Gdyby nie ona, dalej siedzielibyśmy w jaskiniach. Jednak ambicja potrafi szkodzić – mówi coach Maciej Bennewicz.
Mówi się, że ambicja popycha nas do rzeczy wielkich i jest dopingiem do rozwoju w naszym życiu.
Maciej Bennewicz: Tak, współczesna psychologia przynosi coraz więcej dowodów na to, że bez ambicji nie jesteśmy w stanie wzbić się ponad przeciętność. Psychologia opisuje ambicję z jednej strony jako poczucie osobistej wartości, dumy, godności, z drugiej jako wewnętrzny motywator, chęć dążenia w kierunku aspiracji, pragnienie sukcesu. To drugie jest bardzo ważne, bo bez tego pragnienia jesteśmy skazani na frustrację.
Dlaczego?
Znany amerykański psycholog Martin Seligman, jeden z twórców psychologii pozytywnej twierdzi, że mamy potrzebę przyglądać się co jakiś czas swoim projektom życiowym i interpretować je jako sukcesy. Jeśli tego nie zrobimy, możemy mieć poczucie pustki, a nawet zawodowego wygaszenia.
Robię różne rzeczy, ale mnie to jakoś nie cieszy. Ani te pieniądze, ani ten biznes, ani to że dostałam tę prestiżową pracę. Ile z nas tak myśli?
Zajmujemy wysokie stanowiska, pełnimy ważne funkcje, ale nie cenimy tego. Ambicja gaśnie. Potrzebujemy reinterpretacji. Zdarza się, że jej wyzwalaczem są czyjeś słowa: „Wow, pracujesz na Domaniewskiej w Warszawie, a ja haruje za średnią krajową na prowincji”. I nagle przyglądamy się naszym dokonaniom na nowo, nazywamy swój sukces sukcesem.
A co, jeśli dochodzimy do wniosku, że osiągnęliśmy za mało w stosunku do włożonego wysiłku? Taki negatywny bilans często się chyba zdarza.
Jasne, że tak. Jeden z wybitnych amerykańskich psychologów Tal Ben-Shahar z Harvardu odkrył, że są cztery postawy jakie przyjmujemy wobec szczęścia i sukcesu. Po pierwsze ogromna część z nas została ukształtowana przez współczesną kulturę zachodu w systemie odroczonej gratyfikacji. Od dzieciństwa słyszymy: teraz musisz się podporządkować, powstrzymać, a jutro przyjdzie nagroda. Postaraj się a kiedyś dostaniesz podwyżkę, awans. Spłacaj, a kiedyś samochód będzie twój.
Co w tym złego? Są badania z których wynika, że ludzie, którzy potrafią odraczać gratyfikację są w życiu szczęśliwsi.
Tak, o ile nagroda przychodzi. Ale jeśli jest zawsze odraczana, a w dodatku okazuje się manipulacją i po staraniu wcale nie osiągamy obiecanego sukcesu? Wówczas zmierzamy ku poczuciu: wszystko na nic, nigdy się nie dorobię, nie uzyskam wymarzonego statusu. To gasi ambicję. Rozczarowani, zmęczeni nieskutecznym staraniem ludzie wybierają drugą postawę, przeciwną - hedonizm. Tu i teraz chcę dostać gratyfikację: materialną, seksualną, kulinarną. Każdą. Stąd się bierze ta obecna wielka popularność szybkiego seksu, używek, słodkiego jedzenia – z pragnienia natychmiastowej gratyfikacji. Wiele młodych osób mówi: nie dam się zaprząc w system mainstreamowo-korporacyjny, żeby obudzić się po czterdziestce z niczym. Chcę żyć tu i teraz.
To nie sprzyja ambicji.
Nie ma jej tu wcale. Nie ma też sukcesu, bo on wymaga dążenia. Jest skupienie na doraźnych przyjemnościach. Tal Ben Shahar wymienia też trzecią postawę, nihilizm: cokolwiek zrobię dziś czy jutro, ile nie zainwestuje i tak nic nie wyjdzie, bo życie jest smutne i niesprawiedliwe. Jeśli nie widzi się szans na poprawienie losu – wtedy też nie ma ambicji.
A czwarta postawa?
Odwołuje się do odroczonej gratyfikacji nie głusząc jednocześnie hedonistycznej części naszej natury i jest zgodnie uznawana przez badaczy za najkorzystniejszą dla realizowania ambicji. To poczucie: pracuję, robię to co lubię i mam przewidywania, że tak samo będzie za miesiąc, za dwa, za rok. Zadowolenie z powodu tego, co robię jest tak duże, że koszty (psychiczne i materialne) są niewielkie. Ta postawa wyzwala ciśnienie na ambicję. Oczywiście pod warunkiem, że co pewien czas przeprowadzamy reinterpretację swojego sukcesu, zastanawiamy się co on da nas oznacza.
Wydawało mi się, że to brak napędza ambicje.
Nie, brak może przecież prowadzić do nihilizmu, utraty motywacji. Badania pokazują, że ludzie czują się wewnętrznie zmotywowani, kiedy szukają, rozglądają się, wałęsają, myszkują, badają, tropią szanse, okazje.
Ambicję napędza mechanizm szukania. Jestem ciekaw, sięgam wyżej, chcę wiedzieć dlaczego, interesuje mnie co tam jest dalej, wyżej.
Jako dzieci, przynajmniej w moim pokoleniu lubiliśmy się włóczyć, jak psiaki, wracając do domu tylko gdy byliśmy głodni. Dziś dzieciaki wałęsają się po centrach handlowych z tego samego powodu – z potrzeby uruchamiania w sobie motywacji, dążeń, kreatywności. Gdy szukasz pojawia się flow: czas mija nie wiadomo kiedy, a ty płyniesz.
A chora ambicja? Nadmierna, niedostosowana do możliwości. Skąd się ona bierze?
Stoi za nią mechanizm działań zastępczych, kompensacji. Jeśli mam deficyty i traumy, będę próbował redukować związane z nimi napięcia podejmując działania zastępcze, które pomogą mi zrekompensować mój problem, albo go ukryć. Sama kompensacja nie jest niczym złym, to bardzo piękna ludzka możliwość. Weźmy osoby niepełnosprawne - wydawałoby się, że do gry w koszykówkę potrzebujesz zdrowych nóg, a oni udowadniają, że można na wózku. Albo Jaśka Melę, który z protezą ręki i nogi przeszedł biegun północny i południowy w jednym roku. Taka kompensacja wyzwala zdrową ambicję, która nas dźwiga ze smutków, zwątpień. Jednak czym innym jest osiągnąć sukces mimo deficytu, a czym innym próbować ukrywać defekt, chowając go przed innymi i sobą samym, używając rozmaitych osiągnieć jak parawanu. Pracowałem kiedyś z menedżerem, który pewnego dnia na sesji mówi mi, że właśnie załatwia kredyt na drogi, luksusowy samochód. Pytam go, po co? Ma przecież dobry samochód służbowy. A on całe życie tak funkcjonował: największy dom w wiosce, najszybszy motocykl, największy betonowy grill. Był świetnym menadżerem, wysoko ocenianym, najlepszym w regionie. A dlaczego? Dlatego, że był chłopakiem, który nie zrobił matury. W technikum szło mu kiepsko, zawsze był uznawany za gorszego, biedniejszego i nauczył się, by wszystkie szanse jakie dostawał od losu wykorzystywać na maksimum. I przeginał. Skłócił się z rodziną, zerwał kontakty, harował jak wół i kupował. Bo jedyny pomysł, który miał, to imponować. By uznali go za najlepszego. Za człowieka bez defektu.
Chora ambicja to podejmowanie działań, które zasłonią przed innymi ale i przed sobą samym mój deficyt, brak, coś - czego się wstydzę.
Takie historie dobrze obrazuje koncepcja cienia Carla Gustava Junga. Cień jest nieuświadamianym deficytem, błędem, traumą. Można go ukryć w piwnicy, zamknąć drzwi, ale on nadal tam jest. Mój menedżer chciał przykryć swój brak matury i pochodzenie z mazowieckiej wioski - audi Q7.
I nie zauważył, że to niepotrzebne, bo od dawna jest doświadczonym fachowcem?
No właśnie, nie zauważył. Ukrywając swój defekt wciąż czuł się niedouczonym osiemnastolatkiem próbującym zdobyć uznanie otoczenia szybkim motocyklem. Tak, jak mówiłem: jeśli co jakiś czas nie przeprowadzimy reinterpretacji własnych sukcesów, nie przemyślimy od nowa swoich osiągnięć, jesteśmy skazani na powtarzanie wzorców.
W tym wypadku stereotypów, starych jak nasz cień.
Coach może pomóc poradzić sobie z utknięciem w starych schematach?
Może. W coachingu ważna jest kategoria użyteczności. Czy to jak myślisz, jak działasz, pozwala ci osiągać sukces – to jest pytanie, które powinniśmy sobie częściej zadawać.
I co robić, gdy odkryję, że się myliłam?
Błędy są informacjami, po których należy dokonać korekt. Tak nie powinienem działać, bo efekt nie przychodzi, muszę to zrobić inaczej. Zredefiniować sukces, wejść na ścieżkę szukania. Nie uciekać, nie wycofywać się, bo jak mówi Seligmann – potrzebujemy sukcesów. Bez nich nasze życie jest jałowe. Potrzebujemy się angażować i przeżywać flow, bo to nas napędza.
Maciej Bennewicz –dyrektor Norman Benett Academy, kształcącej zawodowych coachów, pisarz, socjolog. Wykładowca coachingu na SGH i w WSM w Warszawie. Doświadczony coach i psychoterapeuta, autor min. „Coaching i mentoring w praktyce”.