Społeczeństwo

"Chciałabym, aby córka o siebie zadbała. Odebrała to jako brak akceptacji"

"Chciałabym, aby córka o siebie zadbała. Odebrała to jako brak akceptacji"
Czy matka i córka znajdą porozumienie?
Fot. iStock

Renata myślała, że daje nastoletniej córce swobodę. Pozwoliła na piercing, farbowanie włosów. A jednocześnie krytykowała, pouczała. Znalazła się o krok od tragedii. 

 

Siedemnastoletnia Niko uczy się w ogólniaku. Ma dwa tatuaże i heliks, kolczyk w górnej części ucha. Chodziła do szkoły muzycznej, ale rzuciła grę na pianinie. Także projektowanie ciuchów. Wirtualną szkołę przechodziła w piżamie, nie włączała kamerki. Jej mama Renata (50 lat, dentystka) relacjonuje pogorszenie ich relacji: – „Zdejmij słuchawki, gdy do ciebie mówię!” – to zdanie stało się refrenem w naszym domu. Niko znieczuliła się na świat zewnętrzny, na mnie też. Najczęstsza reakcja: wzruszenie ramionami. Na wszystko. „Gdzie jesteś?” – pytałam ją, szarpiąc za rękaw bluzy. „W dupie” – zdarzało mi się usłyszeć. A jeszcze niedawno mówiła do mnie „mamuś”. Nie pamiętam, kiedy widziałam jej uśmiech. 

Renata ma wiele pytań w głowie: – Myślałam, że kiedy pozwolę córce na dużo, będę wyrozumiała dla jej eksperymentów, uszczęśliwię ją. Kolorowe włosy, kolczyk w pępku, nosie – okej. Dziś myślę, że może było mi wygodniej zapłacić za piercing, niż dobijać się do jej duszy, skonfrontować z tym, że coś ją boli. Wiem, że przeżywała coś trudnego. Znalazłam jej zapiski: „Nigdy więcej oceniania”. „Pieprzyć idealnych ludzi”.

Niko ma nadwagę. Chciałam, by była szczuplejsza, mówiłam, że w liceum będzie jej łatwiej, jeśli zrzuci kilka kilo. Nie zrzuciła, jej sprawa. Odebrała to jako mój brak akceptacji. Dałam spokój, przestałam się interesować. Nie wiedziałam, że spotyka się z hejtem, jest samotna. Zaniosłam zdjęcia zapisków terapeutce. Najgorsze pokazałam na końcu. „Chcę umrzeć” wyryte na blacie biurka. Usłyszałam: „Napis w widocznym miejscu to wołanie o pomoc”.

Rodzice nie mają czasu ze mną rozmawiać, nie jestem dla nich ważna, chcą narzucać swoje zdanie, porównują mnie ze sobą za młodu – takie zdania padają w gabinetach terapeutów. Coraz więcej dorastających dzieci korzysta z pomocy psychologów i psychiatrów. Większość przyczyn swoich kłopotów upatruje w relacjach z rodzicami. Im trudno zrozumieć zarzuty: stworzyliśmy dzieciom życie bez problemów, bezpieczny dom, szanse na rozwój. Co tak strasznie je przytłacza?! Mówi Renata: – Owszem, trochę oceniałam Niko. Mówiłam, że powinna zadbać o wygląd, bo wizerunek jest ważny. Że powinna być ambitniejsza, bo od kiedy przestała grać na pianinie i szyć ciuchy, nieciekawie spędzała czas. Najpierw myślałam: moim zadaniem jest pokazać dziecku, co dla niego dobre, ważne. Z czasem zaczęłam rozumieć, że ona ma inny system wartości. Ja byłam jak czołg – wyrwałam się z prowincji i zdobywałam Warszawę, to mnie kręciło. Córka ma podane na tacy to, co ja rwałam pazurami. Może chce czegoś innego, a ja nie rozumiem czego? 

Renata, mama Niko, mówi: – „Autoagresja to wołanie o pomoc” – usłyszałam od terapeuty, zastanawiałam się, w czym mogłabym pomóc córce. Do swoich spraw mnie nie dopuszcza, wspólnego hobby nie mamy. Przez chwilę łączyły nas marsze Strajku Kobiet, ale tylko teoretycznie, bo Niko szła ze swoimi znajomymi, ja ze swoimi. Więc co?

 

I nagle zrozumiałam: może wcale nie chodzi o racjonalne podejście? Pewnego wieczoru weszłam do pokoju córki, przysiadłam się do niej na tapczanie i po prostu przytuliłam. Powiedziałam, że bardzo ją kocham i nie chcę się kłócić. Spojrzała na mnie jak na kosmitkę, trochę walczyła z uściskiem. Ale po chwili obie w nim trwałyśmy – mama i córka. I płakałyśmy, wstydząc się łez. Ale co tam, potrzebowałyśmy ich. Potem zapytałam, czy Niko zaprojektowałaby dla mnie suknię na plażę. Zaczęłyśmy przeglądać modele w internecie i z ulgą poczułam, że nitka między nami jeszcze nie pękła.

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również