Poruszająca historia rodziny Rudolfa Hössa z czasów, gdy był komendantem obozu w Auschwitz. Jonathan Glazer nie pokazuje nic wprost. A widz i tak zastyga w grozie.
Recenzja przygotowana przez zespół redakcyjny Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA.
W maju ubiegłego roku światową premierę miała „Strefa Interesów”, która do teraz dzięki licznym pokazom na całym świecie i w Polsce zbiera niezliczone, nierzadko pozytywne recenzje. Scenariusz filmu to zaadaptowana wersja książki Martina Amisa o tym samym tytule. Podobnie jak powieść, film jest „adaptacją” żywota rodziny Rudolfa Hössa z czasów, gdy był komendantem obozu w Auschwitz. Reżyserem i scenarzystą jest Jonathan Glazer, który postanowił opowiedzieć wydarzenia z obozu KL-Auschwitz bez ich faktycznego pokazywania. Z jednej strony mamy przed sobą film, który został okrzyknięty mianem mistrzostwa w „nie-pokazywaniu”, z drugiej zaś nietrudno odnieść wrażenie, że na każdym kroku chce się nam to udowodnić.
W roli „głowy rodziny” – Christian Friedel bezbłędnie odgrywa oddanego swojej misji żołnierza, który, pokazywany głównie w sposób surowy i bezpruderyjny, zarządza nie tylko planem ostatecznej zagłady w Oświęcimiu, ale też życiem otaczających go osób. Jego krąg najbliższych stanowi żona Hedwig, w której rolę wciela się Sandra Hüller, przeżywająca swój szczytowy okres w karierze, gromada dzieci oraz liczna służba. Tło dla ich sielskiego życia stanowi obóz KL-Auschwitz, a w zasadzie dobiegające z niego dźwięki, opowiadane o nim historie (w sposób dość pośredni) i kadry, w których tylnym planem są mury obozowe. Narracja filmu, jest w dużej mierze „monologowa”, bo to wystąpienia poszczególnych postaci budują formę przekazu treści mówionej.
Dom komendanta i jego rodziny to istne marzenie w standardach lat 40. Wiele pokoi, doskonale wyposażonych, krzątająca się służba będąca na każde skinięcie właścicieli i brak jakichkolwiek potrzeb, których nie dałoby się spełnić. Prowadzą sielankowe życie dużej rodziny, urządzają wycieczki, huczne obiady i dbają o wspaniały ogród. Ogród jest właśnie potężnym, idealnie zadbanym punktem posesji Hössów, który jest oczkiem w głowie Hedwig.
Olbrzymią zaletą, najczęściej podnoszoną w dyskusji na temat filmu, jest jego unikatowość w sposobie opowiadaniu o Zagładzie. Makabryczna historia dzieje się w tle, oczywiście z wykorzystaniem powszechnej świadomości odbiorcy dot. wydarzeń z Auschwitz, zintensyfikowaną elementami technicznymi filmu. Podczas jednej z wycieczek z synem Rudolf zwraca uwagę synowi na dźwięk, który unosi się w tle, w cale nie chodzi mu o mocny wyraz obozu, a o odgłosy ptaka – czapli. Dźwięk odgrywa kluczową rolę w przekazywaniu treści, jego doniosłość, a czasami i jego brak są początkowo intrygujące oraz przyciągające. Niemalże zerowa odległość pomiędzy rajskim życiem rodziny Hössów, a obozowym dramatem jest przeszywająca. Przedstawienie zbiorowej ignorancji żołnierzy i ich rodzin również zostało oddane w sposób wyraźny.
Glazer w pewien parodystyczny sposób pokazuje jak celowo nieświadomi są Rudolf, Helga i inni, stawiając jako główny wątek konflikt między pracą, a życiem prywatnym. Konflikt pomiędzy byciem rodziną komendanta KL-Auschwitz, a wymarzonym życiem za granicą. Niestety film w momencie „awansu” Rudolfa skupia się bardziej na nim jako głównym bohaterze historii, pomijając trochę niezwykle istotny aspekt pozostawionej rodziny i jej percepcji życia w otoczeniu śmierci. Z jednej strony niewątpliwie ideą filmu jest przedstawienie Hössa i jego podejścia do swojego zawodu w sposób trywialny, z drugiej jest to niewykorzystany potencjał na dobitne ukazanie jego postaci i nie-stworzenie paradokumentu.
Jednak od pewnego momentu film nie zachęca do siebie bardziej, niestety nie pomagają już przerywniki w postaci ujęć z termowizyjnej kamery i bardzo zintensyfikowanych efektów dźwiękowych. Zapowiadające przełom w dynamice filmu, bardziej zaburzają jego odbiór, konfudują i irytują, aniżeli pozytywnie kształtują jego tempo. Moment przełomowy filmu, moment, w którym widz „łapie” co chce przekazać mu Glazer, jest zarówno zbawieniem jak i zgubą artystyczną. Niejednokrotnie autorzy są zbyt dosłowni i mimo, że w założeniu film miał głównie dziać się w naszej wyobraźni to bardzo szybko z niej znika.
Raz po raz Glazer chce wręcz udowodnić, że ta pozorna historia z tragedią w tle jest koszmarna i wstrząsająca. Szkoda, że przez jego usilne starania przestaje taka być, a kończy się na domagającym się konkretnych reakcji filmie. Wstawka z „współczesności” i muzeum Auschwitz-Birkenau, mogłaby być formą pomostu czasowego i oddziaływania przeszłości na współczesność. Niestety sprawia wrażenie całkowicie zbędnej, a odkurzacz wydaje się wręcz kuriozalny. Na ciekawy aspekt uwagę zwrócił Richard Brody, w konkluzji swojej recenzji podnosząc sugerowaną przez Glazera banalność dobra. Jednak reżyser, jak wielu rzeczom w tym filmie pozostawił, po mistrzowsku, tylko zarys.
Premiera w kinie: 8 marca 2024