Rozmowy

Jak nowe technologie rozleniwią Twój mózg? "Łatwiej nie zawsze znaczy lepiej", ostrzega ekspert

Jak nowe technologie rozleniwią Twój mózg? Łatwiej nie zawsze znaczy lepiej, ostrzega ekspert
Fot. Agencja Getty Images

Nigdy przedtem nie mieliśmy tyle komfortu i urządzeń ułatwiających nam życie. Prowadzi nas GPS, podpowiada nam sztuczna inteligencja, algorytmy podrzucają informacje, kalkulatory za nas liczą. Jak to na nas wpływa? – pytamy psychologa nowych technologii dr. Jakuba Kusia.

PANI: Czy szukanie łatwości leży w naszej naturze?

DR JAKUB KUŚ: Tak, nasz mózg jest leniwy, nie lubi się męczyć. Słyszałem trafne powiedzenie, że bywa dla nas antycoachem: zamiast nas motywować i dopingować, podsuwa wymówki, z łatwością znajduje usprawiedliwienia, żeby czegoś nie zrobić. Miałam iść pobiegać, no ale pogoda była fatalna, zachlapałabym spodnie, zmokła jak pies, może jutro. Miałem rozwiązać problem, ale to był taki ciężki dzień, już późno, nie mam czasu. Mózg robi to, żeby oszczędzać energię; głównie glukozę i tlen potrzebne do jego pracy. Wysiłek, również umysłowy, jest metabolicznie kosztowny. Dlatego szukamy ułatwień, uproszczeń, dróg na skróty.

Łatwiej znaczy lepiej?

Nie, tego bym nie powiedział. Łatwiej znaczy łatwiej ze wszystkimi konsekwencjami. Mózg szuka wymówek, żeby nie wydatkować energii, odpycha wyzwania, bo nie chce się męczyć. Ale jeśli się nie męczy, dzieje się z nim to, co z ciałem, które nie ćwiczy. Lubię tę metaforę: mózg, który nie podejmuje wysiłku, jest jak ciało w fotelu. Siedzi i jest mu wygodnie. Ale po pewnym czasie podniesienie się i zrobienie czegoś staje się coraz trudniejsze.

Pytam o to, bo nigdy nie mieliśmy tylu ułatwiaczy życia, co teraz. Mamy Google’a, kalkulatory, podpowiada nam sztuczna inteligencja (AI), prowadzi nas GPS. Jak to na nas wpływa?

Są ciekawe badania pokazujące, jak korzystanie z nawigacji samochodowej wpływa na rozwój hipokampu w mózgu. Badanymi byli taksówkarze i okazało się, że ci „starzy”, którzy mają plan miasta w małym palcu, mają też bardzo rozwinięty hipokamp, który między innymi odpowiada za orientację przestrzenną. Inni nie. Oznacza to, że jeśli zdajemy się na aplikacje, nasz mózg, ujmując to delikatnie, rozwija się inaczej. Tracimy również umiejętności, które wcześniej mieliśmy. W tym wypadku orientacja w terenie, bez której dawniej byśmy sobie w życiu kiepsko radzili, dziś ma wakacje, bo mogę odpalić nawigację. Tak to wygląda. Żyjemy w ciekawym momencie, bo dorasta pokolenie, które w ogóle nie zna świata bez smartfona, nazywane przez niektórych badaczy AppGeneration, czyli pokoleniem zależnym od aplikacji. Za kilka lat będziemy badać konsekwencje tej zależności, ale już można powiedzieć, że mózgi młodych ludzi rozwinęły się inaczej niż nasze.

Trochę już wiemy. Mówi się o zjawisku amnezji cyfrowej.

Inaczej zwanej efektem Google'a, a dotyczącym zapamiętywania. Zbadano, że jeśli mamy poczucie, że możemy znaleźć daną informację w internecie, to nawet gdy proszą nas o zapamiętanie nie robimy tego. Nie przenosimy wiadomości do pamięci długotrwałej, przelatują nam przez głowę i znikają. Bo nasz system poznawczy wysyła sygnał: nie musisz tego pamiętać, nie obciążaj głowy, możesz w dowolnej chwili to sprawdzić, gdy wyciągniesz telefon.

To nasz zapasowy mózg?

Tak, mózg w kieszeni. Z tej perspektywy widać, że idą zupełnie nowe czasy – takie, w których nie musimy myśleć. Za kilkanaście lat w wielu zawodach pracownik nie będzie musiał rozmyślać, jak rozwiązać problem, tylko jakie prompty, jakie komendy wpisać w oknie sztucznej inteligencji. Pamiętam badanie sprzed kilku lat pokazujące, że młodym internautom nie sprawia kłopotu znalezienie źródeł na zadany temat, ale mają duży problem z wyciągnięciem syntezy, z krytycznym przemyśleniem tego, co znaleźli. Dziś mamy już modele AI, które taką syntezę zrobią dla nas w kilka sekund. Mamy więc narzędzia, które mogą za nas myśleć. To oczywiście ułatwienie, oszczędność czasu, więc zapewne będziemy z tego korzystać na potęgę, jak z GPS-u. Ale dla naszych własnych mózgów to nie jest dobra wiadomość.

Myślimy o technologii jako o sile czyniącej nas szybszymi, mądrzejszymi. A jest odwrotnie?

Niedawno trafiłem na dobry cytat z Edwarda Wilsona, brytyjskiego socjobiologa: mamy emocje z epoki paleolitu, średniowieczne instytucje i boską technologię. I to jest śmiertelnie niebezpieczne połączenie. Nasze mózgi funkcjonują podobnie jak dwa czy pięć tysięcy lat temu, a stworzyliśmy potężne narzędzia, które je wyręczają w ważnych, a niekiedy podstawowych funkcjach. Możemy mieć aplikacje do wszystkiego. Ktoś powie: co w tym złego? Ale to tak, jakbyśmy zmieniali ten fotel dla leniwego ciała na coraz wygodniejszy i w ogóle przestali z niego wstawać. Czy to jest dobre życie? Sam jestem badaczem i fanem nowych technologii, ale nie bezkrytycznym. Nowe technologie nas rozleniwiają i jeśli nie zapanujemy nad tym poznawczym lenistwem, doprowadzą do tego, że nasze mózgi będą się inaczej rozwijać. Wśród konsekwencji już obserwujemy osłabienie pamięci, wielozadaniowość, która degraduje naszą efektywność. Bardzo szybkie tempo konsumpcji treści, którego nauczyły nas media społecznościowe, skraca czas utrzymania uwagi i prowadzi do problemów z koncentracją, utrudnia pogłębioną analizę, refleksję nad zagadnieniami, krytyczne myślenie. Wreszcie umiejętność podejmowania szybkich decyzji bez konsultowania się z AI. Nasz mózg potrzebuje treningu, wyzwań i samodzielnego rozwiązywania problemów, żeby się dobrze rozwijać. Wielu z nas to czuje, dlatego w kontrze powstaje moda na powrót do analogowego funkcjonowania. Motorola, Nokia wypuszczają telefony stylizowane na stare modele z ograniczonymi funkcjami, coraz więcej państw wprowadza zakaz korzystania ze smartfonów w szkołach. To oznacza, że zdajemy sobie sprawę, że wpadliśmy w pułapkę i usiłujemy się z niej wydostać.

Jednak jesteśmy na etapie zachwytu sztuczną inteligencją.

I trudno się temu dziwić, szybkość jej rozwoju, możliwości, jakie stwarza, są oszałamiające. W zeszłym roku byłem na szkoleniu dotyczącym wykorzystania narzędzi AI w pracy psychologa - z dzisiejszej perspektywy wiem, że to już prehistoria. Te modele rozwijają się tak szybko, są już tak dobre, że trudno się oprzeć pokusie: zamiast się męczyć z odpisaniem na maila, możemy zlecić to AI. I ona to zrobi bardzo dobrze. A jednak poleganie na jej sugestiach nie będzie wzmacniać naszych procesów poznawczych, przeciwnie - będzie osłabiać wiarę we własne decyzje, własny osąd, zmniejszać nasze poczucie autonomii. Nie widzimy tego jeszcze, ale prawdopodobnie wpłynie też na relacje. Badacze już sugerują, że spędzanie dużej ilości czasu na interakcjach zapośredniczonych przez AI może wpływać na naszą zdolność odczytywania subtelnych sygnałów emocjonalnych wysyłanych przez innych ludzi, co jest ważne choćby w empatii. Po prostu oduczymy się je wychwytywać.

Jakie widzi pan wyjście?

Wykorzystujmy AI do tego, co robi dobrze: operujmy na danych, w syntezie informacji, wyłapywaniu wątków, których poszukujemy. Traktujmy ją jak maszynę, narzędzie, bo tym jest. Ale nie podpinajmy się pod nią, bo staniemy się ludzkim dodatkiem do aplikacji. Zauważajmy, że wiele ułatwień, do których mamy dostęp, tylko pozornie ułatwia nam życie. Sam uległem swego czasu iluzji, którą stwarzają portale społecznościowe, że wiem, co się dzieje u moich znajomych. Ciekawe, co u nich słychać, zadzwoniłbym, umówił się na kawę - ale sprawdzam na Facebooku, widzę wycinki życia, ładne zdjęcia i myślę sobie: ech, już nie będę dzwonił, w sumie wiem, co u niego, zatelefonuję w przyszłym tygodniu, miesiącu. Tak się osłabia, tak się traci kontakt.

Pozornym ułatwieniem są też algorytmy. Widzę to ostatnio w aplikacji muzycznej Spotify. Jeśli przez jakiś czas słucham jednego gatunku muzyki, aplikacja nie proponuje mi żadnych innych. Do znudzenia, w kółko to samo.

Według starej zasady inżyniera Mamonia: lubimy te piosenki, które znamy. To jest dokładnie to. Algorytm wyłapie, co ci się podoba, podrzuci playlistę, ale zamknie cię w wąskim obszarze doświadczeń. Wielkie cyfrowe korporacje mają tak skutecznie opracowane algorytmy, że pozbawiają nas otwartości na nowe doświadczenia, nie konfrontują nas z rzeczywistością, przyczyniają się do polaryzacji społecznej. To nas ogłupia, hamuje rozwój intelektualny. Tracimy zdolność rozumienia innych perspektyw, stajemy się członkiem plemienia.

Słyszałam taką definicję – mądrość polega na tym, że potrafimy spojrzeć na daną rzecz z różnych perspektyw. Rozumiem, że nowe technologie odcinają nam te inne perspektywy?

Tak, bo nie można na nich zarobić. Cyfrowe giganty żywią się emocjami internautów: im większa awantura, tym wyższe przychody. To robi nam krzywdę poznawczą, intelektualną, emocjonalną, moralną. Cyfrowe igrzyska opłacają się im, nie nam. My mądrzejemy, kiedy dostrzegamy różne punkty widzenia, analizujemy, wyciągamy wnioski. Ale znowu – to jest trudne. Umysł rozleniwiony będzie nam podpowiadał: odpuść, nie męcz się, przecież jesteś przebodźcowany, nie masz siły na inne perspektywy, algorytm dobierze ci serial. Mądrość jest tylko w naszym interesie. Właściwie wszystko zależy od odpowiedzi na pytanie: czy chcesz urzeczywistnić swój potencjał intelektualny, czy wolisz nosić mózg w chmurze wielkiej firmy?

Udało się panu przekonać kogoś, że trudniej znaczy lepiej?

Prowadziłem kiedyś warsztat dla młodych ludzi i pamiętam, że trafił do nich argument: jeżeli pozwolisz nowym technologiom zarządzać twoim umysłem, robisz z siebie głupca. Proszę bardzo, manipulujcie mną, jestem leniwy, nie chce mi się, róbcie ze mną, co się wam podoba. Kiedy pozwalamy, żeby nasz mózg pod wpływem cyfrowej rewolucji tonął w lenistwie, jesteśmy na widelcu wielkich korporacji. Zamienią nas w dane potrzebne do tego, żeby udoskonalić kolejny algorytm.

Powinniśmy sobie utrudniać?

Powinniśmy być trochę partyzantami na wojnie z rozleniwianiem nas przez gigantów technologii. Odkładać smartfon, traktować użytkowo. Zrobić notatkę odręcznie, zamiast w telefonie. Policzyć w głowie bez kalkulatora. Zapamiętywać, zamiast zapisywać. Słowem – trenować zdolności poznawcze. Jest taka nienowa już książka „Wirtualna osobowość naszych czasów. Mroczna strona e-osobowości” Eliasa Aboujaoude, a w niej rozdział „Regres leksykalny”. Już 15 lat temu autor pokazywał, że ludzie, którzy zdają się na nowe technologie, mają problem z wysławianiem się, z doborem słów, z mówieniem pełnymi zdaniami. Widzę to na egzaminach studenckich – wielu młodych ludzi ma problem z wypowiedzią. Sięgajmy po książki o tym, jak ćwiczyć mózg, jak stymulować się poznawczo. Nie dawajmy się ułatwiaczom życia.

Dzień analogowy, podróż bez GPS-u?

Regularnie. Mam przyjaciela, który po powrocie z pracy wyłącza powiadomienia w telefonie i odcina stymulatory. Od szesnastej żyje analogowo. To najlepiej wyspany człowiek, jakiego znam. Korzystamy z technologii owczym pędem - bo wszyscy tak robią. Wyłamujmy się. Róbmy po swojemu. Większość z nas spędziła przynajmniej dzieciństwo bez smartfona. Co robiliśmy? Czytaliśmy książki i papierowe gazety, gotowaliśmy według przepisów, które mamy w pamięci, a nie w internecie. Planowaliśmy z kartką w ręce i nie liczyliśmy na powiadomienia. Umysł jest silniejszy, kiedy popracuje analogowo. Zmęczony jak po siłowni, ale to jest dobre zmęczenie. Tworzą się połączenia neuronalne, których nowe technologie nam nie dadzą. Powtórzę: mamy wybór. Chcemy być sprawni poznawczo, inteligentni, mądrzy czy też żyć wygodnie i być pionkami w rękach technologii? To pytanie do nas.

DR JAKUB KUŚ - Psycholog nowych technologii, wykładowca Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu. Bada wpływ nowych technologii na funkcjonowanie człowieka i relacje międzyludzkie.

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 07/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również