To był weekend, którego Wrocław długo nie zapomni. Bo choć pogoda nie rozpieszczała, a piątkowe i sobotnie niebo nie raz groziło oberwaniem chmury – publiczność festiwalu Santander Letnie Brzmienia 2025 pokazała, że muzyka jest silniejsza niż deszcz.
Santander Letnie Brzmienia 2025 na Polach Marsowych we Wrocławiu udowodniły, że muzyka ma moc większą niż kaprysy pogody. Choć nie zabrakło deszczu, to właśnie on stał się nieoczekiwanym bohaterem festiwalu, dodając koncertom wyjątkowej atmosfery i sprawiając, że wspólne przeżywanie dźwięków nabrało jeszcze głębszego znaczenia. Przez cały weekend na wrocławskich Polach Marsowych panowała atmosfera radości, wzruszenia i prawdziwej wspólnoty.
Już w piątkowy wieczór publiczność mogła zanurzyć się w subtelnych dźwiękach zespołu LOR, który wprowadził wszystkich w nastrojowy klimat. Ania Dąbrowska porwała tłum swoimi przebojami, a jej piosenki o miłości i samotności śpiewało całe Pole Marsowe.
Wiktor Dyduła, mimo padającego deszczu, rozjaśnił wieczór swoim hitem „Tam słońce, gdzie my”, udowadniając, że muzyka potrafi rozświetlić nawet najbardziej pochmurny dzień.
Jednym z najbardziej wyczekiwanych momentów był koncert projektu BABIE LATO. Margaret, Zalia i Sara James stworzyły na scenie prawdziwą eksplozję kobiecej energii i radości. Ich wspólne wykonania, zwłaszcza utwór „Co za noc”, porwały publiczność do tańca, a finałowa aranżacja „Zanim pójdę” w kobiecym wydaniu stała się symbolem siostrzeństwa i wspólnoty.
Wieczór zakończył się występem zespołu HEY, który po latach powrócił na scenę specjalnie na tę trasę. Kultowe utwory, takie jak „Teksański” czy „Moja i Twoja nadzieja”, wywołały wśród fanów prawdziwe wzruszenie i pozwoliły na chwilę refleksji.
Sobota przyniosła kolejną porcję muzycznych emocji. Na scenie NEXT FEST pojawili się młodzi artyści, wśród których Maks Tachasiuk i Filip Grodowski zachwycili szczerością i świeżością swoich występów. Marcin Maciejczak porwał tłum, a jego emocjonalny koncert na długo pozostanie w pamięci fanów. Wirefall zaskoczył wszystkich, zeskakując ze sceny i tańcząc z publicznością w błocie – to był prawdziwy festiwalowy spontan, który pokazał, jak blisko mogą być ze sobą artyści i ich słuchacze.
Na głównej scenie dzień rozpoczęła jucho, która swoim dystansem i nowym materiałem zyskała sympatię nawet najbardziej wymagających słuchaczy.
Wielki powrót Comy był jednym z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń tego dnia – energia zespołu i ściana gitarowych dźwięków porwały tłum, a sentymentalne uniesienia sprawiły, że publiczność nie stała, lecz dosłownie unosiła się na fali emocji. Wyjątkowym momentem był koncert Edyty Bartosiewicz z orkiestrą symfoniczną. Gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki, zza chmur wyszło słońce, a magiczna atmosfera udzieliła się wszystkim obecnym. Zalewski, który wystąpił tuż po niej, podzielił się z publicznością osobistą historią związaną z piosenką Edyty Bartosiewicz, a wspólne śpiewanie „Opowieści” stworzyło prawdziwie filmowy klimat.
Finał należał do Mroza, który jak zwykle zachwycił sceniczną energią. W tłum poleciały wielkie, czerwone piłki, które natychmiast stały się symbolem tej nocy. Publiczność bawiła się, tańczyła i śpiewała, a gdy na koniec Mrozu wykonał a capella „Jak nie my, to kto”, tysiące głosów odpowiedziało mu jednym chórem. To był wieczór, który na długo zostanie w pamięci wszystkich uczestników.
Nowością tegorocznej edycji była BitterSweet Stage – miejsce, gdzie można było nie tylko posłuchać muzyki, ale też wziąć udział w szczerych rozmowach o emocjach, zdrowiu psychicznym i relacjach. Kameralne BitterSweet Talks, organizowane z fundacjami SEXEDPL i Unaweza, pozwoliły na chwilę refleksji i wymianę doświadczeń, a uczestnicy zgodnie podkreślali, że te rozmowy zostaną z nimi na długo po zakończeniu festiwalu. Wieczorami BitterSweet Stage zamieniała się w silent disco – w piątek parkiet rozgrzewała Reni Jusis, a w sobotę Kuba Karaś. Uczestnicy tańczyli ze słuchawkami na uszach, tworząc wyjątkową, migoczącą ciszę, która wypełniła Pola Marsowe radością i światłem.
Santander Letnie Brzmienia 2025 pokazały, że polska muzyka ma się świetnie, a wspólne przeżywanie koncertów to coś, czego nie zastąpi żadna inna forma rozrywki. Nawet deszcz nie był w stanie zgasić tej wyjątkowej energii, która połączyła artystów i publiczność w jedno muzyczne, radosne święto.
Kolejne przystanki festiwalu to Warszawa, Gdańsk i finałowy Poznań z wielkim powrotem Sugababes. Tam czekają kolejne muzyczne cuda – a Wrocław na zawsze zostanie w sercu trasy jako miejsce, gdzie deszcz spotkał się ze słońcem.
Więcej informacji oraz bilety na kolejne edycje: santanderletniebrzmienia.pl