzyludzkich, przyniosły mi zawodowe podróże. Pracowałam w Szwajcarii, w centrali, a potem zaproponowano mi pracę w oddziale w Dubaju. Ekscytacja, ciekawość i trochę obawy jak sobie tam poradzę? Dubaj okazał się przyjazny, nowoczesny i fascynujący. W oddziale firmy pracowali ludzie ponad stu narodowości. Jak się odnaleźć w innej kulturze?

Pierwszą konfrontacją był sposób komunikacji. Przekonałam się, że europejska pewność siebie, skrótowość, koncentracja na sprawach biznesowych nie wszędzie jest dobrze odbierana. Mieliśmy grupę pracowników z Azji i zauważyłam, że w moich relacjach z nimi coś nie działa. Czułam narastający dystans. – Co się dzieje? – zapytałam kolegę z Indii i usłyszałam: – Aga, u nas ludzie oczekują twojego zainteresowania. Jeśli od razu przechodzisz do tematów biznesowych, odbierają to jako brak szacunku. Musisz poświęcić im czas, uwagę. Zapytać o zdrowie bliskich, wymienić uprzejmości. Amerykańskie zdawkowe "How are you" to o wiele za mało.”

Zrozumiałam, że muszę wziąć pod uwagę nie tylko uwarunkowania kulturowe, ale także potrzeby rozmówcy. Dzisiaj myślę, że właśnie empatia, umiejętność słuchania, pomaga nam kobietom czuć się pewniej w biznesie, odnosić sukcesy. Skuteczniej negocjować, rozmawiać, doradzać. Zawsze staram się zrozumieć punkt widzenia rozmówcy, jego potrzebę i cel.

Sukces zawdzięczam sobie

Nie zostałam prawnikiem sądowym jak Ally McBeal, ale odnalazłam się w pracy związanej w biznesem. Czuję się tu pewnie. Pomagam ustalać strategie rynkowe zgodnie z regulacjami prawnymi. Lubię widzieć realny efekt swojej pracy w rozwiązaniach, które pojawiają się na rynku. Przechodzimy teraz w firmie ogromną transformację. Odchodzimy od papierosów tradycyjnych i idziemy w stronę nowych technologii oraz produktów o tzw. zmodyfikowanym ryzyku. Dla mnie osobiście to bodziec do dalszego rozwoju.

Bo drogą do budowania pewności siebie jest także wiedza. Ciągle się uczę, zadaję pytania. Jeśli coś po drodze nie wyjdzie, nie jest to koniec świata. A jeśli osiągam sukces... chcę wierzyć, że na niego zasłużyłam. Kobiety często mówią "udało mi się", zamiast "osiągnęłam".  Mężczyzna powiedziałby: "zawdzięczam to sobie". Nam za to pomaga autorefleksja.  Potrafimy wyciągać wnioski z porażek i korygować kierunek.

Równe szanse

Z perspektywy czasu rozumiem, jak ważne jest miejsce, w którym pracujemy. Tworzenie kultury organizacyjnej opartej na otwartości i rozmowie. Pewność siebie w budowaniu kariery jest kluczowa. Czasami jednak to nie wystarcza – kobiety muszą nadal zmagać się z rozbijaniem szklanego sufitu. Miałam szczęście, że trafiłam do organizacji, która równość ma wpisaną w DNA. W Philip Morris mamy np. certyfikat "Równych Płac", który potwierdza, że płacimy równo za tę samą pracę – bez względu na płeć. Właśnie takie działania dużych firm sprawiają, że kobieca pewność siebie rośnie, a to wpływa na rozwój naszej kariery.

Już się nie boję

Lubię swoje życie. Po wypadku wróciłam do nurkowania, próbuję jeździć na nartach. Kocham podróże. Z moim partnerem odkrywamy Afrykę, marzymy o Ameryce Południowej. Wypadek ukształtował moje podejście do życia. Nie boję się nieprzewidzianego. Wiem, że w każdej sytuacji można znaleźć rozwiązanie. Oczywiście wszystko oddałabym za to, żeby znów chodzić. Ale mam wybór – mogę siedzieć w domu i myśleć o tym, jaka jestem nieszczęśliwa, albo robić tysiąc innych rzeczy, będąc na wózku. Moje doświadczenia dały mi wiarę we własne siły i wiarę w ludzi. Jest we mnie ciekawość i głód nowych wyzwań. Mam jeszcze tyle do zrobienia.

Aneta Sienicka właścicielka Starej Lodziarni/Hau Cafe na warszawskiej Saskiej Kępie: "Moja siła? Intuicja i wiedza".

Smak dzieciństwa

Najbardziej lubię lody klasyczne: śmietanka, świeże truskawki i jagody. Albo nasz specjał – z marzanki wonnej, który smakuje wanilią, pistacją i marcepanem. Można powiedzieć, że lody mam "w genach". Prababcia przed wojną założyła rodzinny biznes w Sokołowie Podlaskim. Potem przejęli go moi rodzice. Tworzyli lody z naturalnych składników, według rodzinnych receptur. Sprzedawali je na okolicznych festynach i odpustach. Koledzy mi zazdrościli, bo chyba każde dziecko chciałoby mieć własną lodziarnię. Ja ją mam – dziś, po latach innej pracy.

Wahanie? Nie, działanie!

Byłam dziennikarką, wydawcą, zajmowałam się marketingiem, organizowałam eventy. Wygodne życie – stała pensja, prestiż, nowe doświadczenia. Jednak czegoś mi brakowało. Pojawiała się myśl: "chciałabym stworzyć coś własnego". Myślałam, myślałam, aż postanowiłam – to musi być lodziarnia! Znalazłam lokal na Saskiej Kępie. Miejsce malutkie, trochę na uboczu, wciśnięte między dwie okazałe... lodziarnie.

Znajomi twierdzili, że nie dam rady. Lęk, wahanie? – jasne że było. Ale postanowiłam słuchać intuicji. Wierzyłam w nasze lody, prawie nikt już takich nie robi. Poza tym znam się na marketingu, sprzedaży, potrafię wymyślać nowe sposoby promocji. Pewność siebie budowałam na wiedzy. Wspierał mnie partner, także dzięki niemu rosło moje przekonanie, że sobie poradzę. Dziś razem promujemy lody w social mediach, zapraszamy na nie przechodniów. Budujemy markę opartą na rodzinnej tradycji.  

 
 
 
 
 
View this post on Instagram
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

A post shared by hau cafe (@hau_cafe)

Kreatywnie

Był majowy, deszczowy dzień. Wszystko gotowe na otwarcie. W drzwiach pojawił się pierwszy klient – reżyser, który mieszka po sąsiedzku. Poczęstowałam go lodami. Smakowały. Jeszcze tego samego dnia wrócił z grupą przyjaciół i zyskałam pierwszych fanów. Teraz mam grono stałych klientów i wciąż pojawiają się nowi. A ja wymyślam nowe smaki – prosecco z truskawkami czy lody kokosowo-ananasowe. 

Nie zawsze jest łatwo. W sezonie jesienno-zimowym czy w obliczu pandemii, trudno wyjść na swoje. Ale nie rozkładam rąk. Wprowadziłam wegańskie desery, pieczywo z dostawą do domu – rozwijanie kreatywności też wzmacnia pewność siebie. A lodziarnia? Ponieważ moją wielką miłością są psy, na ścianach rozwiesiłam zdjęcia swoich zwierząt i tych, którym chcę znaleźć nowy dom. Na psy zawsze czeka miska i  serdeczne przyjęcie – stąd drugi człon nazwy: Hau Cafe. Jestem na początku drogi, ale wiem, że podjęłam słuszną decyzję. Chcę rozwijać biznes, otwierać kolejne lodziarnie. I wierzę, że się uda.

Katarzyna Nadolna, Dyrektor Generalna firmy ITP. SA, dystrybutora i producenta urządzeń i technologii medycyny estetycznej: "Pewność siebie to pozytywne nastawienie".

Możesz być kim chcesz

Pewność siebie  to podróż w głąb siebie, odkrywanie własnej siły. Wyniosłam ją z domu. – Możesz być kim chcesz, dasz radę – mówiła mama, a ja jej uwierzyłam. Budując firmę od podstaw, nie miałam poczucia, że nie jestem wystarczająco dobra. Że za młoda, że kobieta, że za mało wiem. Czułam się na właściwym miejscu. 

Studiowałam jednocześnie nauki ścisłe i ekonomię. W młodym wieku zostałam dyrektorem w firmie consultingowej. A potem, razem z mężem, Włochem, postanowiliśmy założyć własną. Gdy zaczynaliśmy, rynek medycyny estetycznej w Polsce praktycznie nie istniał, w gabinetach królowały solaria. Postawiliśmy wszystko na jedna kartę. Bez kapitału, w nowej branży. To wymagało zaangażowania i uwagi. A przede wszystkim wiary w siebie. W jej budowaniu pomagał mi mąż. Uzupełniamy się i wspieramy. Pierwsze pięć lat naszej firmy to była jazda bez trzymanki – wszystko robiliśmy sami. Ostatnie pięć – to już dla mnie etap równowagi między pracą i życiem prywatnym.

Kobieta w czerwieni

Uwielbiam znajdować w ludziach i w sobie mocne strony. Robię to, w czym jestem najlepsza, a inni mnie uzupełniają. Znalazłam odwagę, by stworzyć własną markę – to Neauvia, innowacyjny wypełniacz. Jest kwintesencją kobiecej pewności siebie. "Neu" znaczy "nowa", a "via" – "droga". Nowa droga, sposób myślenia.

"Ubraliśmy ją" w czerwień – kolor siły, miłości, radości życia. Z radością patrzyłam, jak po jednym z kongresów cały Paryż paradował z czerwonymi torbami Neuvii. Razem z tą marką rozkwitała moja wizja. Uważam, że medycyna estetyczna musi być częścią świadomego i zdrowego stylu życia. Stosując odpowiednie zabiegi i dbając o siebie na co dzień, będziemy dobrze wyglądać w każdym wieku. Kobietom łatwiej zbudować pewność siebie, gdy mamy poczucie, że dobrze wyglądamy.

 
 
 
 
 
View this post on Instagram
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

A post shared by Kasia Nadolna (@kasia_nadolna)

Kołysanki przez telefon

Teraz w firmie zarządzam procesami, nadaję strategiczne kierunki. Osiągnęłam równowagę, która dla mnie jest łączeniem przeciwieństw. Zdrowo się odżywiam, ale zajadam też tiramisu mojej włoskiej teściowej, bo daje radość życia. Dbam o sferę fizyczną i duchową, o pracę i o rodzinę. Nie żyję na zapas, jestem tu i teraz. To chyba oznaka dojrzałości i zdrowej pewności siebie. Chciałabym przekazać ją córkom.

Gdy je urodziłam, wiedziałam, że będę mamą aktywną, pracującą. Oboje dajemy dzieciom dużo miłości: przytulamy się, rozmawiamy. Nie miałam wyrzutów sumienia, że nie zawsze jestem obecna. Gdy byłam daleko, na konferencjach w Singapurze czy Dubaju, śpiewałam im kołysanki przez komórkę. Po kilku latach moja córka napisała w szkolnym wypracowaniu: "chcę być taka jak moja mama".

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również