Wellbeing

Wrzuć na luz! Czy Ty też jesteś meteopatką?

Wrzuć na luz! Czy Ty też jesteś meteopatką?
Fot. iStock

Z roku na rok nas przybywa. Co ciekawe, pogoda wpływa na samopoczucie głównie…w dużych miastach. Może za bardzo się nią przejmujemy?

Z prognoz biometeorologicznych korzysta coraz więcej Polaków. Taki serwis ma prawie każda stacja telewizyjna i prawie każdy portal informacyjny. Oferta wciąż się rozszerza. Podczas jednak gdy my ściągamy nowe aplikacje biometeo na smartfony, naukowcy wciąż spierają się, czy meteopatia w ogóle istnieje. Czy nie jest wymysłem spryciarzy z koncernów farmaceutycznych wietrzących zyski? A może idealnie wpisuje się w nasze współczesne przewrażliwienie na punkcie zdrowia? 

Bo rzeczywiście  nie znajdziemy meteopatii na liście chorób Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Nie ma też badań, które udowadniałyby bezpośredni wpływ pogody na zdrowie człowieka. Najwięcej powie nam na ten temat pewien eksperyment naukowców z Instytutu Balneologii i Klimatologii w Monachium. Zamknęli oni grupę meteopatów w odosobnieniu i poprosili, by na podstawie obserwacji wyłącznie własnego samopoczucia próbowali określić, jaką mamy aktualnie aurę? Wyż czy niż? Słońce, deszcz? Wyniki były kompletnie nietrafione. Wygląda więc na to, że pogoda wpływa na nas dopiero, gdy ją widzimy za oknem.

40 minut, codziennie

Jeszcze w połowie XX wieku pogodowych wrażliwców było w Polsce tylko 30 procent. Gdy u progu nowego millenium Instytut Meteorologii powtórzył badania, okazało się, że na wsi niewiele się zmieniło. Za to w Krakowie, Białymstoku i Warszawie liczba meteopatów podwoiła się, a gdzieniegdzie przekroczyła 80 procent!

Tajemnica wrażliwości mieszczuchów tkwi w komforcie codziennego życia: toczy się ono w pomieszczeniach. Przemieszczamy się samochodami, nawet zakupy robimy często w klimatyzowanych galeriach handlowych. Im mniej żyjemy na „łonie natury” tym bardziej stajemy się wyczuleni na negatywne odczucia związane z aurą. Wydelikaconym mieszczuchom eksperci polecają 40 minut na świeżym powietrzu codziennie, bez względu na pogodę. Obliczyli, że tyle wystarczy, żeby z powrotem zahartować organizm i przywrócić mu naturalną odporność na pogodowe bodźce.

Zwal winę na deszcz

Pisarka Anna Applebaum powiedziała w jednym z wywiadów, że śmieszy ją przeświadczenie Polaków o wpływie hektopascali na samopoczucie: -„Jeśli ktoś ma z czymkolwiek problem, to jest to oczywiście wina ciśnienia”. 

Czy pogoda jest dla nas wygodną wymówką? Z psychologicznego punktu widzenia to możliwe. Współczesny świat wymaga od nas bycia w dobrej formie przez cały czas – przydaje się taki wybieg od przymusu ciągłej efektywności.

Czasem potrzebujemy po prostu posmucić się w czasie deszczu i zwalić winę na atmosferyczny niż. To nam dobrze robi i nie musimy się z tego powodu wstydzić.

Z drugiej strony, jak przypomina klimatolog Rafał Maszewski mamy w Polsce tzw. pogodę bodźcową (zmienny klimat, częste wymiany mas powietrza, przemieszczanie się frontów atmosferycznych). Do Polski docierają wszystkie masy powietrza występujące na świecie prócz równikowego – a więc arktyczne, zwrotnikowe, nawet to znad Sahary, morskie, polarne i kontynentalne znad Rosji. - Statystyki medyczne pokazują, że ludzie osłabieni, chorzy na reumatyzm, astmę, czy choroby układu krążenia rzeczywiście reagują na niekorzystne warunki pogodowe: generują one więcej przypadków zawałów czy omdleń – twierdzi klimatolog i dodaje, że lekarze biorą pod uwagę biomet planując np. terminy operacji. Oni też przejmują się hektopascalami, mimo że meteopatia nie jest jednostką chorobową.

Nie zazdrość Włochom słońca

Wierzymy, że gdybyśmy mieli takie łagodne zimy jak Grecy, ba, wieczną wiosnę jak Kalifornijczycy –  bylibyśmy bardziej uśmiechnięci i szczęśliwi. Przeświadczenie o wpływie klimatu na poczucie szczęścia jest tak powszechne, że ulegają mu nawet naukowcy. Oczywiście ci z krajów o deszczowej i chłodnej aurze. Brytyjscy uczeni byli bardzo zdumieni wynikami własnych badań: okazało się, że klimat nie ma bezpośredniego wpływu na poczucie szczęścia.  Zadowolenie z życia mieszkańców Kalifornii i ponurego North West England są dosłownie identyczne!  - Ludzie szybko przyzwyczajają się do słońca i przestają zauważać jego dobroczynny wpływ już po kilku miesiącach – skomentował wyniki kierujący badaniami psycholog, prof. Paul Dolan.  Jego słowa potwierdzają również raporty najszczęśliwszych krajów świata ONZ – Włosi, Grecy, którym tak zazdrościmy klimatu, są w tym rankingu szczęścia o kilka miejsc za nami. W czołówce od lat - państwa skandynawskie, szczególnie Dania, a ostatnio Finlandia. W tej pierwszej pada 171 dni w roku, a średnia temperatura w lecie to 17 stopni. Drugą nie bez kozery nazywa się krainą półmroku – zima trwa tu od października do początku maja...

Wystarczy jeden piękny dzień

Najlepiej czujemy się podczas pogody wyżowej. Ale co ciekawe, wcale nie wtedy, gdy towarzyszy jej mocne słońce. Wolimy, gdy niebo jest nieco pochmurne.

Są dowody na to, że samo słoneczne światło minimalizuje frustrację, uczucie irytacji i podnosi optymizm – ale te pozytywne efekty gwałtownie spadają, gdy robi się zbyt gorąco.

Badania pokazują, że codzienna piękna pogoda wcale nie przyczynia się do poczucia szczęścia. Okazało się, że znacznie lepiej na nastrój wpływa coś, co my, Polacy znamy doskonale – nagła zmiana aury. Po serii posępnych dni – słoneczny ranek. Wystarczy jeden wyjątkowo ciepły lub jasny dzień po serii chłodniejszych lub ciemniejszych, by większości z nas samopoczucie poprawiło się - jak po zastrzyku pozytywnej energii.

I niech wiatr rozczesze ci włosy

Życie w zgodzie z prognozami biometeo jest skomplikowane. Idzie wyż – obniżaj ciśnienie, nie pij kawy, nie sól, jedz ryby, zielone warzywa i banany. Idzie niż – kawa z mlekiem, kawałek czekolady, wieczorem węglowodany (najlepiej kasza) i spacer. To nie koniec, bo po niżu zwykle przychodzi ciepły front – wskazana sauna, aerobik, joga. Zbliża się chłodny front – pomoże witamina B, magnez i naprzemienny prysznic. Sprawdzam biomet prawie co rano, ale nie jestem w stanie nadążać za tymi instrukcjami. Czy którejkolwiek z nas uda się to na dłuższą metę? W naszym rozhuśtanym klimacie, wśród susz, powodzi i wichur, stałybyśmy się niewolnicami pogody i obserwacji swojego samopoczucia. Oczywiście, jesteśmy częścią natury i – czy tego chcemy, czy nie, wpływa ona na nasze reakcje. Mamy receptory, które odbierają zmiany temperatury, wilgotność powietrza, siłę wiatru i natężenie światła. Ale nie chorujemy z powodu pogody – co najwyżej nasila ona dolegliwości, które już mamy.

Dopóki więc nie jesteśmy chorzy, póki nie powali nas reumatyzm, a cholesterol nie zatka naszych żył – uczmy się raczej żyć w pogodzie, niż się z niej leczyć.

Deszcz, który pogarsza humor i zaostrza bóle w stawach, sprowadza też głęboki sen i jest zbawieniem alergików. Śnieg to utrapienie komunikacyjne, ale uspokaja i poprawia nastrój.  Każda pogoda ma swoje dobre strony. Wyjdźmy na dwór, nawet kiedy wieje. Wiatr, który podnosi poziom adrenaliny i przyspiesza tętno, rozwiewa też smog i redukuje emisje gazów cieplarnianych. Dawniej mówiono, że wywiewa również smutki z głowy. Niech potarga nam włosy. 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również