Agnieszka Hyży, dziennikarka i prezenterka telewizyjna, pod koniec ubiegłego roku urodziła drugie dziecko. W naszej rozmowie wyznaje czym jest dla niej ponowne macierzyństwo i co pomaga jej łączyć rolę mamy z aktywnym życiem zawodowym.
Pod koniec ubiegłego roku zostałaś ponownie mamą. Czy coś zaskoczyło Cię przy drugim dziecku? Czy byłaś przygotowana na wszystko?
Pojawienie się w życiu dziecka zawsze, bez względu na wcześniejsze doświadczenia rodzicielskie, to rewolucja i trudno być przygotowanym na absolutnie wszystko. Dzieci bywają różne, mają różne potrzeby i temperamenty. Od 10 lat jestem mamą i nie pamiętam już siebie i mojego życia bez dziecka. Mam poczucie, że udało mi się tak zorganizować nasz świat, że bez szczególnych komplikacji i starań dzieci są nieodłączną częścią wszystkiego, co robimy, jak żyjemy i działamy. Zaskoczył mnie może mój spokój. Małe dziecko w domu to chaos. A paradoksalnie syn wprowadził do naszego domu bardzo dużo spokoju i wyciszenia. Być może to kwestia dojrzałego rodzicielstwa i kilkuletniego oczekiwania na nie.
Czy kompletowanie wyprawki było dla Ciebie naturalne, czy może zapomniałaś o czymś, co teraz na pewno byś spakowała do torby?
Wszystko musiałam zorganizować na nowo! Wydawało mi się, że pamiętam, jak to było, co pakowałam do szpitala. Otóż nie! Musiałam odtworzyć listę niezbędnych rzeczy, wiele nowości pojawiło się na rynku. Z doświadczenia pamiętałam, co było mi bardzo przydatne, a co w moim przypadku nie miało racji bytu i mogę wykreślić z listy. Bardzo pomocny jest w tej kwestii Internet, można znaleźć mnóstwo gotowych list wyprawkowych, artykułów, które szczegółowo opisują, co powinno znaleźć się w naszym domu. Jedno jest pewne, byłam bardziej przygotowana niż 10 lat temu. W mojej torbie obowiązkowo znalazł się laktator. U mnie był to Laktator elektryczny LOVI Expert 3D Pro. Byłam bardzo pozytywnie, psychicznie nastawiona na to, że będę karmić naturalnie, ale nie miałam pewności czy wszystko będzie od razu tak jakbym chciała i sobie wyobrażała.
Bez jakiego produktu nie wyobrażasz sobie macierzyństwa?
Wymieniłabym złotą trójkę. Pieluchy – to jest genialne, że mamy jednorazowe pieluchy, że w odróżnieniu od naszych Mam, nie pierzemy codziennie dziesiątek pieluch tetrowych.
Laktator – dzięki temu jestem niezależna, mogę funkcjonować zawodowo, mogę wychodzić z domu i wiem, że moje dziecko nadal ma się świetnie. Do tego drugiego naturalnie wpisuje się butelka. Bez niej nie nakarmimy naszego malucha. Co więcej, dzięki temu inni, w tym ojciec, mogą budować bliską więź z dzieckiem w trakcie kamienia go, a mama nie jest jedynym „żywicielem”.
Laktator to rzecz, której mamy często się boją, co byś poradziła mamą, które nie są przekonane do laktatorów?
Laktator jest mi absolutnie niezbędny do życia i bycia mamą. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Jestem mamą pracującą i bardzo aktywną zawodowo wiec w moim wypadku to konieczność, by zostawiać mleko w domu. Ale nie uważam, by laktator był tylko dla mam, które wychodzą do pracy. Każdy potrzebuje chwili dla siebie, trzeba wyjść do lekarza, na zakupy, spotkać się z przyjaciółką. Mama, która żyje z zegarkiem w ręku, od karmienia do karmienia jest ciągle spięta, podporządkowana i w stresie. Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Musimy o tym pamiętać. Karmienia dziecka jest naczelną potrzebą i ona wszystko inne determinuje. Możliwość zostawienia pokarmu dla swojego dziecka naprawdę wiele ułatwia. Współczesne laktatory tak naprawdę wspierają laktację, pomagają często w jej utrzymaniu, więc powinniśmy ten sprzęt traktować jako dobrego przyjaciela i towarzysza w tej naszej macierzyńskiej podróży. Ja używam mojego eksperta LOVI Expert 3D Pro. Jest dla mnie niezastąpiony, ponieważ ma lejek najbliższy naturalnemu karmieniu, który nie tylko ssie, ale przede wszystkim uciska brodawkę podobnie jak usta i język dziecka, powodując naturalny wypływ mleka. To doskonały produkt dla mam, które nieco obawiają się laktatorów, ponieważ nie tylko pełni swoją funkcję, ale jest ekspertem w rozwiązywaniu problemów laktacyjnych.
Czy w swoim doświadczeniu masz sytuację związaną z macierzyństwem, która szczególnie zapadła Ci w pamięci?
W moim wypadku - same narodziny dziecka i natychmiastowe wejście w rolę. Jak zapewne każda Mama, obawiałam się porodu, czytałam różne historie i niektóre nie nastrajały pozytywnie. Mnie rzeczywistość zaskoczyła tak fantastycznie, że mam same miłe wspomnienia zarówno z porodu jak i pierwszych chwil z maluchem. Bardzo chciałam karmić naturalnie i dzieje się to u mnie tak instynktownie jakbym robiła to od zawsze. Choć minęło przeszło 8 lat od ostatniego KP, w jedną chwilę wróciłam na ten sam tor, jakby czas zatrzymał się w miejscu. To pokazuje mi jak ciało i psychika kobiety są jednak naturalnie przystosowane i przygotowane do opieki i pielęgnacji dziecka. Uznaję to za cud natury.
Mówisz o tym, że czytałaś o porodach i nie nastrajało to pozytywnie. Czy miałaś moment zwątpienia w poród naturalny? Co byś poradziła mamom, które mają podobne obawy po przeczytaniu historii w Internecie?
Gdy przygotowywałam się do narodzin córki, ponad 10 lat temu, byłam pełna obaw i przyznaję szczerze, że robiłam wszystko, by móc rodzić przez cesarskie cięcie. Nie było do tego wskazań, ale nasłuchałam się tylu dramatycznych historii, naczytałam o traumach i wszystkich komplikacjach związanych z porodem naturalnym, że chciałam tego uniknąć. Na szczęście na mojej drodze stanęła doskonała położna, która stała się moją powierniczką i przyjaciółką, zaczęła przygotowywać mnie i przekonywać jednocześnie, że poród naturalny nie musi być negatywnym doświadczeniem. Moje dzieci przyszły na świat naturalnie, w kilkadziesiąt minut, a chwile te wspominam z wielkim sentymentem. Uważam, że wielka w tym zasługa właśnie położnej, która potrafi tak pokierować akcją porodową i stworzyć wyjątkową, komfortową i bezpieczną atmosferę, że warto, jeśli tylko nie ma żadnych przeciwwskazań medycznych, doświadczyć tego.
Nie tylko pracujesz jako dziennikarka, ale również prowadzisz firmę. Jak godzisz liczne obowiązki z opieką nad dzieckiem? Czy zdarzają się momenty, kiedy trudno jest to pogodzić?
Oczywiście, że bywają momenty, w których odczuwam bezradność i trudność w pogodzeniu wszystkich swoich zadań, obowiązków i projektów. Mamy taki układ w domu, że codziennie wieczorem w tygodniu pracy, ustalamy plan na dzień kolejny, tzw. logistyka rodzinna.
Kto, co, kiedy i jak w danym dniu robi, kto odbierze dzieci, kto zrobi zakupy. Bywa, że planu nie da się ułożyć i musimy prosić o pomoc np. babcie. Bardzo staramy się skupiać także na dzieciach starszych, spędzać z nimi sporo czasu, tak by nie odczuwały negatywnie zmiany w domu. Młodsze rodzeństwo często oznacza odwrócenie proporcji w relacjach i ich intensywności, uwaga rodziców jest już gdzieś indziej. Dbamy o to, by nasze dzieci odczuwały więcej plusów z powiększenia się rodziny, aniżeli dostrzegali jakieś deficyty w tym jak wygląda teraz nasze życie. Wychodzę z założenia, że wszystko da się pogodzić i zorganizować. Trzeba rozmawiać i mądrze planować.
Czy w tym tak zorganizowanym dniu macie także czas na spontaniczne decyzje?
Pewnie, że tak. Spontaniczność to według mnie podstawa udanego życia rodzinnego. A już na pewno bardzo potrzebna związkowi. Mimo wielu obowiązków, napiętego grafiku, dzieci, które wymagają wiele uwagi i czasu, bardzo dbamy także o czas we dwoje. Kolacja, krótki wyjazd. Nie musimy tego planować z miesięcznym wyprzedzeniem. Z dzieciakami też często wpadamy na jakieś pomysły, które wcześniej nie były przewidziane w planach. U nas od hasła do realizacji jest krótka droga. Cieszę się, że w tym w naszej rodzinie jesteśmy bardzo podobni i wszyscy nie lubimy stagnacji i marazmu. Sztywny harmonogram na dłuższą metę jest niewskazany!
Świeżo upieczone mamy często mają trudności z wygospodarowaniem czasu dla siebie. Czy udaje Ci się znaleźć chwilę oddechu i co najchętniej wówczas robisz?
Mają i naprawdę trudno jest wygospodarować czas dla siebie. Gdy kończy się opieka nad maluchem, który wiadomo, że absorbuje 99% naszego czasu i wymaga atencji niemalże przez całą dobę, zaczynają się potrzeby dzieci starszych. Do tego przecież my rodzice też potrzebujemy czasu jako para, związek i relacja. Gdy mama jest aktywna zawodowo, jak ja, robi nam się niezła mieszanka wybuchowa, która naprawdę wymaga skupienia i dobrej logistyki. Jednak nie narzekam i nie wchodzę w narrację umęczonej mamy. Wręcz przeciwnie. Potrafię postawić także na siebie, zadbać o swoje potrzeby, o chwilę w ciszy. Dzieci mają i mamę i tatę! Tata to świetny kompan i może wiele wziąć na siebie. Są do tego babcie i dziadkowie, którzy bardzo chętnie włączają się w nasze życie i są niezwykle ważnym i pięknym elementem całej naszej patchworkowej układanki. A ja w wolnym czasie najczęściej planuję, co fajnego możemy zrobić razem jako rodzina. Kocham podróże i jest to dla mnie najlepsze antidotum na wszystko, co trudne i męczące.
Powtarzasz, że rola babci i dziadka ma w Waszym życiu duże znaczenie. Zazwyczaj rodzice są przyzwyczajeni do zupełnie innego trybu życia, co mówią o Waszym? Szaleństwo czy raczej duże zrozumienie do sytuacji?
Zależy od sytuacji i okoliczności. Rzeczywiście jest tak, że jak nasi rodzice przyjeżdżają do nas i widzą tempo naszego życia, logistyczną układankę, ciągle rozmowy przez telefon, niekończący się dzień pracy, to łapią się za głowę. Z drugiej strony bardzo doceniają, że w naszym życiu tyle ciekawego i wartościowego się dzieje, że się rozwijamy, że potrafimy korzystać z tego co przynosi nam los. Sami często nam w tym kibicują i czynnie biorą udział. Mamy bardzo aktywnych rodziców, a nasze dzieci babcie i dziadków. Spędzamy razem wakacje, celebrujemy wszystkie ważne dla naszej rodziny święta i okazje. Uważam, że ta międzypokoleniowa wymiana jest bardzo nam wszystkim potrzebna. Buduje więź, wzajemny szacunek, mamy mnóstwo wspólnych wspomnień. To bezcenny społeczny kapitał, na którym można budować siebie i dalsze życie.