Portret

Pani mer walczy. O Anne Hidalgo, pierwszej kobiecie na stanowisku burmistrza Paryża

Pani mer walczy. O Anne Hidalgo, pierwszej kobiecie na stanowisku burmistrza Paryża
Fot. LCHAM/SIPA/EAST NEWS

Do pracy jeździ rowerem, samochodowe arterie zmienia w deptaki, a w miejscu asfaltowych pustyń planuje zasiane trawą wyspy chłodu. Anne Hidalgo, pierwsza kobieta na stanowisku burmistrza, widzi stolicę Francji jako miasto pieszych, zielonych podwórek i miejskich farm. 

Będę walczyć ze skutkami zmiany klimatu – zapowiedziała 55-letnia Anne Hidalgo, obejmując w 2014 roku, jako pierwsza kobieta w historii, urząd mera Paryża. Jej obietnice padły na dobry grunt, konsekwencje globalnego ocieplenia były dla mieszkańców coraz bardziej dotkliwe. Latem przy 40-stopniowych upałach życie w wyasfaltowanej i zakorkowanej metropolii stawało się nieznośne. Nowa urzędniczka z miejsca zaaplikowała paryżanom transportową terapię szokową: zapowiedziała wprowadzenie do 2024 roku zakazu wjazdu do miasta dla aut z silnikiem Diesla, do 2030 roku mają z Paryża zniknąć samochody z napędem benzynowym. Według Anne Hidalgo po centrum powinny poruszać się wyłącznie auta elektryczne, najlepiej współdzielone, bo są w ciągłym użyciu i nie blokują chodników. – Samochodów musi być mniej, bo spaliny przyczyniają się do przedwczesnej śmierci 2,5 tysiąca paryżan rocznie – argumentuje w swojej książce Respirer (Oddychać). Zła jakość powietrza to po papierosach i alkoholu trzeci zabójca we Francji. – Czy naszym wzorem ma być New Delhi, w którym ludzie nie wychodzą z domów z powodu smogu, czy raczej Kopenhaga? – pyta retorycznie burmistrzyni, która w ramach przywracania pieszym przestrzeni publicznej zarządziła zamknięcie dla aut kilku ulic i modernizację siedmiu głównych placów, m.in. Nation, Madeleine czy Bastille. Zostały zaprojektowane w XIX wieku w ramach tzw. wielkiej przebudowy Paryża. Miały poprawić komunikację i cyrkulację powietrza w mieście. Sto lat później wypełnił je strumień aut. Anne Hidalgo chce go zatrzymać. Połowa powierzchni każdego z historycznych placów ma zostać oddana pieszym i zadrzewiona. Kierowcy będą musieli omijać je,zadowolić się jednym pasem albo przesiąść na rower. 

Klaksony kontra leżaki

Pierwszy etap eksperymentu ziścił się nad Sekwaną. Latem 2016 roku zamknięto dla samochodów odcinek bulwaru imienia Georges’a Pompidou, polityka rządzącego Francją w latach 60. i 70., orędownika motoryzacji. W 1964 roku deptak przerobiono na przelotówkę mającą ułatwić przejazd przez miasto rosnącej liczbie aut. Nieliczni aktywiści środowiskowi próbowali protestować, ale ich głos się nie liczył. Wraz z decyzją Anne Hidalgo historia po 44 latach zatoczyła koło. W reakcji na jej pomysł paryżanie podzielili się na dwa obozy: tych, którzy ruszyli, by cieszyć się nową przestrzenią, oraz tych, którzy zaczęli burmistrzyni złorzeczyć. Wyłączenie bulwaru z ruchu zamiast skłonić ludzi do refleksji i przesiadki do transportu publicznego, zagęściło tylko ruch na pozostałych ulicach. Zgęstniała również atmosfera wokół projektów burmistrzyni. Pewien rozzłoszczony kierowca opublikował numer telefonu urzędniczki w mediach społecznościowych ze złośliwym komentarzem: „Proszę, dzwońcie do niej, jeśli macie dość stania w korkach”. Przeciwnicy zamknięcia bulwaru zaskarżyli decyzję do sądu administracyjnego. Ten jednak ogłosił, że miejskie ulice i place mogą być zamykane dla samochodów w imię poprawy jakości życia mieszkańców. Było to ważne zwycięstwo w walce Anne Hidalgo o lepszy Paryż. Mieszkańcy polubili odzyskany deptak, a hejterzy zrozumieli, że bitwę przegrali. 

W stronę Kopenhagi

Z okładki „zielonego” wydania tygodnika „La Tribune” spogląda na czytelników burmistrzyni Paryża na solidnym miejskim rowerze. To nowy typ publicznych jednośladów, które dzięki decyzji ratusza od września 2019 roku pojawiły się na paryskich ulicach. „La Tribune”, poczytny francuski tygodnik opinii, zapowiada, że dzięki Anne Hidalgo Francję czeka velorution, rowerowa rewolucja, i poświęca jej pomysłom na uzdrowienie francuskich metropolii aż 56 stron. Burmistrzyni chce, by za kilka lat Paryż stał się „drugą Kopenhagą”. W stolicy Danii, dziś najbardziej „zroweryzowanym” mieście na świecie, do pracy lub szkoły dojeżdża rowerem 61 proc. mieszkańców. Choć w Paryżu jest to tylko kilka procent, Anne Hidalgo wierzy, że proporcje da się odwrócić, o ile zacznie się myśleć. Efektem była decyzja, by wymienić stary paryski system rowerów miejskich (Velib’) na nowoczesny, pozwalający zostawiać rowery w dowolnym miejscu, nie tylko na wydzielonych stacjach. Pojawiły się też „elektryki”. Na operację przeznaczono 150 mln euro. Kolejnym krokiem była budowa dwukierunkowych ścieżek (do końca 2019 roku powstało 620 km nowych). I wreszcie powołanie policyjnej brygady rowerowej do pilnowania porządku na ścieżkach. Efekt? Paryż się zmienia! W rankingu miast najbardziej przyjaznych rowerom (Copenhagenize Index) przesunął się z 17. na 8. miejsce. Zaskoczeniem dla urzędników okazały się pomiary natężenia ruchu na ścieżkach. W ciągu półtora miesiąca od otwarcia trasą wzdłuż Rue Rivoli przejechało 350 tysięcy rowerzystów. 

Płuca miasta

„Oddychanie Paryżem karmi duszę” (Respirer Paris, cela conserve l’âme) – napisał 150 lat temu Wiktor Hugo. Dziś prędzej można tutaj nabawić się astmy. W metropolii jest za dużo aut i spalin, a mało drzew i krzewów, które pełniłyby rolę naturalnego filtra. Według opracowanego przez naukowców z Instytutu Technologii w Massachusetts rankingu zielonych miast świata stolica Francji jest jedną z najmniej zadrzewionych w Europie. Tereny zielone zajmują jedynie 8 proc. powierzchni. W Amsterdamie to 20 proc., w Oslo 28 procent. Drzewa pełnią też rolę termoregulatora. Cieniste aleje i parki chłodzą miasto. W Paryżu jest ich niewiele i latem powstają archipelagi asfaltowych wysp ciepła. Anne Hidalgo chce to zmienić. Zapowiedziała nasadzenie 20 tysięcy nowych drzew. Na właścicieli nieruchomości i biur, którzy obsadzą zielenią fasady i dachy budynków, czekają dopłaty. Kolejny pomysł pani mer to przeróbka asfaltowych szkolnych boisk i dziedzińców na trawniki. – Po to, by stworzyć w mieście więcej powierzchni pochłaniających wody opadowe – tłumaczy. Zanim jej śmiałe projekty nabiorą kształtów, zleciła zaprojektowanie aplikacji Extrema Paris z mapą letnich oaz chłodu. Dzięki niej w upały można znaleźć zacienione miejsca – park, skwer z fontanną czy zadaszone pergole. 

Miejska marchewka

Anne Hidalgo chce, by Paryżowi przybyło nie tylko drzew, ale też zagonów z warzywami. Jest zafascynowana Berlinem, gdzie każda dzielnica ma społeczny ogródek. Założyła, że do końca 2019 roku przybędzie miastu 30 hektarów minigospodarstw. Powstaną głównie na dachach, zaopatrzą w warzywa i owoce 10 proc. mieszkańców. To sporo, ale jeszcze w XVIII wieku Paryż był spożywczo samowystarczalny. Uprawy zajmowały trzy czwarte powierzchni miasta. Chętni, by wskrzesić ogrodnicze tradycje, mogą wziąć udział w dotowanym przez miasto programie Parisculteurs (Paryscy ogrodnicy). Urzędnicy oferują fachową pomoc. Oceniają, czy dach lub fasada budynku nadaje się pod uprawę, dostarczają narzędzia, ziemię i nasiona. Beneficjentami programu są młodzi pasjonaci, jak założycielki farmy Bien Élevées: cztery siostry, które uprawiają szafran na tarasie Instytutu Świata Arabskiego. Dzięki dotacji mogły założyć kolejną plantację na dachu supermarketu Monoprix. Ogrodnicy z farmy Le Recycleri przy stacji metra Porte de Clignancourt uprawiają 150 gatunków ziół, warzyw i owoców, które są serwowane w klubokawiarni o tej samej nazwie. Stołuje się w niej 600 osób dziennie. Kolejna wspierana przez merostwo inicjatywa to Cultivate, hydroponiczna farma (uprawa bez ziemi) na dachach osiedla w dzielnicy Montmartre. To największy taki projekt w Europie. Założyciele planują produkować 45 ton warzyw rocznie i sprzedawać je w sieci sklepów Franprix. 

Choć jeszcze trzy lata temu z rolniczych planów Hidalgo dworowano, miastu przybyło aż 75 nowych farm. Ocenia się, że wyprodukują 500 ton żywności rocznie, a zatrudnienie znalazło w nich kilkaset osób. O nowym trendzie mówią media, a magazyn „Foreign Policy” uhonorował Hidalgo nagrodą Zielonego Dyplomaty Roku. Znów wygrała. 

Klimat w ręce kobiet

Burmistrzyni rozumie, że w pojedynkę trudno zmieniać świat – zwłaszcza będąc kobietą – buduje więc sojusze. Na tyle skuteczne, że uważana jest za liderkę ruchu metropolii, które zobowiązały się do walki ze zmianami klimatu. Hidalgo była gospodynią konferencji klimatycznej w Paryżu w 2015 roku, podczas której 195 krajów przyjęło pierwsze w historii wiążące porozumienie w dziedzinie klimatu. Rok później została przewodniczącą ruchu C40, organizacji burmistrzów 94 miast świata, którzy stawiają sobie za cel zrównoważony rozwój. Należą do niej między innymi włodarze Meksyku, Nowego Jorku, Tokio, Rzymu, Amsterdamu i Sydney. Anne Hidalgo jest również założycielką pierwszej międzynarodowej organizacji kobiet na rzecz walki ze zmianą klimatyczną: Women4Climate. Urodzona na hiszpańskiej prowincji córka elektryka i szwaczki, matka trojga dzieci, podkreśla, że nasza płeć cierpi na zmianie klimatu w większym stopniu. Według statystyk ONZ 80 proc. uchodźców klimatycznych to kobiety z dziećmi. To one pierwsze doświadczają skutków susz czy powodzi. Przykład? Kiedy w Afryce wysychają zbiorniki wodne (jezioro Czad skurczyło się już o 90 proc.), droga po wodę wydłuża się o kilka kilometrów. 

Anne Hidalgo zaprosiła do organizacji naukowczynie, wynalazczynie i przedsiębiorczynie z wielu krajów. Cel jest dalekosiężny: wykształcić pokolenie wpływowych aktywistek, które dadzą odpór trzymającym władzę twardogłowym w rodzaju Donalda Trumpa kwestionującego zmianę klimatyczną i sens porozumień paryskich. Czy jej misja się powiedzie? Wiele zależy od tego, czy w 2020 roku zostanie ponownie wybrana na burmistrza. Są paryżanie, których zraziły jej radykalne „zielone” pomysły. Ona żadnego nie żałuje. – Gdybym ich nie zrealizowała, przyszłe pokolenia by mi nie wybaczyły – mówi pani mer przekonana, że w walce ze zmianą klimatu stawką nie jest władza, lecz przetrwanie. 

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 04/2020
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również