Społeczeństwo

"Wino przelewałam do butelki po soku, żeby ukryć się przed córką"

"Wino przelewałam do butelki po soku, żeby ukryć się przed córką"
Fot. Istock

Dzięki pracy zdalnej łatwiej ukryć problem. Tylko że przez to... staje się poważniejszy. Wysoko funkcjonujące alkoholiczki to często kobiety na stanowiskach, odpowiedzialne. Niestety, ambicja, która pomogła im w karierze, bywa przeszkodą, by poprosić o pomoc. A teraz potrzebują jej bardziej niż kiedykolwiek.

Przed epidemią Alicja piła butelkę wina dziennie. Zaczynała po powrocie z pracy. Córka studiuje psychologię, wracała do domu późno, ona mogła pić swobodnie z kryształowego kieliszka.

 

Rozwiodła się trzy lata temu. Wcześniej mąż otwierał wino wieczorem. Ona solidnym barolo łagodziła napięcia wyniesione z korporacji. On uznawał alkohol za dopalacz. Po kilku kieliszkach pisanie uzasadnień wyroków szło mu gładko.

 

Alicja też czuła, że po winie działa na wyższych obrotach. Nie dostrzegała minusów. Awansowała, wyjeżdżała z rodziną na wakacje, dopinała na czas wszystkie sprawy. Butelki po winie mąż wynosił do śmietnika w sobotę, w dużej torbie z supermarketu tygodniowa porcja mieściła się idealnie.

 

Teraz Alicja nalewa wino do ciemnej szklanki, żeby córka nie widziała. A pierwszą torbę z butelkami wynosi już w środę.

 

Podczas rozwodu Alicja zawzięła się – poza alimentami na córkę nie weźmie grosza od swojego eks. Upokarzała ją myśl, by brać pieniądze od faceta, który ją zdradzał. Ale plan zaczął się chwiać, w jej firmie pojawiły się problemy. Skończyły się premie, zaczęły redukcje ludzi i płac. Jej matka wymagała rehabilitacji kręgosłupa. Fizjoterapeuta podwoił stawkę za domowe wizyty, „bo ryzykuje zarażeniem”. A jeszcze córka oznajmiła, że może studiować za granicą, trzeba „tylko” wynająć jej mieszkanie.

 

Kiedyś Alicję ucieszyłaby ta wiadomość, teraz – przeraziła. Powiedziała córce, że studia w Londynie przekraczają jej możliwości i usłyszała: „Mogłaś nie rozwodzić się z ojcem! Gdyby był z nami, mogłabym spełniać marzenia!”. – Miałam wyrzuty, może powinnam przełknąć jego zdradę, wybaczyć? – opowiada Alicja. – To wtedy zaczęłam kupować więcej wina. Przelewałam do butelki po tymbarku. Córka pije mineralną, po to nie sięgała.

 

Blisko 11 procent dorosłych Polaków w pandemii pije więcej. Co piąta osoba w ostatnim czasie pije alkohol co najmniej kilka razy w tygodniu – największy wzrost jest wśród ludzi z wykształceniem wyższym (badanie Centrum BioStat). Problemy z psychiką, utrata pracy, śmierć bliskich, strach o zdrowie i przyszłość – kieliszek wina czy drink ma znieczulać na te sprawy.

 

Alicja: – Wydawało mi się, że panuję nad tym, co robię. Porannego kaca gasiłam kubkiem kawy i o dziewiątej działałam sprawnie. Logowałam się w pracy, załatwiałam sprawy. Starannie malowałam się na zebrania na Teamsach. Koleżanki mówiły „świetnie wyglądasz”.

 

Gdy wypiłam więcej, odsłuchiwałam nagrania z zebrań, by sprawdzić, czy nie plątał mi się język, nie palnęłam bzdury. Ale nie. Mówiłam ze swadą, dowcipkowałam. Córka pierwsza zauważyła, co się dzieje.

 

Wzruszyłam ramionami: przecież widzisz, że wykańcza mnie sytuacja – musiałam prosić twojego ojca o pomoc finansową. To upokarzające, ale chcę cię wysłać na te wymarzone studia. Wino pomaga mi to wszystko unieść. Kto mnie przytuli?

 

W pandemii zawieszono spotkania anonimowych alkoholików i grup terapeutycznych dla uzależnionych. Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych szacuje, że pozbawiono wsparcia około 2300 grup. Każda to kilkanaście osób. Bezpośredni regularny kontakt z grupą jest ważny dla wyjścia z nałogu.

 

Alicja nie chciała rozmawiać o swoim stanie z nikim. Córka pakowała się do Londynu, po co dokładać jej problemów? Mama panikowała, że umrze na covid, ojciec starzał się w zastraszającym tempie, coraz mniej kojarzył. – Czułam się samotna, bezradna – mówi Alicja.

 

Tyłam, bo dla poprawy samopoczucia wino nie wystarczało. Batony, ciasta, lody – zajadałam stres, a on nie znikał. Dopadło mnie wypalenie, poczucie rezygnacji. Trzy dni nosiłam ten sam T-shirt, projekty w pracy, które kiedyś mnie podkręcały, zaczęły przerażać.

Administracja przysłała przedsądowe wezwanie do opłacenia zaległego czynszu, a koleżanka z firmy dała cynk, że szykuje się likwidacja stanowisk. Za dużo tego, za ciężko... Po przebudzeniu miałam ataki paniki. Każda decyzja wydawała mi się trudna. Po kieliszku wina wracała pewność siebie na godzinę, dwie. Zdarzało się, że pierwszy piłam przed śniadaniem! Z werwą załatwiałam sprawy, wysyłałam maile. Tkwiłam w przekonaniu, że alkohol mnie ratuje, nie niszczy.

 

Pierwsza zareagowała jej matka: „Widzę, co się dzieje. Kiedy twój ojciec pił, też miał błędne spojrzenie, nerwowe ruchy. Idź po pomoc, zanim będzie za późno”. Ojciec Alicji przed laty korzystał z terapii. Ale ona nie jest alkoholiczką! To przejściowy kryzys. Matka wyjęła z szafki plik banknotów. Dwa tysiące na prywatnego psychologa. – To były jej pieniądze na czarną godzinę! – wspomina Alicja. – Czy jest ze mną tak źle?! – pomyślałam. Rozpłakałam się bez kontroli nad sobą. Matka mnie przytuliła. Pierwszy raz od wielu lat. Nie powiedziałam jej, jak bardzo się boję... o siebie.

A jeśli odejdę... Alkoholizm zwiększa podatność na ciężki przebieg covidu. Osoby nadużywające alkoholu nie tylko gorzej znoszą chorobę, ale i częściej umierają ze względu na osłabienie układu immunologicznego i wątroby. Są bardziej narażone na powikłania związane z układem oddechowym.

 

Jesienią, po wyjeździe córki na studia, Alicja została w domu sama. Było trudniej, niż się spodziewała. Wino stało się codziennym rytuałem, ale trudno było mówić o uldze, bo pijąc, coraz częściej myślała: „Nikt nie zauważy, że spadam na dno...”.

 

Z letargu wybił ją telefon matki: „Ojciec ma alzheimera. To nie jest zwykła demencja. Będzie tylko gorzej. Bez ciebie nie dam rady. Obie musimy być teraz silne, trzymać się razem”. – Najpierw wbiło mnie to w ziemię – mówi Alicja. – Kolejny kłopot. Po chwili przyszła mobilizacja: muszę się otrząsnąć. Jestem potrzebna. Pojawił się ważny cel. Pierwszy raz pomyślałam, że potrzebuję leczenia z prawdziwego zdarzenia.

Grupowe spotkania teraz odpadają, bo mogłabym złapać wirusa, zarazić rodziców. Konsultacje z internetowym terapeutą? Nie mam przekonania, ale spróbuję. Bez stałej, konsekwentnej motywacji sama nie dam rady. Na razie improwizuję. Ważne, że chcę coś zrobić, choć wciąż czuję, że działam po omacku. Wolałabym, żeby istniał sensowny system, który pomaga takim jak ja. Czasem mam ochotę otworzyć okno i krzyknąć: Niech mi ktoś pomoże!

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również