Logotyp to kluczowy element wizualny marki. Część jej DNA. Poświęca się wiele czasu i uwagi na jego odpowiednie zaprojektowanie. Jest to główne narzędzie komunikacji marketingowej z klientami. Każdy, kto nawet nie jest wielkim fanem mody, rozpoznaje bez problemu logo Chanel, Dior, Louis Vuitton czy Hermès. Każdy słyszał, że luksusowa torebka z logo to dobra inwestycja. Ale czy w dobie dyskretnego luksusu taka inwestycja ma jeszcze sens? Czy jest w dobrym tonie?
Chociaż moda w stylu “quiet luxury”, czyli “dyskretnego luksusu” zyskała szerokie grono zwolenników, to po torebki wykonane z tzw. “Monogram Canvas”, wciąż ustawiają się kolejki. Wzór ten jest tak pożądany, że można go znaleźć również na innych częściach garderoby. Od butów, przez bluzy i t-shirty, aż po kostiumy kąpielowe. “Neverfull” to najbardziej popularna wersja. Cechy charakterystyczne: Monogram Flowers i inicjały LV na brązowym tle. Obszerna forma na cienkich skórzanych rączkach, przypominająca swoim krojem torbę shopper. Jest w stanie pomieścić wiele, choć mało kto ją zabiera na zakupy do warzywniaka.
Coco Chanel zaprojektowała tę torebkę zaraz na początku swojej kariery. Nadała jej numer 2.55. Pierwotna wersja miała charakterystyczny złoty łańcuszek, ale jeszcze bez skórzanej wstawki. Co więcej, zapięcie było w formie małej, prostokątnej blaszki. Dopiero w latach ‘80 Karl Lagerfeld wprowadził ikoniczny zamek w formie odwróconych liter CC. Od tamtej pory jest to najbardziej pożądany model, który doczekał się niezliczonych wersji w tweedzie oraz w skórze. Nie bez powodu nosi przydomek “Timeless Classic”. Cechy charakterystyczne: oczywiście kultowe logo, metalowy łańcuszek ze skórzaną lub materiałową taśmą oraz podwójna, wewnętrzna klapka (tzw. "double flap").
Skala tego nielegalnego procederu jest ogromna i stanowi wyzwanie dla producentów dóbr luksusowych. Po pierwsze, ze względu na kwestie czysto finansowe. Możliwość kupna tańszej wersji niż oryginał jest często bardzo kusząca i o wiele łatwiej osiągalna. Zaniża to właściwą sprzedaż i powoduje straty w dochodach. Po drugie, sprawy wizerunkowe. Duża liczba dostępnych tanich kopii powoduje, że dany model traci na atrakcyjności. Przestaje być dostępny jedynie dla wąskiego grona odbiorców. Nie jest już nieosiągalny, zarezerwowany dla nielicznych, widać go wszędzie. A przecież chcemy mieć torebkę wyjątkową.
"Nie rozumiem zachwytu nad drogimi markowymi torebkami, zwłaszcza z dużym logo. Jeszcze parę lat temu taka torebka może była na liście moich marzeń. Zmieniłam podejście po wycieczce do Turcji, kiedy na Wielkim Bazarze w Stambule zobaczyłam na straganach podróbki torebek znanych marek. Były na wyciągnięcie ręki i na pierwszy rzut oka wyglądały identycznie. Czar prysł.", mówi Kamila, prawniczka w renomowanej kancelarii. "Oczywiście nie wróciłam z Turcji z "markową" torebką. Później widząc na ulicach torebki z dużym logo zawsze miałam przed oczami stoły z setkami takich torebek, zwłaszcza, że coraz więcej kobiet obnosiło się z nimi na ulicy".
Na przeciwnym biegunie do logomanii, stoi trend “dyskretnej elegancji”. Nie znajdziemy tu żadnych śladów logotypu, a jeśli już to jego ledwo widoczną wersję. Najlepszym przykładem takiej filozofii jest amerykańska marka The Row. Założyły ją słynne bliźniaczki Olsen. Ich projekty są pełne prostych, geometrycznych form. Stonowana paleta kolorystyczna. Najwyższej jakości materiały. Ubrania i dodatki posiadają jedynie niepozorną metkę z nazwą brandu, wszytą do wewnątrz. Torebkę Margaux czy kaszmirowy płaszcz wprawne oko rozpozna z daleka, pomimo braku widocznego logo. Jakość i kunszt wykonania mówią sam za siebie. Wszelkie dodatkowe napisy są zbędne. Taka estetyka ma swoje liczne grono fanek:
"Jestem za cichą i dyskretną elegancją", podkreśla Weronika, która jakby na przekór zawodowo zajmuje się marketingiem kilku drogich marek. "Noszenie dużego logo mnie onieśmiela, a u innych lekko żenuje. Wciąż czytam to jako ostentację i obnoszenie się a tego nie lubię. Znawca mody i tak widzi, że mamy na sobie przemyślane, markowe rzeczy. Nie uważam zresztą za konieczne noszenie markowych rzeczy- szukam ich w lumpeksach i na przecenach, bo zwykle są trwalsze niż te z sieciówek".
Wtóruje jej Aneta, dyrektora kreatywna w agencji reklamowej: "Dla mnie synonimem luksusu nie jest logo na drogiej torebce, ale brak konieczności udowadniania, że nas na taką torebkę stać. Moja pierwsza myśl, gdy widzę właścicielkę torebki z przesadnie wyeksponowanym logotypem: o, kolejna atencjuszka. Nie wiem, komu to jeszcze imponuje."
Wyświetl ten post na Instagramie
Tymczasem ani w kolekcjach projektantów, ani w witrynach luksusownych sklepach, ani na ulicach wielkich miast torebek z wyeksponowanym logo nie brakuje. Jest pobyt, musi być i podaż. Właścicielką torebki z logo Chanel niedawno została Klaudia, menedżerka w dużej korporacji. Kupiła ją za swoją pierwszą pięciocyfrową premię roczną: "Torebka z logo Chanel była moim marzeniem od liceum. Teraz, dzięki własnej pracy mogę sobie na nią pozwolić, i nie mam zamiaru się tego wstydzić ani ukrywać. Jeśli komuś to przeszkadza, jego problem. A zazdrosne spojrzenia innych kobiet tylko motywują mnie do kolejnych inwestycji. Idę po Ciebie, Birkin bag!"