Prowadziła wywiady, jakby była snajperem – rozbrajała rozmówców niezależnie od ich kalibru: Henry Kissinger, Jasir Arafat, Indira Ghandi. Wobec jej pytań byli bezbronni. Oriana Fallaci nie uznawała kompromisów w dziennikarstwie, ale i w miłości. Żyła gwałtownie, odważnie. Płonęła w ogniu spraw, które nie dawały jej spać. Do końca walczyła z kłamstwem, tyranią i ciszą, którą przykrywano ludzkie cierpienie.
Spis treści
Florencja, miasto renesansowych cudów. W czerwcu 1929 roku, w stolicy Toskanii na świat przychodzi pierwsza z trzech córek Toski i Edoarda Fallacich (czwarta – Elisabetta była adoptowana). Rodzice z rozmysłem wybierają dla niej imię – Oriana. Kojarzy się z włoskim „oro” – złoto i łacińskim „oriens” oznaczającym wschód słońca, świt. Dla ojca, ubogiego stolarza i zdeklarowanego antyfaszysty, to symbol. W czasach, gdy Włochami rządzi Benito Mussolini, po ulicach maszerują czarne koszule, imię miało być jak latarnia – jasne, dające nadzieję.
„Nie wybiera się życia, ale można je nazwać. A w imieniu zawiera się często los” – napisze po latach Oriana Fallaci w Liście do nienarodzonego dziecka. Edoardo uczy ją pierwszych słów nie z elementarza, lecz z manifestu ruchu oporu. Nie mówi córce: „bądź grzeczna”, ale „nigdy się nie bój”. Nie ucisza, gdy ona zadaje pytania, nawet trudne. Tosca kocha literaturę i szybko zaprzyjaźnia Orianę z książkami. Mała Fallaci wychowuje się w rodzinie, w której sprzeciw wobec nacjonalizmu i autorytarnego reżimu jest naturalny jak oddychanie. Z siostrami Paolą i Neerą angażuje się w walkę przeciwko faszyzmowi. Dziewczynki dorastają w atmosferze ryzyka, wśród ludzi o niezłomnej odwadze. Kilkunastoletnia Oriana nosi tajne wiadomości. Ukrywa je w skarpetkach, w pasku, pod językiem. Gdy trzeba, dostarcza broń, chowa ją w sałacie. Każda wyprawa to akt nieposłuszeństwa wobec władz, który może się skończyć źle, nawet dla dziecka. Podczas bombardowania Florencji w 1943 r. Oriana z rodziną chowa się w kościele. Boi się. Gdy w oczach 12-latki pojawiają się łzy, ojciec strofuje ją: „Dziewczyna nie powinna płakać”. Przecież wie już, że życie „(…) jest wojną, która powtarza się co dzień, chwile radości to tylko krótkie nawiasy, za które płaci się wysoką cenę”. A wolność to coś, czego się nie ma na zawsze – trzeba ją nieustannie zdobywać.
Wspomina, że w dzieciństwie we śnie przychodziła do niej kobieta z czarnymi skrzydłami. Mówiła: „Pisz. Nie pozwól, żeby świat kłamał bezkarnie”. Może Fallaci to wymyśliła, a może tak objawiło się przeznaczenie? Po wojnie zamierza zostać lekarką, medycyna ją fascynuje, zdaje na studia. Nigdy ich nie skończy – źle znosi zapach prosektorium. Ponoć zaczęła palić papierosy, by pokonać wstręt. Plan B? Już wcześniej, żeby opłacać naukę, musiała pracować. Lubiła pisać, więc w wieku 17 lat idzie do redakcji lokalnej gazety „Il Mattino dell’Italia Centrale”. Przynosi odręczny tekst z dobrym tytułem – zostaje przyjęty. Przepisywała go na maszynie cały dzień, wcześniej nigdy tego nie robiła. Teraz, gdy z medycyną nie wyszło, przyszłość wiąże z prasą. Zaczyna od wiadomości kryminalnych, sądowych.
W 1948 roku opisuje pierwszy pokaz mody Diora we Florencji. Dzieciństwo zahartowało ją i nauczyło być twardą, ma swoje zdanie i nie boi się go wyrażać, gdy się z czymś nie zgadza. Redaktor „Il Mattino” dziękuje jej za współpracę. Oriana wyjeżdża do Mediolanu, gdzie wuj, Bruno Fallaci, prowadzi tygodnik „Epoca”. Z początku zleca jej adiustowanie artykułów, później pisanie tekstów o włoskiej modzie. Gdy wuj przestaje szefować „Epoce”, Fallaci przenosi się do Rzymu, do tygodnika „L’Europeo”. Jej rozmowy z Marcellem Mastroiannim, Ingrid Bergman, Federikiem Fellinim są dobre. Sławnych ludzi nie traktuje z uwielbieniem, punktuje ich słabości. W 1956 roku redakcja wysyła Orianę do USA, by odkrywała sekrety Hollywood. Nie daje się uwieść blichtrowi wielkiego świata, jest chłodna i profesjonalna. Pod koniec lat 50. zakochuje się w dziennikarzu Alfredzie Pieronim, jest w ciąży, ale traci dziecko. Poronienie powoduje komplikacje, związek z Pieronim rozpada się, a jej rozpada się życie. Łyka garść tabletek nasennych, zostaje odratowana dzięki siostrze.
Lata 60. są dla Fallaci przełomowe. Czerwone dywany ją nudzą, choć dobrze wygląda w wieczorowych sukniach. Do życia potrzebuje idei, walki. Dla „L’Europeo” znów rusza w podróż, opisuje los kobiet na Bliskim Wschodzie. Z reportaży powstaje książka Il sesso inutile (Niepotrzebna płeć). W Stanach rozmawia z Neilem Armstrongiem, pierwszym człowiekiem na Księżycu. To lepsze niż opisywanie hollywoodzkich rautów, ale Orianie nie wystarcza. W 1967 roku redaktor naczelny zgadza się, by pojechała do Wietnamu, relacjonować wojnę. Fallaci zostanie tam rok, wróci potem kilkanaście razy. Pole walki to jej żywioł. „Wojna jest jak śmierć. Można ją opisać, ale nie rozumie się jej, póki się nie znajdzie w jej samym sercu” – uważa. Dziennikarka na linii frontu – to określenie do niej pasuje, bo zawsze chce być w centrum wydarzeń. W 1968 roku, podczas masakry na stadionie w Meksyku, zostaje postrzelona. Przeżyła, ale trauma nie opuści jej nigdy i nienawidzi tych, którzy pozwalają, by ginęli niewinni ludzie.
Na wojnie jedyną rzeczą, jaka ma sens, jest nie umierać. Piszę, bo pisanie jest bronią, którą trzymam w rękach – powiedziała w jednym z wywiadów.
Wietnam, Kambodża, Bliski Wschód, Ameryka Łacińska to fronty, na których testuje własne granice. W książce 1968. Od Wietnamu do Meksyku. Dziennik z przełomowego roku Fallaci opisuje, jak absurdalna machina wojenna niszczy życie tych, co giną, i dusze ludzi, którzy przetrwali. Przedstawia ją z różnych punktów widzenia – żołnierzy, którzy w obliczu terroru zapominają o człowieczeństwie, cywilów żyjących w strachu aż do otępienia. „Wojna to pożoga ludzkości, która daje nam nadzieję tylko po to, by ją zabrać. Widziałam to w Wietnamie. Widziałam to w Libanie, w Iraku, w każdej wojnie, o której pisałam. Nadzieja jest tym, co najdroższe, a wojna ją zabiera”.
Dziennikarstwo jest powołaniem Oriany Fallaci. Gdy pracuje, zamyka się na kilka dni w domu, nie je, nie śpi, nie odbiera telefonów. Tylko maszyna do pisania, papieros i ona. Stuka w klawisze Olivetti jak w transie. Pije kawę mocną jak trucizna, rozmawia z maszynopisem, jakby był partnerem. Perfekcjonistka, każde zdanie musi być jak snajperski strzał – celne. Rozmówcy zapamiętują Fallaci do końca życia. Wchodzi do pokoju jak burza. Niewysoka, z papierosem w palcach, spojrzeniem czujnym, ostrym. Nie przeprowadza wywiadów, lecz słowne pojedynki.
Kiedy zaczynam wywiad, jestem jak sztylet, nie zatrzymuję się, dopóki nie trafię w serce – powiedziała kiedyś.
To była jej metoda. Henry Kissinger, amerykański sekretarz stanu, wytrawny dyplomata, poległ w konfrontacji z „włoską furią”. Przyzwyczajony do uprzejmych dziennikarskich formułek jest bezbronny wobec przenikliwości i bezczelności Fallaci, która uważa Wietnam za bezsensowne piekło zgotowane tysiącom ludzi. Po wszystkim Kissinger mówi: „To najbardziej katastrofalny wywiad, jaki odbyłem”. Jej spotkanie z irańskim przywódcą ajatollahem Chomeinim to scena godna opery. Oriana zgadza się włożyć czador, jednak gdy ajatollah zirytowany wypytywaniem o sytuację kobiet mówi, że nie musi zakrywać głowy, bo ten obowiązek dotyczy przyzwoitych muzułmanek, krzyczy: „Chętnie pozbędę się tej głupiej średniowiecznej szmaty!” – i zdziera czador. Chomeini wychodzi, nie może rozmawiać z kobietą, która odsłoniła włosy. Fallaci pyta nie po to, by zdobyć informację, ale by obnażyć i rozbroić mechanizmy władzy. Jak chirurg – z precyzją odcina warstwy próżności, propagandowego bełkotu, sztucznej pewności siebie. Jej styl? Brutalny i uczciwy.
Nie pytam, by było miło. Pytam, by bolało, jeśli musi. Pytam, by było prawdziwie.
Wywiad z Muammarem Kaddafim ukazuje nie tylko dyktatora, ale też chłopca, który chciał zostać bohaterem, a skończył w roli tyrana. Golda Meir, premierka Izraela, okazuje się zmęczoną kobietą, dźwigającą ciężar decyzji o losach kraju. Z Rezy Pahlaviego, szacha Iranu, Fallaci wydobywa człowieka przerażonego zmianą, nierozumiejącego własnego narodu. „Każde pytanie powinno być jak drzwi – jeśli je dobrze uchylisz, zobaczysz pokój, którego nie spodziewałeś się zobaczyć”. Na marginesie notatek często dopisywała słowo: „Samotność”. Tak widzi ludzi władzy.
Nie jest mistrzynią związków. Po Pieronim postanawia, że żaden mężczyzna nie zawróci jej w głowie. W biografii wspominała jednak o kilku namiętnych romansach z reporterami, żołnierzami i pisarzami (bez nazwisk), twierdząc, że jej siła zbyt ich onieśmielała. Ale to nie wszystko na temat Fallaci i miłości. W 1973 roku zakochuje się w Aleksandrosie Panagulisie. Grecki poeta, buntownik próbował zabić dyktatora Papadopoulosa, za co był torturowany i skazany na śmierć. Przesiedział w celi pięć lat, uwolniono go pod naciskiem opinii publicznej. Oriana jedzie na wywiad. Nie ma pojęcia, jak kilkugodzinna rozmowa wpłynie na jej życie. „Jestem zakochana w tobie, ponieważ cię nie potrzebuję” – napisze później w Mężczyźnie. W rzeczywistości potrzebuje Alekosa jak tlenu. Ich związek okazuje się więcej niż trudny – on pije i jest skupiony na polityce, ona nie ma łatwego charakteru. Fallaci, która nigdy nie wyszła za mąż, mówiła o Panagulisie:
On był moim mężem, ale nie potrzebowaliśmy ślubu – związani byliśmy bólem.
Oriana traci ich wspólne dziecko. Ta blizna nigdy się nie zasklepi. W 1976 roku Alekos ginie w wypadku, którego okoliczności są niejasne. Fallaci podejrzewa zamach. Szaleje z rozpaczy, pisze Mężczyznę – książkę, którą nazwała „krzykiem w ciemność”. Requiem. „Nie wierzę już w rewolucję, skoro rewolucja zabiła Alekosa” – wyznała w jednym z wywiadów. Ale nigdy nie przestała walczyć o to, co uważała za słuszne.
Rok 1981. Polska kipi, to tu jest epicentrum europejskich niepokojów. Oriana Fallaci przyjeżdża do Gdańska spotkać się z Lechem Wałęsą. Ona – włoska dziennikarka legenda, uzbrojona w inteligencję, bezkompromisowość, wieloletnie doświadczanie. On – przywódca „Solidarności”, elektryk z boską pewnością siebie i chłopskim sprytem. Fallaci nie kryje fascynacji „Solidarnością”, ale wobec jej lidera pozostaje nieufna. Nie spodobali się sobie. Orianę odrzuca jego buta: „Nie mam kompleksów w stosunku do generałów, premierów ani do pani. Mogę uderzyć pięścią w stół premiera, puścić kantem generała, nie mówiąc mu nawet do widzenia. (…) To ja zadam pierwsze pytanie, ile mogę stracić na tym wywiadzie. Dlaczego mi się pani tak przygląda?”. Odpowiada mu: „Przyglądam się, bo pan jest podobny do Stalina, czy ktoś to panu mówił?”. I chłodno stwierdza, że pytania jednak zadaje ona: „Pan jest człowiekiem z ogromną wiarą, ale czy nie obawia się pan, że wiara może zamienić się w fanatyzm?”. Wałęsa nie waha się: „Wiara to nie fanatyzm. Ja wierzę w Boga, ale wiem, że Bóg nie zwalnia mnie z rozumu”. Fallaci wypytuje o wszystko: o Kościół, kobiety, komunizm. Nawet o wąsy. Wałęsa odpowiada czasem pewnie, czasem wymijająco. Wywiad stał się głośny, ale Fallaci nie była z niego zadowolona. W Polsce porównywano ją do Ryszarda Kapuścińskiego. On mówił o niej z dystansem, doceniając pasję, dziennikarski instynkt, ale był sceptyczny wobec jej metody – „ja” zawsze na pierwszym planie. „Była wielka, gdy słuchała. Była mniejsza, gdy chciała krzyczeć za wszystkich” – uważał. Fallaci pytała, by przeciąć ciszę. Kapuściński pisał, by ją usłyszeć.
W 1990 roku z Włoch przenosi się do Nowego Jorku. Chce spokojnie pisać w nowym domu na Manhattanie. Krótko po przeprowadzce dowiaduje się, że ma raka płuc, nazywa go „obcym”. Leczy się, walczy, zdaje sobie sprawę z zagrożenia, ale palenia nie rzuca. Postanawia podsumować życie książką Kapelusz cały w czereśniach, bierze się do pracy. 11 września 2001 roku, wraz z wieżami WTC, znika złudzenie nietykalności Zachodu, a Fallaci zmienia się z ikony wolnego słowa w fanatyczkę – po publikacji Wściekłości i dumy. Esej, w którym wzywa Zachód do przebudzenia się, ma zwolenników, ale wywołuje lawinę oskarżeń – o islamofobię, sianie nienawiści. Ci, którzy ją znają, wiedzą, że kieruje nią strach i rozpacz.
Gdy świat przestaje rozróżniać dobro od zła, dziennikarz nie może milczeć. Nawet jeśli będzie go to kosztować wszystko – uważa.
Krytycy zarzucają Fallaci, że kategorycznymi osądami zatrzaskuje drzwi dialogu. Uważają, że pisze z nienawiści. Odpowiada, że pisze z miłości – do wolności, do wartości, w które wierzy: „To nie islam mnie przeraża – wyjaśnia – tylko fanatyzm, który czyni z religii broń”. Czuje się samotna, ale nie zmienia tonu. „Nie cofam słów – powtarzam je głośniej” – mówi w jednym z ostatnich wywiadów. Do śmierci przygotowuje się starannie. Chce skończyć Kapelusz... – nie zdąży. Spisuje testament, wydaje dyspozycje w sprawie miejsca spoczynku – cmentarz we Florencji, pogrzebu – skromny, laicki, tego, co ma być wyryte na nagrobku: „Oriana Fallaci. Pisarka”. W 2006 roku leci do Florencji, gdzie w połowie września umiera w Klinice św. Klary. „Odwaga nie polega na tym, by nie bać się śmierci. Odwaga to mówić prawdę, nawet jeśli nikt nie chce jej słuchać”.