To właśnie o niej Joanna Koroniewska, ambasadorka kategorii Selflove naszej akcji #poswojemu powiedziała, że potrafi cieszyć się swoją kobiecością, jak nikt inny i czerpać z życia pełnymi garściami. "Obecnie jestem na takim etapie życia, w którym moje poczucie wartości nie jest uzależnione od opinii innych ludzi", przekonuje Sylwia Gajewska-Stankiewicz i … robi swoje! Choroba, z którą przyszła na świat, nie tylko nie przeszkadza jej realizować się na 100% pod każdym względem: jako kobiecie, bizneswoman, żonie czy matce, ale też okazuje się doskonałym pretekstem do tego, by wspierać inne kobiety, wzmacniać ich pewność siebie i pomagać w nawiązaniu lepszej, przyjacielskiej relacji z samą sobą. Po swojemu i w duchu selflove.
Spis treści
Sylwia Gajewska – 29-latka z Ciechanowa z dyplomem pedagoga. Pomysłodawczyni projektu pierwszej w Polsce agencji modelingowej dla osób z niepełnosprawnością ruchową. Od ponad 13 lat sama staje przed obiektywem aparatu pokazując w mediach społecznościowych, że życie z artrogrypozą nie wyklucza aktywności na własnych zasadach, #poswojemu. Obecnie prężnie działa nie tylko w social mediach, ale także „w realu”: spełnia się jako makijażystka, networkerka i influencerka w ramach profilu @sylwia.gajewska, na którym skutecznie i z niezwykłym wdziękiem łamie wszelkie społeczne stereotypy, z jakimi spotykają się osoby z niepełnosprawnościami.
Kontakt z Sylwią Gajewską-Stankiewicz jest rodzajem przebudzenia: jak dowodzi z poziomu każdego jednego posta, to otwarta głowa bardziej niż sprawne ręce czy nogi pozwala na to, by działać i żyć po swojemu – i to nie tylko w sieci. Nie boi się też głośno mówić o tym, że uprzedzenia i stereotypy są dla niej znacznie bardziej ograniczające niż sama niepełnosprawność. Aktywność zawodową sprawnie łączy z byciem żoną, mamą dwóch małych synków i - jak sama podkreśla - z byciem kobietą – najpełniej i najpiękniej, jak tylko się da. Pod hasłem selflove wspiera też inne kobiety w samoakceptacji i znalezieniu sposobu na to, by okazać ciału miłość i czułość - i potrafi to jak nikt inny! Kocha podróżować i jak sama przyznaje, najpiękniejszą podróżą, którą odbyła i która wciąż trwa, jest ta w głąb siebie.
Co zaważyło na decyzji o działaniu w social mediach #poswojemu i na czym ono dla Ciebie polega?
Dla mnie żyć #poswojemu to żyć w zgodzie ze sobą, nie krzywdząc przy tym innych. Kiedy na świat przychodzi niepełnosprawna dziewczynka, utożsamia się ją tylko z bólem i cierpieniem. Społeczeństwo postrzega ją przez pryzmat barier, odbierając możliwości. Sama od zawsze czułam w sobie wewnętrzny sprzeciw, kiedy ktoś patrzył na mnie z litością. Chciałam od życia czegoś więcej niż współczucia. Idąc na pierwszą sesję zdjęciową nie wiedziałam, że będzie ona początkiem pięknej misji. Wstawiając zdjęcia na Facebooka spotkałam się z komentarzami „jesteś piękna”, „chciałabym mieć tyle odwagi co Ty”, „inspirujesz!”. Pisały do mnie kobiety, które mają wszystko: zdrowie, rodzinę, pieniądze, ale brakowało im jednego – poczucia szczęścia. Szukały go we wszystkim, tylko nie w sobie. Były dla każdego lecz nigdy dla siebie. Nagle okazało się, że pokazując kadry ze swojego życia i dzieląc się swoim postrzeganiem świata pomagam innym w drodze do samoakceptacji, że mam realny wpływ na obraz osoby z niepełnosprawnością w społeczeństwie, że mogę faktycznie żyć #poswojemu, bo mam do tego prawo, samej stawiając sobie poprzeczkę wysoko. Od zawsze przyciągałam wzrok ludzi. Kiedyś postanowiłam sobie, że moja przyjaciółka artrogrypoza będzie moją siłą, a nie kotwicą ciągnącą mnie w dół.
„Odkąd pamiętam chciałam od życia czegoś więcej i choć wielokrotnie czułam, że społeczeństwo patrzy na mnie przez pryzmat moich barier, nie widząc we mnie możliwości, ja wiedziałam, że moim największym ograniczeniem nie jest niepełnosprawność, a mentalność ludzi”, piszesz na swoim Instagramie. Czy masz poczucie, że społeczność, którą zbudowałaś na swoich social mediach pozwala Ci się wyswobodzić z ograniczeń?
Jest jeszcze ogrom pracy, jaką trzeba wykonać w kwestii mentalnych ograniczeń tkwiących w ludzkich głowach. Spotykam się często z komentarzem w stylu: „biedny Tomek, co ona może mu dać”. Ludzie widząc nasz związek postrzegają mojego męża jako „dawcę”, a mnie jako osobę, która tylko bierze. Jest to ogromnie krzywdzące dla obu stron, a Instagram to dla mnie idealne narzędzie do tego, aby zmieniać to myślenie. Z tego powodu stworzyłam ironiczną akcję #ratujmyTomka, wstawiając zabawne zdjęcia z naszej codzienności. Hitem okazał się filmik, na którym Tomek prostuje mi włosy. Moja społeczność uwielbia czarny humor, autentyczność i nasz dystans do siebie.
Z wykształcenia jesteś logopedą, ale zawodowo zajmujesz się m.in. marketingiem. Skąd czerpiesz motywację do podejmowania odważnych życiowych wyborów?
Mam wrażenie, że ja z tą odwagą i głową pełną marzeń przyszłam na świat. Na początku motywacją była chęć pokazania światu i sobie, że dam radę. Z czasem uświadomiłam sobie, że nie muszę nikomu nic udowadniać ani spełniać niczyich oczekiwań. Doradców wokół jest wielu, ale to ja sama najlepiej znam swój potencjał i pragnienia. To, co dla kogoś jest nieosiągalne, dla mnie może być w zasięgu ręki. Nauczyłam się, że obawy innych ludzi nie są moimi. A co do motywacji, to zmienia się ona w zależności od celu. Podejmując decyzję o rezygnacji z etatu i angażując się w biznes online moją największą ambicją było osiągnięcie niezależności finansowej, po to, aby mąż nie musiał wracać na etat, a moje dziecko nie wychowywało się z opiekunkami. Wiele osób próbowało mnie zniechęcić i pukało się w czoło, a ja po prostu robiłam swoje.
„W dzisiejszych czasach dużo łatwiej jest dać się włożyć na siłę w czyjeś za małe ramy niż być sobą. Nie dajcie wcisnąć się w oczekiwania społeczeństwa. Uwierzcie mi, że spełnianie SWOICH marzeń i odnajdywanie przy tym SIEBIE smakuje dużo lepiej, niż bycie wyobrażeniem otoczenia tylko po to, aby się w nie wtopić”, przekonujesz. Działanie na własnych zasadach dużo Cię kosztuje, czy przychodzi naturalnie?
Z wykształcenia jestem logopedą, ale przez rok studiowałam ekonomię, na której byłam nieszczęśliwa. Wybrałam ten kierunek za namową mamy i za każdym razem siedząc na prawie podatkowym patrzyłam w stronę drzwi wyobrażając sobie, jak stamtąd uciekam. I w końcu to zrobiłam. Przyszedł moment, w którym odnalazłam w sobie siłę, aby zawalczyć o swoje, nie czyjeś marzenia i zmieniłam kierunek na pedagogikę ze specjalnością z logopedii. Był to strzał w dziesiątkę! A ta sytuacja była dla mnie lekcją, która nauczyła mnie słuchać własnego serca. Od tego czasu umiem głośno mówić „nie” temu, co mi nie służy i nie jest moją drogą.
Mówisz, że mama od dziecka wpajała Ci przekonanie o tym, że w niczym nie odbiegasz od rówieśników, pozwalała Ci na samodzielności i wzmacniała w ten sposób Twoją pewność siebie. Jaką mamą jesteś dla swoich synów i na co kładziesz szczególny nacisk w ich wychowaniu?
Dzięki temu, że mama pozwalała mi doświadczać i próbować wielu rzeczy, stałam się bardzo świadoma swoich mocnych i słabych stron. Wiedziałam, w czym jestem dobra i nad czym jeszcze muszę pracować. Myślę, że sama do końca nie zdawała sobie sprawy, jak będzie to ważne w mojej drodze do pełnej akceptacji siebie, którą osiągnęłam. W dzisiejszym świecie łatwiej jest wyrosnąć na kogoś zakompleksionego, emocjonalnie niedojrzałego, kto próbuje sprostać wyimaginowanym wymaganiom świata, niż na świadomego, pewnego swojej wartości, wolnego od czyichś oczekiwań człowieka. W wychowaniu synów stawiam na bliskość i tworzenie im przestrzeni na bycie sobą, na naukę nazywania swoich emocji i umiejętność radzenia sobie z nimi ze świadomością, że mają prawo do własnej ekspresji, bez odkładania w sobie „na później”. Jestem mamą, która z wielką uważnością patrzy na potrzeby, pragnienia, radości i smutki swoich dzieci, która zawsze będzie dmuchać w ich skrzydła, zachęcając do wznoszenia się po swoje, nie czyjeś marzenia. Bardzo chcę dać im to, czego ja w pełni nie miałam - normalne dzieciństwo, które sama spędziłam w szpitalnych murach na turnusach rehabilitacyjnych.
W wywiadach wspominasz, że jako dziecko nie doświadczałaś dokuczania ze strony innych dzieci w związku z chorobą. Czy przestrzeń online, którą tworzysz dla swoich obserwujących także jest wolna od przykrości? Jak jest Twoja społeczność?
Uważam, że żyjemy w społeczeństwie, które nie lubi tego, jak ktoś osiąga sukcesy. Umiejętność cieszenia się z czyjegoś szczęścia jest wskaźnikiem zadowolenia z własnego życia, a jeśli wskaźnik ten jest niski, to przestrzeń online jest idealną do tego, aby poprawić sobie samopoczucie, wylewając swoje frustracje na innych. Niedawno ścięłam włosy i zmieniłam kolor. W wiadomościach prywatnych wylała się na mnie fala hejtu, na którą odpowiedziałam, że to nie grzywka jest za krótka, a życie - na branie go zbyt serio. Obecnie jestem na takim etapie swojego życia, w którym moje poczucie wartości nie jest uzależnione od opinii innych ludzi. Prowadząc konto lifestyle’owe otwieram obserwatorom drzwi do swojego prywatnego życia. Zapraszam ich na wspólną kawę, przy której możemy pogadać o macierzyństwie, o jego pięknych i trudnych stronach, na przyjemne tematy urodowe, ale też poruszyć ważne, potrzebne, dotykające kobiecości i samoakceptacji, kwestie. Gdzieś w tym wszystkim jest moja niepełnosprawność, która nie jest czymś, co dzieli, ale przeciwnie, uzmysławia, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Stworzyłam piękną społeczność, z którą każdego dnia chcę „usiąść do stołu” i jak z dobrą koleżanką pogadać o życiu.
Od niedawna jesteś ambasadorką marki kosmetycznej, pracujesz jako fotomodelka. Piszesz też dużo o wdzięczności względem własnego ciała za trudy, jakich doświadczyło i cud dwóch ciąż. Jaki aspekt swojej kobiecości lubisz najbardziej i jak go celebrujesz? Jak rozumiesz pojęcie selflove?
Moje ręce są krótkie, małe i nienaturalnie ułożone, a mięśnie zbyt słabe żeby podnieść bez wysiłku kubek z wodą. Miałam dwa wyjścia: mieć żal i zamknąć się w czterech ścianach, unikając wzroku ludzi lub zaprzyjaźnić się z artrogrypozą i zaakceptować siebie, tym samym dając sobie szansę na życie, a nie tylko przeżycie. Podjęłam decyzję. Pokochałam swoje ciało dając mu pozwolenie na bycie takim, jakie jest. Bez oczekiwań i wyrzutów, bez presji. Moje ciało przeszło wiele bólu, dwukrotnie było domem dla moich dzieci i dało z siebie wszystko. Zasługuje na mój szacunek. Dwie ciąże pozostawiły po sobie pamiątki w postaci blizny po cesarskim cięciu, rozstępów i dodatkowych kilogramów. Paradoksalnie nigdy nie czułam się bardziej kobieco niż teraz, będąc mamą dwójki dzieci. My kobiety, zostając mamami, często zapominamy o sobie i swoich potrzebach. Jesteśmy dla innych, a nie dla siebie, stając się zmęczone i sfrustrowane. Wtedy nawet bardziej niż zwykle ważne jest pielęgnowanie miłości do samej siebie. Dla mnie selflove oznacza patrzenie na siebie z miłością. To powiedzenie sobie „jesteś ważna”. To otaczanie się ludźmi, przy których nie czuje się za gruba, zbyt chuda, niewystarczająca. To obdarzanie siebie wyrozumiałością i bycie wolną od oceny innych.
Praca zawodowa, która łączysz w wychowaniem maluchów musi być nie lada wyzwaniem. Masz sprawdzone patenty na to, by doładować baterie i poradzić sobie z obciążeniem, stresem?
Moim patentem okazał się Multi Level Marketing. W decyzji o rezygnacji z etatu i rozpoczęciu działalności w branży e-commerce kierowałam się przede wszystkim kwestią możliwości zorganizowania sobie pracy tak, by nie kolidowała z życiem rodzinnym. Priorytetem dla mnie był czas dla nas i dla dzieci. Nie reprezentujemy z mężem klasycznego modelu rodziny, w którym to kobieta zajmuje się domem i dziećmi, a mąż pracuje. U nas jest odwrotnie. Angażując się w biznes online chciałam przede wszystkim uzyskać niezależność finansową po to, by mój mąż nie musiał iść na etat. Dzięki temu łączenie życia rodzinnego i zawodowego wychodzi nam świetnie. Doskonale się z mężem dopełniamy, dzieląc się obowiązkami. Kiedy ja robię makijaże, Tomek zabiera dzieciaki np. na spacer, a kiedy biorę udział w jakiejś sesji zdjęciowej czy spocie, wsiadamy całą rodziną w samochód i jedziemy tam razem. Wszystko da się ze sobą połączyć, kiedy jest się wspierającym zespołem. Gdy zawodowo robi się intensywniej, korzystamy z pomocy opiekunki lub pomocy mojej mamy i robimy coś tylko dla siebie, ładując baterie poza domem.
Publikujesz wiele wpierających kobiety treści. Jak sądzisz, z czego wynika brak ich wiary w siebie i nieumiejętność docenienia się? Czy masz poczucie, że działając w sieci masz na nie realny wpływ?
Myślę, że najczęstszą przyczyną są doświadczenia z dzieciństwa. Jeśli dorasta się w domu, w którym było się źle traktowaną, nie miało się własnego zdania i często słyszało się wyzwiska pod własnym adresem, trudno o stabilne poczucie własnej wartości. Potem idzie się do szkoły, w której jest się wciśniętym w pewne ramy i ocenianym według krzywdzących kryteriów. W dorosłym życiu wcale nie jest lepiej. Ciągle porównujemy się z innymi, a to, co widzimy w mediach nabiera szczególnego znaczenia: widzimy piękne, zawsze uśmiechnięte i wypoczęte kobiety sukcesu, z wyjątkową karierą i do tego wspaniałymi, grzecznymi dziećmi. Nie zdajemy sobie sprawy, że to wszystko jest wykreowane, że prawdziwe życie takiej kobiety z ekranu jest zupełnie inne i chcąc nie chcąc porównujemy się do nieistniejącego ideału. Działając w sieci #poswojemu mam poczucie, że realnie wpływam na kobiety i sposób, w jaki postrzegają siebie, dlatego najważniejsza jest dla mnie autentyczność.
„Małżeństwo/związek to wspólnota. Wspólne dzieci i wychowanie ich. Wspólny dom i obowiązki. Wspólne pranie i wspólny głód. Wspólny pies czy kot. Wspólne troski i radości. Wspólne dopełnianie się w codzienności i wsparcie. Czasem wspólny brak sił”. Czujesz, że młode dziewczyny w związkach potrafią złapać balans, równowagę w wypełnianiu partnerskich ról, czy wciąż jest to zagadnienie, która wymaga edukacji?
To już nie są czasy, kiedy mąż wraca wieczorem z pracy, kładzie się na kanapie, a „wypoczęta” żona po całym dniu „nic nierobienia” z trójką małych dzieci, biegnie z zimnym piwem i uśmiechem na twarzy. Choć my, kobiety, jesteśmy uczone przez nasze mamy i babcie, że pranie, gotowanie, sprzątanie i opieka nad dziećmi to głównie nasze obowiązki, coraz więcej z nas idzie po rozum do głowy i zdaje sobie sprawę, że nie jest koniem w zaprzęgu, a dom to wspólnota, którą tworzą dwie osoby, dzieląc się obowiązkami. Coraz więcej kobiet, zwłaszcza mam, chce się rozwijać i być niezależnymi finansowo, choć nie wszystkie mają siłę przebić się przez nałożone na nie ramy. Wiele z nich boi się oceny otoczenia i koło się zamyka. Moim zdaniem mężczyźni mają wiele do zaoferowania w ognisku domowym, jeśli tylko damy im szansę. Zamiast myśleć, że wszystko zrobimy najlepiej same.
Na hasło: "Myślę, że jako osoba niepełnosprawna powinnaś wyglądać skromniej" reagujesz zdecydowanie, buntem, czasem bez cenzury. Kiedy nauczyłaś się jasno stawiać granice? To był proces, czy coś, z czym przyszłaś na świat?
To był oczywiście proces. Kiedyś podeszła do mnie kobieta i zaczęła oglądać i dotykać moich rąk, jak gdyby były eksponatem na wystawie. Przekroczyła moją osobistą strefę komfortu, a ja nie odezwałam się ani słowem. To było okropne doświadczenie. Dziś nie pozwoliłabym na cos takiego.
W social mediach działasz już 13 lat! Co na przestrzeni czasu się zmieniło, co najbardziej Cię zaskoczyło?
Zmieniło się na pewno to, że takich osób jak ja w przestrzeni mediów społecznościowych jest znacznie więcej, co mnie bardzo cieszy, bo nasz wspólny głos na tematy tabu jest dużo głośniejszy. W mediach można zobaczyć też dużo więcej kampanii dotyczących choćby seksualności i rodzicielstwa osób z niepełnosprawnościami. Chcemy być widoczni! Normalizujemy te zagadnienia i oswajamy społeczeństwo z tym, że jesteśmy.
Jesteś niepoprawną optymistką! To u Ciebie najczęściej można przeczytać hasło w stylu „kolejny idealny dzień na podbijanie świata”. Co jeszcze sama chciałabyś osiągnąć?
Ja i moje marzenia potrafimy być bardzo spontaniczne. Ostatnio po koncercie pomyślałam, że chciałabym chodzić na naukę śpiewu. Nie czekając długo podeszłam do znajomego, który uczy śpiewać i... zobaczymy co z tego będzie! Płyty pewnie nie wydam, ale zrobię coś dla siebie, popracuję trochę przeponą i będę się świetnie bawić! W moim sercu jest jeszcze marzenie podróżowania, poznawania nowych kultur, smaków, widoków i... pierwszego w moim życiu lotu samolotem.