Wiele z nas pod wpływem napięcia, sięga po jedzenie. Odruch ten bywa zgubny nie tylko dla naszej figury. O tym, jak nad nim zapanować rozmawiamy z psychologiem i psychodietetykiem Laurą Osęką.
Dlaczego tak często „w nerwach” sięgamy po jedzenie?
– Nie tylko „w nerwach”. Zajadamy prawie wszystkie emocje, nawet te pozytywne, jak radość – mówi psychodietetyk, Laura Osęka. – Od początku tak nas kształtuje rodzina i kultura. Przecież już jako dzieci dostajemy nagrody w postaci słodyczy, rodzi się więc skojarzenie: „Jest dobrze, wobec tego jem”. W stresie ten mechanizm może się przekształcić w inny: „Jem, żeby mi było lepiej”, czyli np. zdenerwowałam się, więc sięgam po coś słodkiego. Jedzenie słodkie i tłuste jednocześnie, np. czekolada, pączek, drożdżówka z kruszonką pobudzają ośrodek nagrody w mózgu. W organizmie rośnie wtedy poziom serotoniny, dopaminy, endorfin, czyli tzw. hormonów szczęścia odpowiedzialnych za dobre samopoczucie. Niektóre produkty powodują wydzielanie tryptofanu, aminokwasu, który pomaga zmniejszyć lęk. Pożywienie podnosi też poziom glukozy, który spada w stresie. To dlatego uspokajamy się po posiłku.
Jak odróżnić niewinne podjadanie, od wynagradzania sobie jedzeniem np. niepowodzenia?
– Trzeba poświęcać sobie więcej uwagi, obserwować, co się z nami dzieje. Wiele osób trafia do dietetyka, gdy dostrzega fałdki tłuszczu na brzuchu. Bardzo chcą schudnąć, a w ogóle nie kojarzą przybierania na wadze z emocjami. Dietetyk najczęściej daje im dzienniczek, żeby mogły zapisywać to, co jadły w ciągu dnia, ale też jak się czuły na chwilę przed posiłkiem, czyli jaki był ich stan emocjonalny. Zaczynają notować i…
Cały wywiad z psychodietetykiem Laurą Osęką w najnowszym numerze Przyjaciółki. W sprzedaży od 4 lutego!