Portret

Pamela Anderson: "Nie chodzi o to, by być idealną. Chodzi o to, aby być sobą"

Pamela Anderson: Nie chodzi o to, by być idealną. Chodzi o to, aby być sobą
Pamela Anderson, bohaterka lipcowej okładki magazynu PANI
Fot. Materiały prasowe

To manifest nowej Pameli. Dojrzałej kobiety po wielu przejściach, która ma odwagę walczyć o siebie i wykrzyczeć: „Mam 57 lat i jestem piękna!”. I jako niepoprawna romantyczka wciąż czeka na wielką miłość.

Czy to naprawdę ona? Kto rozpozna osobę, której metamorfoza podczas tegorocznej nowojorskiej Met Gali zrobiła największe wrażenie? Nonszalancki bob z krótką grzywką. Sięgająca ziemi srebrzysta suknia bez dekoltu. Policzki i usta lekko muśnięte różem, poza tym zero makijażu. Minimum biżuterii, paznokcie pociągnięte bezbarwnym lakierem. Powściągliwy uśmiech, bez cienia nachalnej kokieterii. Szlachetność, minimalizm, wyrafinowanie w każdym calu. Trudno uwierzyć, że tą elegancką damą z artystycznym twistem jest… Pamela Anderson. Ta sama, która na planie „Słonecznego patrolu” biegała po plaży w czerwonym kostiumie kąpielowym i ubrana jedynie w szpilki bez skrępowania wielokrotnie pozowała do „Playboya”. Długowłosa blondyna, której znakiem firmowym stały się powiększane do monstrualnych rozmiarów piersi, była symbolem seksu lat 90. Ikoną popkultury, ale z łatką królowej obciachu, wulgarności i kiczu. Może słodką, ale idiotką. Z takiej szuflady niełatwo się wydostać. Przede wszystkim trzeba tego bardzo chcieć.

Pamela Anderson o roli w "Słonecznym patrolu": Nie wiedziałam, co robię

„Jesteś aktorką?”, pyta Pamelę stary telewizyjny wyjadacz Larry King w swoim show w CNN. „Nie”, odpowiada ona. „To kim?”. „Jeszcze nie wiem”. „Kim chcesz być, jak dorośniesz?” „Ty mi powiedz. Ja nie wiem”. Był rok 2005.

Znał już ją wtedy cały świat. Ale jak szczerze stwierdza w dokumencie Netfliksa: „To moje cycki zrobiły karierę, ja im tylko towarzyszyłam”. Szybko stała się jedną z najbardziej pożądanych kobiet świata. Po dwóch latach rozbieranych sesji chciała zmienić wizerunek, dostać szansę jako aktorka. Mimo to aż 11 razy nie zjawiła się na przesłuchaniu do roli zgrabnej ratowniczki, która miała z Davidem Hasselhoffem biegać w skąpym stroju po kalifornijskich plażach. Ale reżyserki castingu uparły się: „Musicie ją zobaczyć! Będzie idealna”. W końcu dotarła. I tak w ’92 roku narodziła się C.J. Parker, seksowna i dzielna ratowniczka.

To była pierwsza rola Pameli: „Nie byłam dobra, kompletnie nie wiedziałam, co robię. Ale na planie było super, płacili nam za chodzenie po plaży”, śmieje się dziś. Gdy dołączyła do „Słonecznego patrolu”, popularność serialu nagle wystrzeliła. Bił rekordy oglądalności na całym świecie. Emitowano go nawet w Chinach z mandaryńskim dubbingiem. Choć dialogi nie były w nim najważniejsze. Raczej magia California Dream: wakacyjne przygody i romanse, dreszczyk emocji z pięknymi ciałami w malowniczej scenerii. Pisano, że Pamela uczyniła z biegania w slow motion sztukę. Stała się ikoną popkultury. W 2006 roku zagrała samą siebie w mockumencie „Borat” Sashy Barona Cohena. Scenariusz tej przewrotnej opowieści opiera się na pomyśle, że bohater wyrusza z rodzimego Kazachstanu w daleką podróż do Ameryki, by porwać tę najpiękniejszą i najbardziej seksowną blondynę i ożenić się z nią. Marzeniem wszystkich Boratów tego świata: Pamelą Anderson. Scena próby porwania Pameli przez Borata stała się kultowa. Choć podobno udział w tym projekcie przyczynił się do jej rozstania z ówczesnym mężem, amerykańskim turbopatriotą Kidem Rockiem.

To było chyba najbardziej ambitne zadanie aktorskie, na jakie w tym czasie mogła liczyć gwiazda „Słonecznego patrolu”. Jej wizerunek pogrążyły sekstaśmy. Również światowy hit, tyle że w internecie.

 

Pamela Anderson w  filmie „The Last Showgirl”

Gdy Gia Coppola, wnuczka legendarnego Francisa Forda, wysłała scenariusz filmu „The Last Showgirl” do agenta Pameli, już po godzinie dostała odpowiedź: „Dziękuję, ale nie jesteśmy zainteresowani”. Młoda reżyserka, zaskoczona tempem odmowy, postanowiła dotrzeć do starszego syna aktorki, Brandona, producenta. Tym razem reakcja na scenariusz o pięćdziesięciokilkuletniej tancerce rewiowej z Las Vegas była diametralnie inna: „Na taką rolę czekałam całe życie!”. Pamela nie miała wątpliwości, że to historia dla niej. Opowieść o starzejącej się kobiecie show-biznesu, który kiedyś ją uwiódł, oczarował i nosił na rękach, a po latach bezceremonialnie wypluł. Bo w tej branży liczy się tylko ciało - młodość, uroda i seksapil, a jak słyszy jej bohaterka: „Zatrudnili cię, bo byłaś młoda i ładna. Nie miałaś szczególnego talentu. A teraz nie jesteś już ani młoda, ani ładna. Było, minęło”. Brutalne? Bardzo, ale gdy tancerka rozbieranych rewii traci „świeżość”, nie może liczyć na miękką grę. I najczęściej nie ma planu B. Choć to nie jest film autobiograficzny, w postaci Shelly, która z tańca w nocnym klubie Las Vegas uczyniła sens życia, Pamela mogła odnaleźć dużo z siebie i swoich doświadczeń. Ona też zawsze chciała być zauważana, podziwiana. Też uwielbiała błyszczeć. W takich chwilach czuła, że naprawdę żyje. Na planie „The Last Showgirl” dała z siebie wszystko i udowodniła, że jest świetną aktorką. Wykreowała pełnokrwistą kobiecą postać, żadną wydmuszkę czy lalkę.

Gra bez cienia fałszywej nuty, pełną paletą emocji. Nie boi się być nieatrakcyjna, czasem śmieszna, czasem ostra jak brzytwa, nawet okrutna. Ale też wzruszająca. I totalnie naturalna. W jednej ze scen zaimprowizowała, wykrzyczała całemu światu prosto w twarz: „Mam 57 lat i jestem piękna!”. To nie postawa ofiary, która pokornie przyjmuje fakt, że ten świat wysyła ją na śmietnik, bo upłynął jej termin ważności. Tak mówi kobieta, która ma godność i zamierza o nią walczyć do końca. Za tę rolę Pamela Anderson dostała w ubiegłym roku nominację do Złotych Globów, pierwszą w swojej 35-letniej karierze. I pewnie nie ostatnią, bo wyzwolona z przymusu bycia sexy zaczęła dostawać kolejne ciekawe propozycje. Zagra tytułową rolę w filmie Sally Potter „Alma”. Praca z ikoną brytyjskiego niezależnego kina, feministką, reżyserką kultowego „Orlanda”, to dla Pameli wejście na kolejny poziom wtajemniczenia. Branża już nie patrzy na nią pobłażliwie, tylko zaprasza na salony.

Metamorfoza Pameli Anderson z seksbomby w ikonę naturalności, z modelki „Playboya” i celebrytki w prawdziwą aktorkę nie jest przypadkowa ani wykreowana. To był długi proces. Wymagał pożegnania z przeszłością, ze sobą przeglądającą się w oczach napalonych mężczyzn, odrzucenia w swoim wizerunku tego, co doczepione, nieprawdziwe. „Nie chodzi o to, by być idealną. Chodzi o to, aby być sobą”. To manifest nowej wyzwolonej Pameli. Życie zaczyna się po pięćdziesiątce? W jej wypadku nie jest to tylko hasło, które ma dodawać otuchy.

Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze magazynu PANI.

pa_07_001_x2_v2

Kim jest Pamela Anderson?

Pamela Anderson - Pochodząca z Kanady aktorka, modelka, aktywistka walcząca o prawa zwierząt. Karierę zaczęła od pojawienia się na billboardach reklamujących piwo, później pozowała dla „Playboya”. Światową popularność przyniosły jej role w serialach „Słoneczny patrol” i „V.I.P.”, jednak media najbardziej interesowały się nie tyle jej karierą, ile związkami z mężczyznami i sekstaśmą nagraną z mężem Tommym Lee. Dziś ikona lat 90. znów triumfuje: po debiucie na Broadwayu i świetnej roli w filmie „The Last Showgirl” krytycy wreszcie przyznali, że ma talent aktorski. 1 lipca skończy 58 lat.

 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 07/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również