Wywiad

Andrzej Seweryn: "Nawet widząc wszechmocne, wszechobecne i wieczne zło, cieszę się każdym dniem"

Andrzej Seweryn: "Nawet widząc wszechmocne, wszechobecne i wieczne zło, cieszę się każdym dniem"
Fot. Szymon Szcześniak

Liczymy razem: na scenie i przed kamerą występuje od 56 lat. Ciągle na szczycie. Właśnie powstał film o nim, więc można pomyśleć, że nadszedł czas na podsumowanie. Nic podobnego. Andrzej Seweryn wciąż chce aktorsko ryzykować, eksperymentować. Jest mistrzem i uczniem jednocześnie. Pokorny, ale zachłanny. Przyciąga i intryguje...

Kraków, festiwal Off Camera, spotkanie z twórcami filmu Kos. Bartosz Bielenia z rozbrajającą szczerością opowiada, że poczuł się mocny w roli, dopiero gdy zetknął się na planie z Andrzejem Sewerynem. Choć scena była dyskomfortowa – Seweryn, czyli Duchnowski, po prostu na niego… zwymiotował, tak było w scenariuszu. Dawid Ogrodnik, wspominając współpracę na planie "Rojsta", przywołuje widok pana Andrzeja, który zmienia normalne buty na żółte adidasy i nagle ubywa mu lat, dystans topnieje… Młodzi to o nim wiedzą: chce być aktorem partnerem. 

Andrzej Seweryn o grze z młodymi aktorami

Pan dobrze, ciepło mówi o młodych aktorach, reżyserach. Jaką wartość mają dla pana kontakty z nimi?

Muszę zaznaczyć: potrafię być dla nich surowy. To nie tak, że w swoim pragnieniu współistnienia z młodszymi artystami jestem dziadkiem, który kiwa głową, przytakując wszystkiemu, co się wokół niego dzieje. To jest wymiana. Z jednej strony mam nadzieję, że im się do czegoś przydaję. Choć nie śmiem powiedzieć, że „czerpią” ode mnie. A z drugiej dzięki nim nie tracę kontaktu z ich rzeczywistością. Chcę z nimi rozmawiać i dowiadywać się o ich świecie. Bo tkwię w swoim – z moją przeszłością, wrażliwością, wykształceniem. Chcę wysysać z nich to, co pokazują jako aktorzy: Dawid Ogrodnik znakomity w "Chce się żyć" czy jako ksiądz Kaczkowski, Łukasz Simlat w "Rojście" i "Kosie", Kuba Gierszał wspaniale grający w "Doppelgangerze" – ich akty artystyczne są dla mnie inspiracją. 

Andrzej Seweryn o wieku

Granica wieku się zaciera?

Wydaje mi się, że w sztuce nie ma wieku, doświadczenie nie przesądza o niczym. Nie uważam, że ktoś jest aktorem mądrzejszym, bo starszym. Spotyka się dwóch artystów, rozumieją się, współpracują. I kropka. 

W tym sensie można powiedzieć, że aktor może być… niemetrykalny?

Nigdy o tym nie pomyślałem. Ale tak! „Niemetrykalny” to genialne określenie. A wie pani, z czym mi się to kojarzy? Z odrealnieniem. Mam w repertuarze monodram Szekspir forever. Jest tam długi fragment, na którego początku i końcu udaję staruszka. A w środku pokazuję publiczności Julię z Romea i Julii, która ma lat 14, choć z tekstu Szekspira wynika, że to dojrzała kobieta. Wtedy dokonuje się prawdopodobnie ten akt odrealnienia. Publiczność to lubi. Tak… „Niemetrykalny”… Ciekawa kwestia.

Jest cienka linia między tym a innym słowem: „niezatapialny”. Niektórym ludziom obce jest wyobrażenie własnego końca, wizja wycofania się np. z zawodu. Pana to dotyczy?

Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie odsyła mnie do pewnego wspomnienia. Mój ukochany Andrzej Wajda. W trakcie jednego z naszych spotkań pokazał mi zapisaną odręcznie kartkę. Było tam osiem, może dziesięć tytułów sztuk teatralnych. Andrzej powiedział: „To muszę wystawić, a potem mogę odejść”. W tym planie była perspektywa śmierci, prawda? Ona nie jest moja. Aktorzy często mówią, że w starości muszą zagrać rolę króla Leara. Los mi to dał, zagrałem go w inscenizacji Jacques’a Lassalle’a. Teraz Lear do mnie wrócił, ale już nie w asyście 30 innych postaci. Z Karoliną Rozwód, byłą dyrektorką Teatru Starego w Lublinie, i reżyserem Januszem Opryńskim postanowiliśmy zrobić monodram – Lear w momencie śmierci przypomina sobie swoje życie. Ale nie nadaję tej roli kontekstu własnego odchodzenia. Myślę, że o moim pożegnaniu z zawodem zadecyduje ciało, które się starzeje. To ono będzie wyznaczało granice. 

Jakie są pana emocje z tym związane? Budzi się lęk?

Nie. Ja się z tym pogodziłem, to jest naturalne. Gdybym miał się denerwować na moje biodra, kolana, stopy, oczy, byłbym masochistą. W tym sensie jestem zaprzyjaźniony z ciałem. Będę go słuchał. Po drugie granice wyznaczą również reżyserzy, producenci. Wiem, że w pewnym momencie przestanę mieć tyle propozycji czy takie propozycje, jakie mam obecnie. I moja praca aktorska będzie dużo skromniejsza. 

Kiedy wspomniał pan o Learze rozliczającym się z życiem, przypomniała mi się scena z "Nieobliczalnej". Stefan wyznaje synowej: „Tyle spieprzyłem…”, a ona uśmiecha się: „Nawet jeśli, to nie wszystko”. Prywatnie jest pan skłonny do bilansów?

Są takie sfery, w których jestem dla siebie kompletnie bezlitosny i taki pozostanę. Ale najważniejsze: kocham moją żonę, dzieci, wnuki, wnuczki. Kocham mój zawód, w gruncie rzeczy kocham świat. Nawet widząc wszechmocne, wszechobecne i wieczne zło, cieszę się każdym dniem. 

 

Andrzej Seweryn o rodzinie

Za cztery dni ma pan urodziny. Co chciałby pan dostać w prezencie?

Och… Trudne pytanie. A nie, już wiem: uśmiech żony! 

Cały wywiad można przeczytać w lipcowym wydaniu Twojego STYL-u.

okladka bez kodu TS07_2024 RGB

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również