Spotkali się przed trzydziestką, kiedy oboje byli gotowi na poważny związek. On studzi jej kipiące czasami emocje, a ona tworzy mu prawdziwy dom. Ania Starmach i Piotr Kusek – tradycjonaliści w dobrym tego słowa znaczeniu.
Ania Starmach: Wierzę w związek na całe życie. Zawsze chciałam mieć jednego męża i dzieci, ale realną chęć założenia rodziny poczułam dopiero wtedy, gdy poznałam Piotra. Wcześniej miałam obawy i lęki. Poznaliśmy się w Krakowie sześć lat temu. Szczegóły niech pozostaną naszą słodką tajemnicą. Na pierwszą randkę, co do dzisiaj sobie wyrzucam, przyszłam przed czasem. Nie mogłam choć raz w życiu się spóźnić?! Usiadłam przy stoliku i stresowałam się, czekając na niego. Zjawił się punktualnie. Umówiliśmy się na kawę, ale rozmawiało się tak dobrze, że poszliśmy na kolację do restauracji, a na koniec spacerowaliśmy nocą w deszczu. Spodobało mi się, że był ciekawy mnie jako człowieka, a nie kogoś z telewizji. Okazało się już wtedy, że Piotrek jest świetnym słuchaczem.
Skłamałabym, twierdząc, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Nie mam tak szalonej natury. Choć przyznaję, że z tygodnia na tydzień czułam się przy nim coraz lepiej i pewniej. Urzekło mnie, że Piotr od razu stworzył mi poczucie bezpieczeństwa. Poznaliśmy się we wrześniu, a ja w październiku pojechałam na sesję zdjęciową do Warszawy. Tam znajoma stylistka zapytała mnie, co słychać, a ja nagle wypaliłam: „Świetnie. Niedawno poznałam przyszłego męża!”. Sama byłam tym zaskoczona. Nigdy nie rzucam słów na wiatr.
Tworzymy charakterystyczną parę: on bardzo wysoki, ja malutka. Mogę schować się w jego ramionach, ale też wesprzeć na nim emocjonalnie. Piotr jest moją podporą: opiekuńczy, kibicujący. Nigdy nie był o nic zazdrosny. Powtarza, że jest ze mnie dumny. Twierdzi, że z każdej sytuacji jest wyjście, i studzi moją panikę. Niekiedy wystarczy, że przytulimy się i powie: „Wszystko będzie dobrze”. A czasem jako umysł ścisły analizuje problem wnikliwie i proponuje klarowne rozwiązanie. I to mi się podoba, choć… nie zawsze jestem na to gotowa. Pochodzę z rodziny Starmachów, w której każdy ma rację. (uśmiech)
Szybko zrozumiałam, że to poważny związek i oboje traktujemy siebie odpowiedzialnie, z szacunkiem. Piotr nie znikał nagle, odpisywał, oddzwaniał, inicjował kolejne spotkania. Pierwszy przedstawił mnie swoim rodzicom i znajomym. A ja uwielbiam jasne sytuacje, bo inaczej tworzę czarne scenariusze… Rodzice jego i moi bardzo się polubili; okazało się, że mieszkają nieopodal, a nawet znają się z widzenia.
Mąż uczy mnie spokoju, bo najchętniej podejmuję decyzje pod wpływem emocji. Gdy niedawno kupowaliśmy większe mieszkanie, naciskałam, abyśmy wybrali jedno z pierwszych. Piotr prosił o cierpliwość. Dzięki temu kupiliśmy mieszkanie naszych marzeń. Uwielbiam z nim rozmawiać, ale on przekonuje, że cisza bywa równie ważna. Muszę uszanować to, że czasami woli pomilczeć, co pomaga obu stronom. Polubiłam chwile, kiedy siedzimy na kanapie, czytamy, pijemy herbatę, a bliskość podtrzymujemy pocałunkiem czy spojrzeniem.
Ślub wzięliśmy w trzecią rocznicę od pierwszej randki. Półtora roku temu na świecie powitaliśmy naszą córkę Jagnę. Marzyliśmy o dziecku, ale jako osoby mocno zapracowane mieliśmy trudne początki rodzicielstwa. Zarwane noce, zmęczenie. Kiedy zaczynałam panikować: „Kochanie, dlaczego nie dogadujemy się tak jak wcześniej?”, Piotr zrobił szybką analizę, z której wynikało, że ostatnio nie mieliśmy czasu ani na telefony, ani na dłuższe rozmowy. I jak ma być świetnie? Mnie ta świadomość przyniosła ulgę. Zrozumiałam, że między nami nie dzieje się nic złego, tylko sytuacja jest szczególna, wymagająca. Staramy się więc częściej wychodzić na randki.
Kocham gotować, ale uwielbiam też, jak ktoś gotuje dla mnie. Mój mąż doskonale sprawdza się w innych dziedzinach, choć raz, na początku związku, zrobił mi smaczną kanapkę. (uśmiech) Mamy w domu naturalny podział obowiązków. On zajmuje się sprawami technicznymi: rachunkami, wymianą żarówek. Uwielbiam jego praktyczny prezent, gdy bierze moje auto do myjni, wymienia opony, olej, a potem oddaje mi kluczyki. Wsiadam do samochodu i myślę o tym, jak bardzo kocham mojego męża! Z przyjemnością gotuję dla niego i córki. Staram się codziennie szykować mu lunch box do pracy. Mamy to szczęście, że w weekendy chodzimy na obiady do moich rodziców lub teściów. Często też umawiamy się ze znajomymi i ich dziećmi. Jagna jest towarzyska, w domu szybko się nudzi. Wymyślamy więc wizyty w kawiarniach, muzeach i spacery.
Doceniam, że Piotr jest opiekuńczym ojcem. Uwielbiam obserwować, jak dba o naszą córkę: nosi, usypia, tuli… Gdy Jagna była maleńka, musiałam być na planie programu „MasterChef Junior”. Piotr nie chciał mnie martwić i dbał o komfort mojej pracy, więc zapewniał w SMS-ach, że mają idealny dzień. Potem okazywało się, że córka płakała z powodu kolek itd.
Mój mąż jest z tych, którzy więcej robią, niż mówią. Zamiast godzinami zapewniać mnie o bliskości, woli kupić kwiaty bez okazji. Najważniejsze, że stoimy za sobą murem. Myślę, że on jest pewny mnie tak samo jak ja jego.
Ania Starmach – jurorka polskich edycji programów „MasterChef” oraz „MasterChef Junior” (wiosną na antenie TVN), autorka książek kulinarnych (m.in. „Pyszne 25”, „Lekkość”, „Pyszne kolacje”); prowadziła programy autorskie, m.in. „Pyszne 25” (TVN Style). Studiowała historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, ukończyła prestiżową szkołę gotowania Le Cordon Bleu w Paryżu. Mieszka z córką Jagną i mężem Piotrem w Krakowie.
Piotr Kusek: Od początku czułem się przy niej komfortowo. Ania ma w sobie coś takiego, że przy niej wszystkim od razu poprawia się humor. To nie tylko zasługa jej zaraźliwego uśmiechu, ale też osobowości, zachowania, wyglądu. Zanim ją poznałem, nie widziałem żadnego programu telewizyjnego z udziałem Ani. Moja opinia o niej nie wynikała więc w żaden sposób z jej popularności czy statusu. Na dzień dobry ujęła mnie bezpośredniością i otwartością. Poczułem, że to osoba solidna, warta zaufania. Poza tym jest w moim typie: filigranowa sylwetka, brunetka, piękny uśmiech, inteligentne spojrzenie.
Bardzo szybko zacząłem myśleć o niej poważnie. Na dalszym etapie spodobało mi się także to, że pochodzi ze wspaniałej krakowskiej rodziny, w której liczą się bliskie relacje, ciepło, wsparcie. Na tych wartościach zależy mi w życiu najbardziej. Z kimś takim jak ona chciałem stworzyć własną rodzinę. Nie mam wątpliwości, że w trudnych chwilach Ania ruszy mi zawsze z pomocą. Ona również ma tę pewność, jeśli chodzi o mnie.
Spotkaliśmy się w odpowiednim momencie. Oboje przed trzydziestką, z pewnymi doświadczeniami, wiedzący, czego oczekujemy od życia i od siebie nawzajem. Nie szukaliśmy romansu, tylko poważnego związku. Ta relacja od początku budowała się na solidnych fundamentach. Zależało mi, abyśmy poznali dość szybko także nasze rodziny. Najpierw Ania zjawiła się na obiedzie niedzielnym u moich rodziców. Mama miała trochę obaw, czy jej potrawy zasmakują znanej ekspertce kulinarnej, ale wszystko poszło gładko. Ja z kolei odczuwałem lekką tremę przed pierwszym spotkaniem u rodziców Ani, do których zostałem zaproszony w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Zauważyłem, że Ania ma wiele cech po swoim tacie (jak choćby tę, że od razu gromadzi wokół siebie ludzi). Mój teść to niezwykły człowiek, osobowość przyjazna całemu światu.
W ubiegłym roku po raz pierwszy zorganizowaliśmy wieczerzę wigilijną z udziałem dwóch naszych rodzin. To był piękny czas. Lubimy ze sobą dyskutować, żartować i oczywiście jeść. Cieszę się, że nasi rodzice się zaprzyjaźnili. Obie mamy często się spotykają, były nawet na wspólnym wyjeździe. Teraz czekamy, aż zabiorą na wakacje wnuczkę. (uśmiech)
Na początku zastanawialiśmy się z Anią, czy to, że mamy dwa tak odrębne światy zawodowe, nie będzie problemem. Pierwszy etap naszego związku przypadł na czas, kiedy rozwijałem oddział firmy w Wiedniu. Przez rok mieszkałem tam od poniedziałku do czwartku, wracałem do Krakowa na weekendy. To było wyzwanie, ale Ania zrezygnowała z części obowiązków i przyjeżdżała do mnie. Teraz rzadko się rozstajemy na dłużej niż na kilka dni, choć każde z nas uwielbia swoją pracę. Kiedy szykuję się do wystąpień publicznych, Ania chętnie udziela mi rad i podpowiedzi. Ja z kolei pomagam jej w sprawach biznesowych, jak choćby w negocjowaniu umów. Wymieniamy się doświadczeniami. A wspieramy nieustająco. Na koniec roku mam zwykle nawał pracy i wtedy Ania naturalnie przejmuje część obowiązków domowych. A gdy ona jedzie na plan „MasterChefa” albo spotkania autorskie, ograniczam pracę, by więcej czasu spędzić z Jagną. Działamy jak dobrze zgrany organizm.
Zdawałem sobie sprawę, że rodzicielstwo to próba ogniowa dla związku. Nagle czas dla nas jako pary skurczył się, co bywa wyzwaniem i trudnością. Na szczęście rozmawiamy o tym na bieżąco. Potrafimy iść na kompromis. Ojcostwo jest dla mnie piękną, ważną lekcją. Uczę się delikatności, ale też ostrożności. Nie spodziewałem się, że jest we mnie tyle różnych emocji, dopóki nie zostałem tatą. Mam poczucie odpowiedzialności za tę bezwarunkowo oddaną, małą istotkę, co powoduje także różne lęki o jej zdrowie czy rozwój.
Ważnymi sprawdzianami dla związku są wspólne zamieszkanie oraz rodzicielstwo. Pierwsze przyszło naturalnie, nie musieliśmy się docierać, a to drugie cały czas wypracowujemy. Bywamy zmęczeni, niewyspani, ale walczymy o siebie. Najważniejsze jest przeświadczenie, że idzie się przez życie z odpowiednią osobą. Kiedy nie trzeba rozważać, co by było… Ważne, że patrzymy z Anią w jednym kierunku (w przyszłość, nie w przeszłość) i że mamy podobne cele. Dzięki temu łatwiej znosi się niepowodzenia w każdej innej sferze.
Doceniam, że moja żona potrafi pięknie tworzyć ognisko domowe. Nie tylko ma frajdę z gotowania, ale też dba o klimat i przytulny wystrój. Najbardziej lubię to, co wyskakuje z piekarnika, czyli mięsa (Ania przyrządza genialne pieczone kurczaki!) oraz ciasta. Jej popisowe wypieki to minibezy i sernik nowojorski. Cóż, mam w domu genialną kucharkę! Czasem, na specjalną okazję, Ania szykuje mi do pracy ciasto albo tort: koledzy bardzo sobie chwalą te specjały, a ja chodzę dumny…
Czy chciałbym dodać coś jeszcze? Tak. Bardzo kocham moją żonę.
Piotr Kusek – specjalista z branży IT związany z rynkiem finansowym w Polsce. Od 12 lat pracuje w firmie Comarch SA, gdzie odpowiada za sprzedaż rozwiązań na rynkach CEE; absolwent finansów i bankowości na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Tata Jagny, mąż Ani, mieszka z rodziną w Krakowie.