Wywiad

Anna Starmach: "Długo nie czułam potrzeby, żeby mówić o chorobie"

Anna Starmach: Długo nie czułam potrzeby, żeby mówić o chorobie
Anna Starmach
Fot. SZYMON SZCZEŚNIAK/VISUAL CRAFTERS

Długo oceniała, ale też była oceniana, w jury MasterChefa. Anna Starmach zna koszt popularności, którą zdobyła dzięki temu show. I wie, że dla oglądalności nie warto bawić się w Pana Boga, choć jej opinia czasem decydowała o losie uczestników. Przecież kiedy gasną światła, życie toczy się dalej. Odeszła z programu, bo trzeba wyczuć, kiedy powiedzieć: stop. Wróciła do realnego świata, w którym wartości nie mierzy się lajkami.

Postanowiła, że będzie kucharką, kilkanaście lat temu, gdy większość rodziców wolała mieć dzieci na prawie albo medycynie. Anna Starmach studiowała historię sztuki, ale uparła się na gotowanie. Skończyła paryską szkołę kulinarną Le Cordon Bleu, odbyła staże w świetnych restauracjach, tych z gwiazdkami Michelin. Później, dzięki pracy w telewizyjnym show, przyłożyła rękę do obyczajowej zmiany – gotowanie weszło w Polsce na salony, o kucharzach mówi się, wypada znać najlepszych. Samo dobre? Jest i ciemna strona jej sukcesu. Rozmawiamy o tym w rozgrzanym słońcem Krakowie, w knajpce na uboczu. Ania szuka ciszy – dosłownie i w przenośni.

Anna Starmach wspomina początki MasterChefa

Twój STYL: Pamiętam pierwszą edycję MasterChefa. W jury przebojowa Magda Gessler, kucharski wyga Michel Moran i ty, adeptka kulinarna o wyglądzie licealistki. Jak zareagowałaś na propozycję sędziowania w programie, który opiera się na rywalizacji, eliminacji zawodników?

Anna Starmach: Gdy uczyłam się w szkole we Francji, programy Top Chef czy MasterChef były popularne. Z koleżankami i kolegami trzymaliśmy kciuki za naszych faworytów. Wróciłam do Polski, krążyłam między Krakowem a Warszawą, gdzie gotowałam w Dzień Dobry TVN. Kiedy zadzwonił telefon i usłyszałam pytanie, czy wystąpię w polskiej edycji show, nie zastanawiałam się, myślałam entuzjastycznie: przygoda!

Byłaś ambitną 23-letnią kucharką. Rozumiałaś motywacje uczestników programu, którzy zgłosili się na casting?

Zazdrościłam im odwagi, pasji, determinacji, ciekawości świata. Wielu nie zdawało sobie jednak sprawy, na co się piszą. Mówi się, że talent show są po to, żeby je wygrywać i spełniać marzenia. Ja myślę, że to programy dla tych, którzy potrafią przegrywać. Bo większość przegra. Jak sobie z tym poradzi osoba myśląca tylko o zwycięstwie? Gdy pytano mnie, czy warto się zgłosić do MasterChefa, powtarzałam: umiejętności kulinarne to jedno, a  predyspozycje psychiczne drugie. Zastanów się, jak sobie radzisz ze stresem, jak odbierasz krytykę. Jeśli idziesz po sławę, poklask, zawiedziesz się. Będziesz oceniany przez jurorów w studiu, ale także przez widzów, a oni nie poznają tego, co powinno być najważniejsze – twoich dań. Nie spróbują ich. Zwrócą uwagę na urodę, charakter, buty, tatuaże. Pomyśl, czy chcesz być za to oceniany?

Telewizja daje popularność. Nie bałaś się, że znikniesz?

Kiedyś może ten strach by się pojawił. Teraz, dzięki social mediom, mam nadal swoją publiczność. Prowadzę portal kulinarny, nagrywam codzienny „program” online. Praca w telewizji rządziła moim kalendarzem przez 12 lat. W tym czasie nie mogłam nawet przygotowywać Bożego Narodzenia, bo kręciliśmy do ostatniego dnia przed Wigilią. Dlatego po odejściu ustawiłam choinkę w domu już na początku grudnia! Byłam taka szczęśliwa – pierwszy raz od dawna mogłam urządzić święta. Oczywiście pożegnanie z MasterChefem nie odbyło się bez łez, tęsknoty. Ale to świadoma decyzja, nie żałuję jej.

Anna Starmach o odejściu z programu

Rozmawiamy o programie w czasie przeszłym, a w Wikipedii obok twojego nazwiska nie ma określenia „jurorka”. Dlaczego?

Dwanaście edycji MasterChefa, osiem wersji juniorskiej – może wystarczy? W  podjęciu decyzji o odejściu ważne było m.in. to, że zostałam jurorką wcześnie. Niektórzy kucharze dostają taką propozycję na ukoronowanie działalności. U mnie było na odwrót i w pewnym momencie pomyślałam, że muszę się zatrzymać, wszystko sobie poukładać. Uwzględnić, że najważniejsza jest dla mnie rodzina, rozwój, dobrostan. Niektórzy potrafią łączyć życie osobiste, pracę w restauracji, pisanie książek, bycie na świeczniku. Ja nie. Skonfrontowanie się z  tym, uznanie: nie dam rady łapać pięciu srok za ogon, to oznaka dojrzałości.

Telewizja daje popularność. Nie bałaś się, że znikniesz?

Kiedyś może ten strach by się pojawił. Teraz, dzięki social mediom, mam nadal swoją publiczność. Prowadzę portal kulinarny, nagrywam codzienny „program” online. Praca w telewizji rządziła moim kalendarzem przez 12 lat. W tym czasie nie mogłam nawet przygotowywać Bożego Narodzenia, bo kręciliśmy do ostatniego dnia przed Wigilią. Dlatego po odejściu ustawiłam choinkę w domu już na początku grudnia! Byłam taka szczęśliwa – pierwszy raz od dawna mogłam urządzić święta. Oczywiście pożegnanie z MasterChefem nie odbyło się bez łez, tęsknoty. Ale to świadoma decyzja, nie żałuję jej.

Anna Starmach szczerze o depresji: "Dotarło do mnie, że muszę się sobą zająć"

Niektórzy łączyli ją z twoją chorobą. Wyjaśnijmy to.

Od przeszło pięciu lat cierpię na depresję. Podkreślam: to nie tak, że mam depresję przez pracę w telewizji. Natomiast zdarzały się okresy, gdy było mi ciężko, a musiałam się uśmiechać i udawać, że jest świetnie. Długo nie czułam potrzeby, żeby się uzewnętrzniać i mówić o chorobie. Kiedy się na to zdobyłam i opisałam sprawę na moim Instagramie, nikt nie chciał wierzyć: Ania, przecież jesteś najbardziej uśmiechniętą osobą w show-biznesie! Masz świetną rodzinę, pracę, pasję, pieniądze… To był jeden z powodów, dla którego trudno było mi się ujawnić – bezsensowne poczucie winy, że choruję, a mam takie dobre życie. Nawet część moich bliskich nie wiedziała, że uśmiech jest maską – w środku mam wodospad smoły i rozpaczy. A gdy nikt nie patrzy, leżę w łóżku, nie odsłaniając zasłon. Był czas, że odwoziłam dzieci do szkoły, do przedszkola, zamykałam drzwi auta i płakałam. Ale funkcjonowałam.

To ta twarz depresji, która mimo cierpienia pozwala żyć na najwyższych obrotach.

Wredna forma. Myślałam: czy naprawdę jestem chora, skoro mogę normalnie działać? Depresja kojarzyła mi się z czymś innym, miałam wrażenie, że po prostu jestem przepracowana. Albo tak intensywnie przeżywam program. Poszłam do lekarki, to był trudny krok, powiedziałam, że nie wiem, co się ze mną dzieje. „Pani Aniu, to wygląda na depresję, gdyby pani mogła, doradzam półroczne zwolnienie z pracy” – usłyszałam. Jakby ktoś mi nagle zdjął klapki z oczu: czyli to nie mój wymysł, nie przepracowanie, nie chandra. Ale zaprotestowałam: „Jakie zwolnienie?! Za dwa tygodnie zaczynam nagrania, poproszę o lekarstwa, chcę dalej funkcjonować!” Potem dotarło do mnie, że muszę się sobą zająć. Zaczęłam leczenie, na pewnym etapie prócz psychoterapii potrzebowałam także farmakologii. Dziś jest lepiej.

Czego chciałabyś teraz dla siebie, jak wygląda twoja nowa codzienność?

Różnie. Udzielam wywiadu, zaraz będę miała sesję, okładkę – cieszę się, wciąż jestem trochę w blasku fleszy. Ale odkryłam, jak może wyglądać inna rzeczywistość. Jestem mieszczuchem, kocham Kraków, jednak najszczęśliwsza czuję się teraz w domu na wsi. Dzieciaki uczą się w mieście, więc są obowiązki tutaj, ale każdą wolną chwilę spędzam tam. Pielę ogródek, zrywam owoce, robię dżemy. Ostatnio wyszedł nam genialny sok z derenia. Chcę kupić traktorek i kosić trawę. Więc teraz życzę sobie po prostu dobrego czasu, bez presji, żebym miała szansę przekonać się, czego naprawdę chcę.

Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze magazynu "Twój Styl".

st_08_001 STARMACH podst

Kim jest Anna Starmach?

Anna Starmach - Rocznik 1987.  Autorka książek kucharskich i twórczyni kulinarna. Studiowała historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, a następnie ukończyła z wyróżnieniem roczny kurs w paryskiej szkole Le Cordon Bleu. Odbyła staże w renomowanych restauracjach, m.in. we francuskiej Lameloise. Zdobyła popularność jako jurorka programów „MasterChef” i „MasterChef Junior”. Prowadziła autorski program „Pyszne 25” oraz wydała kilka książek kulinarnych. Prywatnie związana z Piotrem Kuską, z którym ma córkę Jagnę i syna Gustawa.
Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 08/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również